opti202 pisze: ↑sob lip 13, 2024 4:03 pm
stokrotka11 pisze: ↑sob lip 13, 2024 6:48 am
Plotkara pisze: ↑pt lip 12, 2024 11:31 pm
Hej siostro! Chyba wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia, tak myślę. Tylko wszystko przez miejsce szukania - totalnie tracę chęci na dalsze poszukiwania w apkach. Nawet to, co się dzieje w biurze randkowym pokazuje, że mechanizmy internetowych znajomości przenoszą się wszędzie i niezaleznie od apki, czy strony jest tak samo.
I tak, bycie Zosią samosią, i ogarnianie to chyba jeden z naszych głównych problemow. Czasem wydaje mi się, że „damom w opresji” żyje się łatwiej - zreszta, faceci to lubią i na to wskazuje popkultura.
Coraz bardziej skłaniam się do teorii udawania przed nowopoznanym facetem, że jednak nie mam wszystkiego ułożonego :D
A tak serio, nie wiem, co Ci napsiać - jak mówi klasyk: sytuacja jest beznadziejna xD
Jeszcze odnosnie tego spacerowania w 30 stopniach - wczoraj mi mignął jakiś post facetow na ten temat i dla mnie to jest oczywista sprawa, że najlepiej wyjść na kolację/drinka wieczorem, a faceci się tak tam gimnastykowali i robili fikołki, byle nigdzie nie pojsc. Cyrk
Jestem teraz w takim punkcie, że wydaje mi się, że tej "mojej" osoby chyba po prostu nigdzie obok nie ma. Youtuberka Kennedy Walsh na jednym filmiku powiedziała, że taka miłość, jaką ona by chciała, chyba nie istnieje w realnym świecie. Trochę się z tymi słowami utożsamiam, ale w chwilach "trzeźwosci" mam przeblyski, że no bez przesady, zdrowa, romantyczna relacja to nie jest wymaganie z kosmosu.
A co do dam z opresji, no to cóż, do czego to doszło, że jak człowiek umie samemu żyć to jest to problem
Aż oczy mi się zaszkliły, bo tak się czuję przez całe życie
Potem uznałam, że może idealizuje miłość? Może wymagam za wiele, że chce po prostu być z człowiekiem z którym mi kliknie. Takiego gdzie nie będę musiała bawić się w detektywa, że coś kręci na boku, albo że zniknie z nią na dzień. Takie zniknięcie po 1,5 rocznym związku też przerobiłam.
Facet chciał się żenić, a nagle stał się oschły. Rozstanie przyszło w ciągu kilku dni, bo nie szło dowiedzieć sie od niego co się zmieniło. Potem po zerwaniu napisał mi wiadomość ( po kilku dniach ciszy) że on to chyba jednak nigdy mnie nie kochał
a jak zapytałam dlaczego w takim razie wychodził z inicjatywą ślubu to powiedział, że no nie umie tego wyjaśnić
Ja mam dobre wzorce wyniesione z domu. Rodziców którzy są od 36 lat razem. Jak ja mam nie wierzyć w miłość mając taki przykład wyniesiony z domu?
Jestem dziewczyną dla której relacje są w życiu bardzo ważne. Dużo czasu i uwagi poświęcam rodzinie, przyjaciołom, otaczam sie w pracy ludźmi. Nie ma wokół mnie toksyn czy ludzi zatruwających mi życie. Od zawsze myślałam, że taka kolej rzeczy. Poznam fajnego faceta i stworzę z nim swoją rodzinę. Taką na wzór moich rodziców.
Też mam ładny wzór z domu. Przez to jeszcze ciężej bylo mi w momencie, kiedy zorientowałam się, że moje wszystkie relacje a'la romantyczne, które miałam i byly to w większości situationshipy, były niezdrowe. Bo jak to, w domu bylo dobrze, a ja sie ładowalam w chlopaków, co mnie mieli za nic.
Do mnie lgną ludzie z problemami, często psychicznymi. Łapałam się na tym, że to mi bardziej zależy, żeby ktoś wyszedł z doła niż głównemu zainteresowanemu. Przerobiłam to, dużo energii mnie to kosztowało, ale uwolniłam się ze wszystkich ról ratownika, no i jak stanęłam na pewniejszych nogach, to... od 1,5 roku nie spotykałam się z nikim.
Jeśli kojarzycie wywiady Żurnalisty, abstrahując od tego jakim jest człowiekiem, to on często zadaję gościom pytanie "Zawsze marzyłaś/eś o rodzinie?" Kiedyś sama się zastanowiłam, jak było u mnie. Doszłam do wniosku, że nigdy nie było to na liście życzeń, bo traktowałam to za pewnik, za coś co samo się wydarzy. A potem przyszło liceum - nic dobrego jak o pierwszy związek chodzi, potem studia - bardzo złe wybory, tęsknota za związkiem przeplatana ze złością na chłopców, a w końcu czas po studiach - pewność, czego się chce, a jednocześnie coraz większy brak sił na szukanie tego i wzrastające poczucie niesprawiedliwości, bo "wszyscy są w związkach tylko ja ciągle nie". I teraz chyba jednak marzę o tej rodzinie, a conajmniej marzę o dobrym człowieku obok. Bo dzieci to może niekoniecznie mi są do szczęścia potrzebne.