Ja wszędzie apeluję, żeby jakiekolwiek ewentualne informacje o zaginięciach zgłaszać tylko policji, a nie na jakieś prywatne numery i emaile, bo mnie właśnie takie coś spotkało.prokuratordziurawd pisze: ↑pn paź 06, 2025 10:39 pm Może nie jest to historia true crime, ale uważajcie z historiami o zaginięciach puszczanymi na fb, szczególnie jeśli nie ma informacji, że zaginięcie zostało zgłoszone na policję.
Kilka miesięcy temu moja dobra koleżanka pokłóciła się bardzo mocno z rodziną, i nie chciała już z nim utrzymywać kontaktu. Niestety nie znam więcej szczegółów, ale krótko po tym na lokalnych grupach zaczęły krążyć posty jej rodziców, że ich córka zaginęła, rodzice koleżanki zaczęli też wypisywać do jej znajomych (m.in. do mnie), a od samej zainteresowanej wiem, że narobili jej też wstydu w pracy. Oczywiście celowo nie podawali informacji, że ona od dawna nie mieszka z nimi, ma narzeczonego, dorosłe życie, mieszkanie itp. A te wszystkie Facebookowe fundacje od poszukiwania zaginionych (nie mówię o Itace - tylko o tych mniejszych) nawet nie raczyły sprawdzić przed udostępnieniem, czy faktycznie przedstawiona sytuacja ma miejsce. Oczywiście zaginięcie nie było zgłoszone na policję, bo rodzice koleżanki zapewne wiedzieli, że tam nie potraktowaliby tego na poważnie. Koniec końców koleżanka przeszła przez ogromny stres, musiała wszędzie to odkręcać i tłumaczyć co się stało. Od czasu tej sytuacji, jak widzę jakieś posty na fb o np. zaginionych młodych osobach, to zastanawiam się, czy to na pewno cała prawda...
Miałam stalkera. Poznałam go na Tinderze, wyszłam z nim na trzy spotkania ale dawał mi bardzo dziwny vibe więc stwierdziłam, że jednak nic z tego i kończymy znajomość. Gość oszalał. Ja głupia dałam mu się raz odprowadzić do domu, a on potem ode mnie z domu wziął Ubera, miał więc zapisaną trasę, wiedział gdzie mieszkam, wystawał pod moim domem i wydzwaniał, że mam do niego zejść. Wystalkował mnie na social mediach i dowiedział się gdzie pracuję, zaczął tam przychodzić, potrafił wystawać pod moją pracą caly dzień. Kupował kolejne startery i dzwonił do mnie z różnych numerów, tworzył fałszywe konta na facebooku i wypisywał do mnie, dzwonił, zaczął pisać do moich koleżanek z pracy, zostawiać mi liściki za wycieraczką... Ciągle powtarzał, że mnie kocha i jestem tą jedyną, potem zaczął proponować mi pieniądze i różne nagrody, a jak to nie podziałało zaczął mi grozić. Pewnego dnia jak wyjechałam do babci do innego miasta żeby od tego odpocząć, kumpela z pracy wysłała mi fotkę kartki zawieszonej na latarnii blisko mojej pracy z informacją o moich poszukiwaniach i prośbie o kontakt na prywatny numer i specjalnie utworzony do tego email... Tych kartek było paręnaście. To się ciągnęło bardzo długo, w końcu zdecydowałam się iść na policję, nic mu nie zrobili, bo facet ulotnił się z kraju, ale zdążyłam się dowiedzieć, że nie byłam jedyna, bo przede mną prześladował jakąś inną dziewczynę