Ja mam 20 lat, więc nie wiem czy moja odpowiedź się liczy

, ale odkąd byłam mała nie interesowałam się dziećmi. Jak np. inne małe dziewczynki miały swoją lalkę i się bawiły, że są mamą tak ja robiłam coś kompletnie innego. Dzieci nigdy nie powodowały u mnie żadnych większych rozczuleń, nie umiem się z nimi bawić, rozmawiać, nigdy nawet żadnego nie trzymałam, gdy mi gdzieś na chrzcinach wciskano je na ręce, bo się boję.

Nigdy nie marzyłam o byciu matką i to się nie zmieniło i nie zmieni. Na razie boję się powiedzieć o tym rodzinie, bo byliby wściekli, ale ja już wiem, że nie zamierzam rodzić "bo tak trzeba". I wiem, że dużo osób pewnie pomyśli, że wszystko może się jeszcze zmienić, ale ja totalnie w to nie wierzę.
Przeraża mnie poród i jego konsekwencje, to, co ciąża robi z ciałem. Nie widzę siebie w roli matki, bałabym się panicznie, że zrobię coś nie tak, że nie będę umiała się zająć tym dzieckiem i nieświadomie zrobiłabym mu jakąś krzywdę. Że zostałabym sama ze wszystkimi tymi obowiązkami, nieprzespanymi nocami, brakiem czasu dla siebie, rozwalonym ciałem, z mężem, który ma wszystko w dupie. A teraz większość mężczyzn taka właśnie jest, dobrymi tatusiami to oni są tylko na zdjęciach a w rzeczywistości kobiety harują w domu od razu po porodzie i jeszcze zajmują się obowiązkami wokół dziecka. Na wszelkich forach jest mnóstwo wątków, gdzie kobiety żałują macierzyństwa i że wypruło ono radość i wolność, że dla męża ich ciało po porodzie się stało brzydkie i robią skok w bok... I nikt nie bierze ich problemów na poważnie, bo gdy pojawia się dziecko, to kobieta już na zawsze zostanie tylko matką. Nie radzisz sobie? To słaba z ciebie matka, weź się w garść!
Ja może jestem egoistką, ale na myśl o tym, że miałabym poświęcić swój spokój, nerwy, czas i pieniądze na dziecko od razu mi się odechciewa czegokolwiek, tak samo jak na myśl o ciągłym hałasie, wrzasku, płaczu, latania po lekarzach, pieluchach, ubrankach i masie problemów o których istnieniu może nawet nie zdaję sobie sprawy. Sąsiadka nade mną ma trójkę dzieci i czasem jak słyszę, co tam się wyprawia to nie wyobrażam sobie jak w takim jazgocie można w ogóle odpocząć po pracy czy się zrelaksować. Nie można przysłowiowo ''rzucić wszystkiego i pojechać w Bieszczady'', nie można odciąć się od świata, gdy potrzeba, bo ciągle coś z dzieckiem. Ja cenię bardzo spokój i ciszę i nie byłabym w stanie tego poświęcić. I wolę żyć w ten sposób, niż przynieść na świat dziecko z przymusu i zatracić w tym kompletnie siebie.
Ogólnie to wkurza mnie, że zawsze gdy mówi się ''nie chcę mieć dzieci'' to od razu pada natarczywe pytanie ''dlaczego?????'' i trzeba się tłumaczyć. Demonizuje się te ''stare samotne kobiety z kotami'', ale każda taka kobieta, jaką spotkałam w swoim życiu (miałam nawet jedną taką nauczycielkę przyrody w podstawówce, która swoje życie poświęciła podróżom) była zadbana, szczęśliwa, pełna spokoju, miała grono przyjaciół i generalnie spełniała się w życiu. I absolutnie nie chodzi mi o to, że poprzez macierzyństwo nie można się spełniać, bo wiele kobiet marzy o byciu matką. Chodzi mi właśnie o możliwość wyboru i brak stygmatyzacji kobiet, które wolą inną ścieżkę...