Start
Wiadomości
Ulubione
Mój profil

Powody zakończenia waszych przyjaźni

Moderatorzy: KasandraCwir, verysweetcherry
Agneess
Mokra Włoszka
Posty: 57
Rejestracja: pn mar 18, 2024 11:51 am

Re: Powody zakończenia waszych przyjaźni

Post autor: Agneess »

Ja jestem właśnie na takim etapie dochodzenia do tego, że moje "przyjaznie" mi nie służą i zaczynam myśleć o odcięciu się.
Zawsze po spotkaniu z którąś z bliskich koleżanek przeżywam wewnętrzne frustracje. Obie mają tendencje do tzw. przypierdolek. Np. powiesz cokolwiek, no i ona albo wie lepiej, albo neguje Twoje zdanie, albo wyśmiewa, albo wychodzi, że coś miedzy sobą zatajają, no dlugo by wymieniać. No i potem ja siedzę i rozmyślam, że czemu w sumie na takie rzeczy nie reaguję, więc spirala się nakręca.
Tylko mam jakieś dziwne poczucie winy z tym związane. Niby w sumie odzywają się raz na ruski rok, ale w mojej głowie pada myśl, a co jak się odezwą, jak mam wtedy postąpić.
Był ktoś w takiej sytuacji albo miał podobne rozkminy do moich?
Awatar użytkownika
amica90
Milion subskrypcji
Posty: 4433
Rejestracja: wt lut 06, 2024 10:25 pm

Post autor: amica90 »

W życiu tak naprawdę miałam tylko jedną przyjaciółkę. Przyjaźniłyśmy się od zerówki jakoś do połowy gimnazjum. Wszędzie razem, najlepsze przyjaciółki. Często przychodziłam do niej do domu, spędzałyśmy razem czas po szkole. Wspominam ją z sentymentem. Nie wiem, co się tak naprawdę wtedy wydarzyło, ale właśnie w połowie gimnazjum zaczęła się ode mnie oddalać. "Zbliżyła się" do innych osób z naszej klasy, które wyróżniały się tym, że były dobre z większości przedmiotów, więc w trójkę tworzyli taką "grupkę prymusów", tak to nazwijmy. Było mi przykro, bo widziałam wzrok tej drugiej koleżanki... tak jakby mówił, że odbiła mi jedyną bliską mi osobę... Po latach na terapii dowiedziałam się, że prawdopodobnie to odbicie przyjaciółki mogło się odbić na mojej psychice, nawet nieświadomie. Ja w tamtym czasie byłam "tą trzecią" obok dwóch innych koleżanek, gdzie nigdy nie traktowały mnie z szacunkiem, często też umawiały się na różne projekty do szkoły beze mnie, robiły coś za plecami.


Jeszcze do niedawna miałam jedną bliższą koleżankę, którą poznałam przez internet jakoś w gimnazjum i często się wtedy spotykałyśmy. Wtedy jeszcze mnie szanowała, mnie i mój czas. Wychodziłyśmy często na spacery, do kina, siedziałyśmy u niej w internacie. Do czasu, kiedy poznała swojego obecnego męża. Zawsze, gdy potrzebowałam pobyć z nią sam na sam, porozmawiać szczerze o problemach, to nigdy tego nie szanowała i zapraszała do domu w tym czasie innych ludzi, z którymi musiałam siedzieć w jednym pomieszczeniu i udawać, że wszystko jest okej. Wiem, może to zabrzmieć, jakbym się wtedy obrażała i siedziała naburmuszona, ale w tamtym czasie miałam ogromne problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, więc czułam się bardzo nieswojo w nowym gronie. Potem zaczęło się odczytywanie i nieodpisywanie. Na moje propozycje spotkań praktycznie nigdy nie było odpowiedzi. Często zdarzało się, że jeśli już umówiłyśmy spotkanie, to je odwoływała, bo coś tam. Po tym jak wyszła z mąż, spotykałyśmy się dosłownie dwa razy do roku, a i to nie potrafiła przeznaczyć tego czasu tylko dla nas. Na każdym spotkaniu musiała kilka razy dzwonić do tego męża z pytaniami jak się czuje, czy zjadł już obiad i czy może nie kupić mu czegoś... Problemem było też mówienie, że w końcu zaprosi mnie do swojego mieszkania i wypijemy kawę albo pójdziemy na rowery. Pisała to dosłownie przez dwa lata, a nigdy nie wystosowała konkretnego zaproszenia. A ja sama nie pytałam, bo jak już pisałam wcześniej - nigdy nie odpowiadała na moje propozycje. Każdy ma jednak swoje granice. Zerwałam tę znajomość. Nigdy też nie wspierała mnie w rozwijaniu mojej pasji i (potencjalnego) biznesu - robiłam dla niej usługi, które ona udostępniała na fb, ale nigdy nie podlinkowała w opisie mojej strony na fb ani nigdy nie poleciła mnie pod żadnym postem. Miała usługi za darmo, choć sama za darmo nawet w ten sposób nie chciała mi pomóc. Kontakt urwałam chyba w tym roku, nie pamiętam. Po prostu zaczęłam się szanować. Było mi przykro, długo dochodziłam do siebie, ale z perspektywy czasu widzę, że to była dobra decyzja. Znałyśmy się jakoś 12-13 lat. Ale ludzie chyba też po prostu dojrzewają. Czy to była przyjaźń? Nie wiem. Ale traktowałam ją jako bliższą znajomą, bliższą niż inne.
🍿🍿🍿
3Ewelina0

Post autor: 3Ewelina0 »

Ja 99% przyjazni stracilam przez to, ze zdalam sobie sprawe ze w sumie poza imprezowaniem niewiele nas laczy. W pewnym momencie zauwazylam, ze nasze aktywnosci ograniczaja sie do domowek, klubow, barow, ciagle leje sie alkohol, a rozmowy w sumie opieraja sie glownie na tym ''co sie wczoraj odwalilo omg'', planowaniu imprez i ogolnie omawianiu wydarzen kiedy kazdy byl nawalony. Jakies zwierzenia, ''glebsze rozmowy'' to byl w sumie stek toksycznych rad wyglaszanych po alkoholu, takie wiecie, spotkanie dwoch lasek w kiblu w klubie gdzie jednak mowi ze jej facet nie kupil jej kwiatka na Dzien Kobiet, a druga ja pociesza ''zostaw tego gnoja nie zasluzyl na ciebie''. Tak jak zniknelam z imprez tak zniknely moje 2 przyjaznie, bo ja chcialam robic tez inne rzeczy, ale przyjaciolki nie chcialy ''wypasc z obiegu'' wiec jak ja siedzialam sama na kanapie wieczorem one nie byly chetne zeby spotkac sie na herbate czy pograc w jakas gre, tylko co sobote dzida na miasto. Wszyscy widzieli nas jako super zgrana ekipe, trio, ''Atomowki'', ale w gruncie rzeczy najglebsza rzecza jaka nas laczyla byla butelka
KrwawaMary
DamaZpowiśla
Posty: 1493
Rejestracja: czw kwie 04, 2024 2:50 pm

Post autor: KrwawaMary »

DlaczegoJaJa pisze: wt lis 26, 2024 1:51 am Czytając komentarze, mam wrażenie, że kobiety są o coś zazdrosne. Jeśli jedna z psiapsi jest ładniejsza, to będzie się wywyższać i robić z siebie lepszą. Druga, zazdrości po cichu i udają relację przyjacielską.
Widzę, że rzadko kiedy panie są dla siebie życzliwe. Chętniej się oceniają i krytykują.
Niestety mam wrażenie, że znaczna większość kobiet nie umie w przyjaźń z drugą kobietą. Ostatnio próbowałam się przyjaźnić z wydawałoby się super osóbką (terapeutka, cud i miód), która nie potrafiła znieść, że mam wyższy status materialny od niej. W pierwszej chwili serio byłam nią zachwycona. Przez kilka pierwszych miesięcy wydawała się idealnym kompanem do przyjaźni, jednak wraz z czasem różowe okulary opadały mi co raz bardziej… Nigdy jakoś szczególnie nie epatowałam kasą, nie jestem człowiekiem typu logo itp., jedynie od czasu do czasu w rozmowie zdażyło mi się wtrącić, że np. Mam jednego z najnowszych iPhone w wersji pro tak choćby w kontekście jakości zdjęć. Kwitowane to było epitetami niby w żartach, ale jednak ślepy zauważyłby, że to na serio…
KrwawaMary
DamaZpowiśla
Posty: 1493
Rejestracja: czw kwie 04, 2024 2:50 pm

Post autor: KrwawaMary »

Agneess pisze: ndz gru 08, 2024 10:38 am Ja jestem właśnie na takim etapie dochodzenia do tego, że moje "przyjaznie" mi nie służą i zaczynam myśleć o odcięciu się.
Zawsze po spotkaniu z którąś z bliskich koleżanek przeżywam wewnętrzne frustracje. Obie mają tendencje do tzw. przypierdolek. Np. powiesz cokolwiek, no i ona albo wie lepiej, albo neguje Twoje zdanie, albo wyśmiewa, albo wychodzi, że coś miedzy sobą zatajają, no dlugo by wymieniać. No i potem ja siedzę i rozmyślam, że czemu w sumie na takie rzeczy nie reaguję, więc spirala się nakręca.
Tylko mam jakieś dziwne poczucie winy z tym związane. Niby w sumie odzywają się raz na ruski rok, ale w mojej głowie pada myśl, a co jak się odezwą, jak mam wtedy postąpić.
Był ktoś w takiej sytuacji albo miał podobne rozkminy do moich?
Tak, ja. Niby nic mi tak wprost dana osoba nie zrobiła, ale jednak po spotkaniu zle się czuję, zatem staram się olewać ile się da 😅
pandycja
Siatkarka
Posty: 2
Rejestracja: pt mar 29, 2024 1:12 pm

Post autor: pandycja »

Organizowałam ślub, miała być moją świadkową. To była taka przyjaźń od podstawówki, spędzałyśmy razem czas, kiedy tylko mogłyśmy. Jestem osobą plus size, ale od kilku lat czułam się ze sobą dobrze, teraz ćwiczę, by poprawić swoje zdrowie i kondycję, z tym drugim idzie gorzej ;P Ale do brzegu...
Pewnego razu, około roku przed ślubem, przyszła do mnie w odwiedziny i powiedziała, że nie chce być moją świadkową, bo nie może na mnie patrzeć, że jak ja będę wyglądać i zepsuję zdjęcia. Zamurowało mnie totalnie. Ona sobie poszła. Potem odezwałam się jeszcze do niej, czy na pewno miała na myśli dokładnie to, co wypowiedziała, czy stało za tym coś więcej, to odpowiedziała, że powiedziała to, co myśli i powinno mnie to zmotywować do ruszenia tyłka. Nie chciałam już więcej z nią rozmawiać po tym, powiedziałam jej tylko, że życzę jej jak najlepiej. Cieszę się, że dopiero po tej rozmowie rozdawaliśmy zaproszenia, bo wiedziałam, że jej i jej chłopaka nie potrzebuję u swojego boku w najpiękniejszym dniu mojego życia. Od tamtej pory się nie odezwała, ja też już nie potrafię po tym, co usłyszałam. Umiem przyjąć konstruktywną krytykę, ale nie takie ciśnięcie po mnie. To było 2,5 roku temu, a ja nadal nie potrafię się do końca pozbierać. Moja samoakceptacja runęła jak zamek z piasku.

Do tego pisała i dzwoniła jeszcze do mojego wtedy jeszcze narzeczonego, próbując nastawić go przeciwko mnie... Pokazał mi te wiadomości, słyszałam na własne uszy nagrania rozmów (miał włączone automatyczne nagrywanie każdej rozmowy w apce).

22 lata się przyjaźniłyśmy, było wszystko okej, wspieranie się wzajemne i dodawanie sobie wzajemnie skrzydeł, gdy było trzeba. Około roku przed tą sytuacją zaczęła być z jednym chłopakiem i przy nim znacznie się zmieniła - jakby była zupełnie inną osobą. Podejrzewam, że to też było powiązane.

Dziękuję, że mogłam się wygadać.
Szczepa
BagietkaZszarlott
Posty: 165
Rejestracja: pt paź 04, 2024 8:50 pm

Post autor: Szczepa »

amica90 pisze: ndz gru 08, 2024 1:50 pm W życiu tak naprawdę miałam tylko jedną przyjaciółkę. Przyjaźniłyśmy się od zerówki jakoś do połowy gimnazjum. Wszędzie razem, najlepsze przyjaciółki. Często przychodziłam do niej do domu, spędzałyśmy razem czas po szkole. Wspominam ją z sentymentem. Nie wiem, co się tak naprawdę wtedy wydarzyło, ale właśnie w połowie gimnazjum zaczęła się ode mnie oddalać. "Zbliżyła się" do innych osób z naszej klasy, które wyróżniały się tym, że były dobre z większości przedmiotów, więc w trójkę tworzyli taką "grupkę prymusów", tak to nazwijmy. Było mi przykro, bo widziałam wzrok tej drugiej koleżanki... tak jakby mówił, że odbiła mi jedyną bliską mi osobę... Po latach na terapii dowiedziałam się, że prawdopodobnie to odbicie przyjaciółki mogło się odbić na mojej psychice, nawet nieświadomie. Ja w tamtym czasie byłam "tą trzecią" obok dwóch innych koleżanek, gdzie nigdy nie traktowały mnie z szacunkiem, często też umawiały się na różne projekty do szkoły beze mnie, robiły coś za plecami.


Jeszcze do niedawna miałam jedną bliższą koleżankę, którą poznałam przez internet jakoś w gimnazjum i często się wtedy spotykałyśmy. Wtedy jeszcze mnie szanowała, mnie i mój czas. Wychodziłyśmy często na spacery, do kina, siedziałyśmy u niej w internacie. Do czasu, kiedy poznała swojego obecnego męża. Zawsze, gdy potrzebowałam pobyć z nią sam na sam, porozmawiać szczerze o problemach, to nigdy tego nie szanowała i zapraszała do domu w tym czasie innych ludzi, z którymi musiałam siedzieć w jednym pomieszczeniu i udawać, że wszystko jest okej. Wiem, może to zabrzmieć, jakbym się wtedy obrażała i siedziała naburmuszona, ale w tamtym czasie miałam ogromne problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, więc czułam się bardzo nieswojo w nowym gronie. Potem zaczęło się odczytywanie i nieodpisywanie. Na moje propozycje spotkań praktycznie nigdy nie było odpowiedzi. Często zdarzało się, że jeśli już umówiłyśmy spotkanie, to je odwoływała, bo coś tam. Po tym jak wyszła z mąż, spotykałyśmy się dosłownie dwa razy do roku, a i to nie potrafiła przeznaczyć tego czasu tylko dla nas. Na każdym spotkaniu musiała kilka razy dzwonić do tego męża z pytaniami jak się czuje, czy zjadł już obiad i czy może nie kupić mu czegoś... Problemem było też mówienie, że w końcu zaprosi mnie do swojego mieszkania i wypijemy kawę albo pójdziemy na rowery. Pisała to dosłownie przez dwa lata, a nigdy nie wystosowała konkretnego zaproszenia. A ja sama nie pytałam, bo jak już pisałam wcześniej - nigdy nie odpowiadała na moje propozycje. Każdy ma jednak swoje granice. Zerwałam tę znajomość. Nigdy też nie wspierała mnie w rozwijaniu mojej pasji i (potencjalnego) biznesu - robiłam dla niej usługi, które ona udostępniała na fb, ale nigdy nie podlinkowała w opisie mojej strony na fb ani nigdy nie poleciła mnie pod żadnym postem. Miała usługi za darmo, choć sama za darmo nawet w ten sposób nie chciała mi pomóc. Kontakt urwałam chyba w tym roku, nie pamiętam. Po prostu zaczęłam się szanować. Było mi przykro, długo dochodziłam do siebie, ale z perspektywy czasu widzę, że to była dobra decyzja. Znałyśmy się jakoś 12-13 lat. Ale ludzie chyba też po prostu dojrzewają. Czy to była przyjaźń? Nie wiem. Ale traktowałam ją jako bliższą znajomą, bliższą niż inne.
Czy ta koleżanka odezwała się do Ciebie?
Awatar użytkownika
amica90
Milion subskrypcji
Posty: 4433
Rejestracja: wt lut 06, 2024 10:25 pm

Post autor: amica90 »

Szczepa pisze: wt sty 28, 2025 8:44 pm Czy ta koleżanka odezwała się do Ciebie?
Nie, więcej się nie odezwała. Ale to dobrze. Zdążyłam już zagoić te rany.
🍿🍿🍿
Sevennox
BlondDoczep
Posty: 140
Rejestracja: pn paź 14, 2024 12:57 am

Post autor: Sevennox »

Rozmawiałysmy codziennie, czasem godzinami. Tamtego wieczoru też do niej zadzwoniłam i powiedziałam coś negatywnie na temat mężczyzny z którym miala iść na randkę. Słyszałam po jej głosie że źle to odebrała, rozmowa była nieprzyjemna. Nigdy później nie zamieniłyśmy słowa. To dość dziwne zważywszy na to, że znałyśmy się od gimnazjum i byłyśmy sobie najbliższymi osobami. Z biegiem czasu zdałam sobie sprawę, że to zawsze ja ja zabierałam do swoich znajomych, na imprezy, ona mnie nigdy. Nigdy nie poznała mnie nawet z jedną swoją koleżanką. Przychodząc do domu zawsze szperała mi w rzeczach, bez pytania. Ja nie miałam prawa nic nawet dotknąć. W najgorszych chwilach dla mnie była, nie oczekiwałam niczego więcej niż wysłuchanie mnie i tego jej nie mogę odmówić. Nie zrobiła mi żadnego świństwa, po prostu byłyśmy bardzo niedojrzałymi osobami, może nieco skrzywionymi które bardzo źle na siebie wpływały. Pomimo tego, że nie chce jej w swoim życiu, łapie się na tym że chciałabym jej właśnie się wygadać, że ona by mnie zrozumiała. I wiem, ze nie spotkam nikogo kto będzie mieć rozumieć tak jak ona. Czy chciałabym jej znowu w swoim życiu? Nie.
Mozarella
Mokra Włoszka
Posty: 66
Rejestracja: ndz wrz 29, 2024 4:36 pm

Post autor: Mozarella »

Przyjaźniłyśmy się od czasów Liceum. Już wtedy jak spojrzę na to z perspektywy czasu nie zawsze zachowywała się fair. Np. na studniówce razem ze swoim chłopakiem zaatkowala chłopaka z którym ja przyszłym, że niby oni wiedz, że on się w niej podkochuję. Nie mogłam jej nic powiedzieć bo o wszystkim automatycznie mówiła swojemu chłopakowi. Ja wiem, że partnerom mówi się więcej, ale trochę dziwnie czułam się z tym jak typ zagadywał do mnie o moich problemach. Z dziewczyną z którą obie się przyjaźniłyśmy zniszczyła relacje ponieważ zarzuciła jej że ta kocha się w jej chłopaku. Po skończeniu LO miałyśmy kontakt praktycznie jedynie przez telefon, pomimo, że mieszkamy niedaleko od siebie, to jak miało dojść do spotkania, to ona wymyślała na ostatnią chwilę wymówkę dlaczego nie może. I tak przez cały okres studiów [5lat] widziałyśmy się może z 3 razy. Kontakt urwał się zaraz po nich kiedy zaczela się organizacją jej ślubu. Bardzo się z tego cieszyłam i początkowo doradzalam jej jak mogłam, oczywiście jedynie przez rozmowy telefoniczne. W tym czasie byłam w zwiazku na odległość co ona skrytykowala no bo powiedzialam jej pewnie na jej ślub przyjdę sama bo nie jestem pewna czy uda nam się w tym czasie spotkać, na co ona stwierdziła, ze taki związek jest kompletnie *bez sensu* [obecnie 4 lata razem już nie na odległość, nie powiem czasem bylo trudniej, ale mialo to sens] i ze lepiej, zebym bez partnera nie przychodzila, bo *ona sie boi ze będę nieszczesliwa i będę się źle bawić* . W tym czasie też zaczęły pojawiać się u mnie problemy zdrowotne. Przed weekendem w którym miała mieć ślub, ja miałam planowana operacje. Powiedziałam jej o tym otwarcie i odpowiednio wcześniej, że z tego względu nie będę mogła być na jej ślubie. Ona i tak przyjechała z zaproszeniem i wrzuciła je do skrytki pocztowej, mimo że wystarczyło zapukać do drzwi. Byłam w domu. Podziękowałam jej za zaproszenie ale odmówiłam ponownie. Nie miałam wtedy innego wyjścia. Ona chyba uznała moja chorobę za kłamstwo i kontakt się urwał, a ja też nie próbowałam go więcej ratować.
:fire:
Lemmy12345
RóżowePolo
Posty: 11
Rejestracja: sob sty 27, 2024 5:38 pm

Post autor: Lemmy12345 »

Przyjaźniłyśmy się od pierwszego roku studiów. Byłyśmy jak papużki nierozłączki .Później zaczęła ingerować w moje kontakty z innymi ludźmi, mówić, że jestem wykorzystywana bo np. pomagałam koleżance z pracy się przeprowadzać i wzięłam dzień wolny albo pojechałam wcześniej na wesele z kolegą i stroiłam dom bo jego siostra wychodziła za mąż. Poza tym, wszędzie chodziłyśmy razem, na imprezki (na których ona mam wrażenie chciała być jakaś super nie wiem ciągle próbowała poderwać i aby każdy dawał jej atencję), do akademika mojego byłego i też tam ciągle chciała być main charakter, gadała z jego kolegami ale oni niezbyt byli nią zainteresowani (po jednej z taki akcji powiedziała, że lepiej żebym nie chodziła do byłego bo on napewno już myśli o innej a ja sobie nadzieję tylko robię). Razem na wakacje, razem do knajp, razem na imprezy. Jak rozstałam się z chłopakiem i on zamieszkał w akademiku to przyjęła mnie na miesiące i też byłyśmy super psiapsi-współlokatorki. Było wszystko okej, ja pojechałam na taką wymianę na 3 miesiqce a ona dostała awans… i się pochrzaniło. Ja wróciłam i trochę nie wiedziałam co mam ze sobą zrobic, nie miałam w tym czasie pracy a ona zaczęła obracać się w innym towarzystwie (które w sumie też poznałam ale nie pasował mi jednak vibe tych ludzi, trochę banany, trochę dorobkowicze, dużo chwalenia się pieniędzmi - ona też zaczęła tak robić, zafiksowała się w ogóle na punkcie swojego wyglądu). Jak zwracałam uwagę, że nie podoba mi się jak jej nowi znajomi wypowiadają się np. na temat mojego pochodzenia (pochodzę z mniejszości litewskiej) wiec jak dzwoniła moja babcia to rozmawiałqm z nią po litewsku i słyszałam komentarze typu „Tatiana, ruska” (XD Ci ludzie nawet nie ogarniali gdzie jest Litwa a gdzie Ukraina czy Rosja) to mówiła, że przesadzam albo, że źle kogoś zrozumiałam. Apogeum tego wszystkiego to była sytuacja jak zauważyłam, że się na mnie skarży dwóm koleżankom (że nie wie dlaczego nie lubię jej „przyjaciół” u że powinnam być wdzięczna bo zabiera mnie na fajne eventy, zapoznaje ze znanymi osobami itd.) z którymi miałyśmy grupę (głupio to brzmi ale spojrzałam, że pisze jedna z naszych koleżanek i chciałam sprawdzić u siebie wiadomość i się okazało, że ani nie mam tej wiadomości ani tego czatu). Ja automatycznie zaczęłam skracać naszą relację, mówiłam, że jestem zajęta pracą, że odwiedza mnie przyjaciel z innego miasta - jej to chyba pasowało. Zapytałam ją wprost czy coś się stało (to po jakiś 3-4miesiacach od zobaczenia tej konwersacji) to powiedziała mi, że obrażałam jej matkę (zapytałam ją kiedyś czy pogada z rodzicami bo miała ogromny problem do rodziców - oskarżała ich o faworyzowanie młodszego brata, że nie poświęcali jej tyle uwagi itd., że brat dostał od nich auto a ona sama musi się utrzymać itd.) - powiedziałam tylko, że jest mi przykro bo jej matka była trochę niesprawiedliwa i że jest dorosła i powinna z nią sobie trochę wyjaśnić, zanim np. jej mama umrze - była już grupo po 70). Uznałam, że okej niech tak powie, to może przyzna się do tej grupy na której byłam temat nr 1. Nic z tego. Jak nie chciała się ze mną spotkac to zadzwoniłam i powiedziała tylko, że „śmieci muszą wynieść się same” a ja w sumie zaśmiałam się jej w twarz (no bo te śmieci to trochę żałosny argument). Podziękowałam jej za te 5 lat „przyjaźni” i poprosiłam, żeby w końcu przestała robić z siebie albo ofiarę albo superhiper main character bo można się pogubić.
Niestety też ta przyjaźń zabrała mi trochę pewności siebie, ale teraz skupiam się na sobie;jak na razie nie mam żadnej nowej przyjaciółki.
I tak już od 3,5 roku nie mamy kontaktu, nie mamy w znajomych ani na żadnych SM. Szkoda mi jest tylko zmarnowanego czasu na kogoś takiego bo jednak też dużo poświęciłam jej i jej życiu…
Rzeka.chaosu
Currently:Vienna
Posty: 1140
Rejestracja: śr lut 26, 2025 4:56 pm

Post autor: Rzeka.chaosu »

Tylko jedną relację zakończyłam na dobre. Koleżanka od podstawówki, w gimnazjum i liceum przyjaciółka. W liceum do tego ciągnęłam ją naukowo, siedziałyśmy razem i często jej pomagałam. Już wtedy czułam, że ciągnie ją do paczki innych dziewczyn (my miałyśmy swoją). Z tamtymi paliła, imprezowała, nasze z paczki raczej nie paliły i nie zachowywały się patologicznie. Planowałyśmy iść na te same studia. Ja się dostałam, ona nie. No i się obraziła. Rozumiałam, że jej przykro i nawet chciałam pogadać, ale dotarło do mnie, że przez całe liceum była przy mnie raczej dla wygody. Nie powiem, były i super szczere momenty, ale wiedziałam, że już tego nie utrzymam i do dobrych rzeczy powrotu nie będzie. Ją ciągnie do czego innego. Z czasem wychodziły smaczki, bo okazywało się, że szlag ją trafiał kiedy przez jakiś czas spotykałam się z paczką starszych i popularnych dzieciaków (jeden z nich do mnie podbijał). Ja każdy jej związek wspierałam. Do tego opowiadała znajomym bzdury, że daje mi stare ciuchy po swojej mamie, bo mnie nie stać na nowe. Raz zdarzyła sie taka sytuacja, bo miałam fazę na czarne, a jej mama czyściła szafę i takie mi dała. I fakt, że pochodziła z bogatszego domu niż ja, ale niczego z litości mi nie dawała. Także, kiedy skumałam, że wsparcia i wzajemności nie było w tej przyjaźni, to już nie walczyłam.
Sharlotta
Siatkarka
Posty: 2
Rejestracja: czw sty 16, 2025 5:21 pm

Post autor: Sharlotta »

Poznaliśmy się przez internet. Miałam wtedy 21 lat, on 23. Nigdy nic między nami nie było, po prostu bratnia dusza plus duża odległość, ale przyjaźniliśmy się ok 12 lat.
Myślę, że przez cały okres naszej przyjaźni to ja byłam tą, która "nadrabia" wspólne starania o tę przyjaźń. W końcu chyba osiągnęłam ten poziom, że chcę żeby to dbanie wychodziło po równo z obu stron. Nie chciałam być tylko pocieszycielką i powierniczką. W pewnym momencie, gdy przestałam bawić się w subtelności i mówić, żeby zaczął coś robić ze swoim życiem, a nie tylko mówił, to w sumie on zakończył tę znajomość mówiąc na koniec, żebym zdychała. Teraz średnio do pół roku pisze do mnie z przeprosinami, a ja już mam kolekcję jego zablokowanych numerów.
Fromka95
Koczkodan
Posty: 107
Rejestracja: czw gru 28, 2023 3:21 pm

Post autor: Fromka95 »

Wiele przyjazni mi sie posypalo po wyjezdzie do innego kraju zaraz po maturze. Gdzies tam probowalismy sie jakos kolegowac, ale naturalnie sie rozlecialo. Szkoda, ale rozumiem i nie mam zalu, po prostu taka kolej rzeczy - kazda z nas poszla w swoja strone.

A juz w doroslym zyciu, to przyjaciolka sie na mnie wypiela bo mialam czelnosc zachorowac na raka i juz nie moglam biegac na imprezy, spotykac sie na kawke i przezywac jej zawody milosne. Akurat bralam chemie, gdy dostalam od niej krotka wiadomosc ze nie ma sensu sie dalej kolegowac. Niby wiem, ze lepiej, ze taka pseudo przyjazn sie rozleciala, ale dlugo mnie to bolalo, bo wydawalo mi sie, ze bylysmy blisko. Po roku napisala czy chce sie spotkac, ale ja juz nie chcialam.
baskeciara
Koczkodan
Posty: 121
Rejestracja: wt lip 30, 2024 10:48 pm

Post autor: baskeciara »

Znałyśmy się od ponad 10 lat i byłyśmy w tej samej klasie w podstawówce, gimnazjum i w liceum. raz było lepiej, raz gorzej etc były lata czy miesiące kiedy dogadywałyśmy się mniej, ale po jakimś czasie "polubiłyśmy się" na nowo:) problemy zaczęły się w liceum w 1 klasie kiedy poszłysmy do tej samej klasy i ona nagle zmieniła charakter. znalazła chlopaka, spędzała z nim mnóstwo czasu (nie miałam jej tego za złe żeby nie było) i wgl w pewnym momencie nasz kontakt był coraz gorszy a do tego w tej klasie były dość specyficzne laski z którymi ona ex przyjaciółka znalazła nić porozumienia a ja nie. te laski były straszne, obgadywały każdego, gadały tylko o chłopakach i makijażu i tbh nie miałam za bardzo o czym z nimi gadać. moja była przyjaciółka miała coraz lepszy kontakt z nimi i z dnia na dzień ta relacja zniknęła. później ja zmieniłam klasę i pamiętam nadal sytuacje kiedy np siedziałam w sali (już w tej nowej klasie) a tamta grupka dziewczyn na czele z byłą przyjaciółką stali przed salą w drzwiach i naśmiewali się ze mnie. na początku było mi przykro, bo zawsze starałam się być wyrozumiała i być z przyjaciółką w trudnych sytuacjach kiedy było źle w domu czy nie układało się z innym chłopakiem. mówiłyśmy sobie o wielu rzeczach i pomagałyśmy. wiem też, że nie byłam idealna i nikt nie jest, ale próbowałam walczyć o tę relację nawet jeśli miałoby to być coś innego niż przez te 10 lat........
nie wiem jak obecnie wygląda jej sytuacja. obecnie żyje mi się lepiej, nie mam niestety takiej bliskiej mi przyjaciółki raczej kilka dobrych koleżanek:) może kiedyś się to zmieni (bardzo chciałabym:-))
Slay
whitechocolate
Skarpeta Rakieta
Posty: 86
Rejestracja: sob lut 01, 2025 8:34 pm

Post autor: whitechocolate »

Miałam najlepszą przyjaciółkę w życiu między 1 klasą podstawówki i końcówką gimnazjum. Mieszkałyśmy na tym samym osiedlu, chodziłyśmy do tych samych klas. Spędzałyśmy razem całe popołudnia po szkole i byłyśmy nierozłączne. Byłam najlepsza w klasie i w szkole z niektórych przedmiotów a ona była bardzo przeciętną uczennicą. Nie tyle w podstawówce, co w gimnazjum zaczęła mieć dziwne kompleksy na tym punkcie. Dziwne dlatego, że ja nigdy nie wywyższałam się moją wiedzą, nie byłam kujonem a z przedmiotów, których nie lubiłam miałam słabe oceny. Byłam prymuską w tym, co mnie interesowało. Dla mnie nie było innej opcji niż liceum ogólnokształcące, ona się nie dostała i wybrała technikum, wtedy poziom był tam dużo niższy niż w ogólniaku. Przeprowadziłam się też do innej dzielnicy, czego trochę nie mogła mi wybaczyć. Po maturze poszłam na prestiżowe studia, ona została kosmetyczką, wpadła w bardzo imprezowe, nieciekawe towarzystwo i tak nasze drogi się rozeszły.

Teraz w dorosłym życiu to, co najbardziej zaburza przyjaźnie i relacje międzyludzkie w moim otoczeniu to posiadanie dzieci, żona, mąż, partner, partnerka, którzy ograniczają kontakty towarzyskie i zazdrość o karierę, zarobki i teraz po 40-tce o wygląd. Ludzie są też potwornie drażliwi, mam wrażenie, że każdego można teraz urazić byle czym, każdy ma się za pępek świata. Brakuje mi też kluczowego ogniwa przyjaźni, czyli wsparcia, nie tylko w trudniejszych chwilach, ale też w sukcesie. Są gratulacje, ale jakoś zawsze z nożem w kieszeni.
migdale897
Mokra Włoszka
Posty: 51
Rejestracja: sob mar 04, 2023 5:39 pm

Post autor: migdale897 »

To i ja się wygadam…
Przyjaźniłam się z ta osoba 20 lat. Zawsze znosiłam jej ciężki charakter, takie typowe dopier*alanie się, zazdrość, komentarze na temat facetów z którymi się spotykałam. Nie wiem, byłam ślepa, dopiero teraz to widzę.
Moja przyjaciółka zaczęła sypiać z facetem, który miał partnerkę. I od początku mówiłam jej, ze gra nie jest warta świeczki, żeby przestała rozbijać komuś związek bo najprawdopodobniej skoro zdradza tamta kobietę to zradzi i ją. Była na mnie wściekła, ze „zle ją nastawiam, ze co on mi takiego zrobił”… W końcu on zostawił tamta kobietę i związał się z moja przyjaciółka. Niestety po kilku miesiącach związku zdradził ją ze swoją byłą.
Pierwsze co zrobiła moja przyjaciółka jak się dowiedziała to przyjechała do mnie aby się wyżalić. Wspierałam ja jak mogłam jednocześnie nie oszczędzając w słowach na tego typa.
No i wrocili do siebie. Zaczela ograniczać ze mną kontakt, wiec się domyslilam. O ich powrocie dowiedziałam się od wspólnych znajomych.
Od tego czasu każdemu z wspólnych znajomych opowiedziała swoją wersje - ze się wtracalam, wyzywalam tego kolesia bezpodstawnie i ze nie mogłam zrozumieć ze jest szczesliwa?
I mijają dwa lata ale nadal boli.
PEONIA
Licówka
Posty: 3306
Rejestracja: wt sty 18, 2022 6:37 pm

Post autor: PEONIA »

migdale897 pisze: czw kwie 17, 2025 2:27 pm To i ja się wygadam…
Przyjaźniłam się z ta osoba 20 lat. Zawsze znosiłam jej ciężki charakter, takie typowe dopier*alanie się, zazdrość, komentarze na temat facetów z którymi się spotykałam. Nie wiem, byłam ślepa, dopiero teraz to widzę.
Moja przyjaciółka zaczęła sypiać z facetem, który miał partnerkę. I od początku mówiłam jej, ze gra nie jest warta świeczki, żeby przestała rozbijać komuś związek bo najprawdopodobniej skoro zdradza tamta kobietę to zradzi i ją. Była na mnie wściekła, ze „zle ją nastawiam, ze co on mi takiego zrobił”… W końcu on zostawił tamta kobietę i związał się z moja przyjaciółka. Niestety po kilku miesiącach związku zdradził ją ze swoją byłą.
Pierwsze co zrobiła moja przyjaciółka jak się dowiedziała to przyjechała do mnie aby się wyżalić. Wspierałam ja jak mogłam jednocześnie nie oszczędzając w słowach na tego typa.
No i wrocili do siebie. Zaczela ograniczać ze mną kontakt, wiec się domyslilam. O ich powrocie dowiedziałam się od wspólnych znajomych.
Od tego czasu każdemu z wspólnych znajomych opowiedziała swoją wersje - ze się wtracalam, wyzywalam tego kolesia bezpodstawnie i ze nie mogłam zrozumieć ze jest szczesliwa?
I mijają dwa lata ale nadal boli.
Ogólnie to Wam powiem laski, że uważajcie na osoby, które sypiają z zajętymi. To nie chodzi o jakąś winę czy "ona nikogo nie zdradziła tylko on". Chodzi o to, ze taka osoba świadomie bierze udział w krzywdzie drugiego człowieka i jej to nie przeszkadza....Moja przyjaciółka o której pisałam powyżej też miała romans z żonatym. Ta żona trafiła przez to do szpitala psychiatrycznego. I jak mnie zostawiła po śmierci taty to w pewnym momencie sobie pomyślałam, że czego jak właściwie się spodziewałam po osobie, która brała udział w takiej sytuacji i nie miała żadnych wyrzutów sumienia a wręcz w to brnęła.....Takie osoby mogą się z Wami przyjaźnić ale jak będą mieć korzyść w waszej krzywdzie to wbiją Wam bez wahania nóż w plecy albo będą się biernie przyglądać jak ktoś Wam wbija...
Awatar użytkownika
medikinet20
Siatkarka
Posty: 2
Rejestracja: ndz kwie 20, 2025 12:49 pm

Post autor: medikinet20 »

znajomosci konczylam glownie przez to ze ktos "wchodzil mi na leb" wlasnymi problemami i czulam sie zbyt przytloczona. nie wytrzymywalam juz z niektorymi, wrecz stawalam sie agresywna i zanim napisalam cos niemilego urywalam kontakt bez slowa.
Obrazek
PEONIA
Licówka
Posty: 3306
Rejestracja: wt sty 18, 2022 6:37 pm

Post autor: PEONIA »

medikinet20 pisze: wt kwie 22, 2025 10:58 pm znajomosci konczylam glownie przez to ze ktos "wchodzil mi na leb" wlasnymi problemami i czulam sie zbyt przytloczona. nie wytrzymywalam juz z niektorymi, wrecz stawalam sie agresywna i zanim napisalam cos niemilego urywalam kontakt bez slowa.
To akurat jest Twój problem - ze stawianiem granic i szczerością ....
Awatar użytkownika
medikinet20
Siatkarka
Posty: 2
Rejestracja: ndz kwie 20, 2025 12:49 pm

Post autor: medikinet20 »

PEONIA pisze: śr kwie 23, 2025 10:43 pm To akurat jest Twój problem - ze stawianiem granic i szczerością ....
no i co mialabym powiedziec takiej osobie? ej przyjaznijmy sie dalej ale przestan mi w kolko gadac o swoich problemach? dla mnie to jest i tak jednoznaczne z zakonczeniem przyjazni, skoro ktos musi swiadomie filtrowac co moze mi mowic a co nie, przeciez to nie jest jakas kolezanka z pracy, tylko bliska przyjaciolka. poza tym byly wielokrotnie proby sugerowania pojscia do terapeuty/psychiatry i uswiadomienia, ze po prostu nie moge juz sluchac w kolko tego samego (co bylo naprawde natarczywe), a nadal robila to samo. poza tym doza samoswiadomosci u drugiej osoby tez by sie przydala ze troche przesadza.

i to nie tak ze jestem nieczula, ale gdy ktos widocznie negatywnie na mnie dziala a ja na niego to nie widze powodow by to ratowac czy sztucznie przedluzac i sie meczyc. lepiej dla obojga osob uciac kontakt.
Obrazek
PEONIA
Licówka
Posty: 3306
Rejestracja: wt sty 18, 2022 6:37 pm

Post autor: PEONIA »

medikinet20 pisze: czw maja 01, 2025 7:01 pm no i co mialabym powiedziec takiej osobie? ej przyjaznijmy sie dalej ale przestan mi w kolko gadac o swoich problemach? dla mnie to jest i tak jednoznaczne z zakonczeniem przyjazni, skoro ktos musi swiadomie filtrowac co moze mi mowic a co nie, przeciez to nie jest jakas kolezanka z pracy, tylko bliska przyjaciolka. poza tym byly wielokrotnie proby sugerowania pojscia do terapeuty/psychiatry i uswiadomienia, ze po prostu nie moge juz sluchac w kolko tego samego (co bylo naprawde natarczywe), a nadal robila to samo. poza tym doza samoswiadomosci u drugiej osoby tez by sie przydala ze troche przesadza.

i to nie tak ze jestem nieczula, ale gdy ktos widocznie negatywnie na mnie dziala a ja na niego to nie widze powodow by to ratowac czy sztucznie przedluzac i sie meczyc. lepiej dla obojga osob uciac kontakt.
Tak, dokładnie to miałabyś jej powiedzieć - że to już ponad Twoje siły i czujesz się przytłoczona ciągłym słuchaniem o jej problemach ....

Po Twoim drugim komentarzu już lepiej rozumiem bo ten pierwszy to zabrzmiał jakbyś nic nie mówiła tylko ghostowała bez wyjaśnienia....
byz
RóżowePolo
Posty: 13
Rejestracja: sob lut 01, 2025 6:13 pm

Post autor: byz »

U mnie taka niby pierdoła, bo w sumie dobrze wyszło - dla mnie, ale nadal trochę boli mimo, że było to prawie rok temu. Zaczęło się szybko, tzw. love bombing, dostawałam mnóstwo wiadomości od rana do wieczora, codziennie, nie było to jakoś uciążliwe, ale już na początku wydawało mi się dziwne, przecież nie jestem taka super xD
No i takie się a la BFF z nas zrobiło, ja się poczułam zauważona, pomagałam jej w organizacji wędrówek dla grup integracyjnych dla expatów itd. W końcu zajęłam się jej psem na kilka dni, bo pojechała do Portugalii. Pies przekochany, 5 letni labrador, ale trochę zaniedbany, niedotrenowany itd, strasznie ciągne, rzuca się na psy ciągle itd to jej powiedziałam, że przydałoby mu się trochę więcej uwagi, bo niespecjalnie się słucha itd no i nastąpiła jakaś obraza majestatu, przestała się odzywać, wykluczyłam mnie jakby z grupy, po prostu przestała pisać i zapraszać. Skonfrontowałam to od razu z nią, oczywiście zostałam posądzona o atak, że mi się coś wydaje i w ogóle co to za forma komunikacji (Whatsapp), czaicie nawet do mojego faceta napisała, że "MOJE IMIĘ zachowuje się niewłaściwie" i "czy może coś z tym zrobić" xD
To jej napisałam, ok to się spotkajmy i pogadajmy i się zrobiła ultra unikająca także ten.. zdechło. Mi było strasznie przykro w sumie, bo jestem samotnik taki trochę i znalezienie przyjaciółki graniczy z cudem. Poczułam się zauważona, brana pod uwagę, w ogóle to coś bardzo egzotycznego dla mnie było, dlatego tak współgrałam. Potem zaczęłam sobie powtarzać, że dobrze się stało, bo w sumie bardzo sztuczna osoba. Mind you, dorosłe baby jesteśmy, ona rok starsza, 36 lat xD myślałam, że się do gimnazjum cofłam. Typiara ogólnie z tych bardzo popularnych, co ma 1000 przyjaciół, a jej "bliska grupa" zmienia się co roku.
byz
RóżowePolo
Posty: 13
Rejestracja: sob lut 01, 2025 6:13 pm

Post autor: byz »

Droga, już nie taka super a la przyjaźń, ale wydawało mi się, że fajna znajomość też trochę zdechła, bo mam wrażenie, że ludzie strasznie nie lubią konfrontacji. Mi zależy na głębszych znajomościach, nie na życie i śmierć, ale oparte na tej szczerości itd. W ogóle wydaje mi się, że tą głębszą możesz zawrzeć wtedy kiedy dochodzi do jakichś nieporozumień i obie strony chcą to wyjaśnić. Tez nie wymagam od ludzi męczenia się ze mną przecież i każdy ma prawo do takich relacji jakie mu odpowiadają, nawet jeśli są tylko takie powierzchowne, nie trzeba nie wiadomo czego razem doświadczać. Ale wiecie nie... mi z kobietami po prostu nigdy jakoś nie wychodziło (jestem babka też), bo, tak jak ktoś wcześniej wspomniał, między kobietami toczy się jakaś cicha, ciągła rywalizacja o cholera już wie co. Zawsze mało tej szczerości i prawdziwości. I jeszcze takie "heeej co taaaam, how are youuuuuu" ja nie wiem, nie możesz po prostu "siema jak tam" B)
Rzeka.chaosu
Currently:Vienna
Posty: 1140
Rejestracja: śr lut 26, 2025 4:56 pm

Post autor: Rzeka.chaosu »

byz pisze: czw cze 05, 2025 2:55 pm Droga, już nie taka super a la przyjaźń, ale wydawało mi się, że fajna znajomość też trochę zdechła, bo mam wrażenie, że ludzie strasznie nie lubią konfrontacji. Mi zależy na głębszych znajomościach, nie na życie i śmierć, ale oparte na tej szczerości itd. W ogóle wydaje mi się, że tą głębszą możesz zawrzeć wtedy kiedy dochodzi do jakichś nieporozumień i obie strony chcą to wyjaśnić. Tez nie wymagam od ludzi męczenia się ze mną przecież i każdy ma prawo do takich relacji jakie mu odpowiadają, nawet jeśli są tylko takie powierzchowne, nie trzeba nie wiadomo czego razem doświadczać. Ale wiecie nie... mi z kobietami po prostu nigdy jakoś nie wychodziło (jestem babka też), bo, tak jak ktoś wcześniej wspomniał, między kobietami toczy się jakaś cicha, ciągła rywalizacja o cholera już wie co. Zawsze mało tej szczerości i prawdziwości. I jeszcze takie "heeej co taaaam, how are youuuuuu" ja nie wiem, nie możesz po prostu "siema jak tam" B)

Trochę tak jest. Ja mam swoje przyjaciółki perły dosłownie, z którymi od początku było szczerze i bez żadnych dąsów. I z jedną i drugą od razu złapałyśmy porozumienie. Bez udawania, bez och ach kochana, bez popisywania się czy imponowania na siłę. Jedną widuję rzedziej ze względu na odległość, drugą mam blisko. Ostatnio w trudniejszym okresie rozumiała mnie bez słów, mogłam się przytulić i wyryczeć. A za chwilę śmiać. Sama staram się dawać to samo.