opti202 pisze: ↑pt wrz 06, 2024 2:52 pm
Właśnie to mnie zawsze razi. A znam przykład takiego skąpca, który stworzył partnerce tabele w exelu i kazał jej oddawać 5 zł za ubera, bo zamówili jednego żeby odwiózł ich do swoich mieszkań, więc policzył jej za pół trasy
Uważam, że też inne podejście do finansów ma się będąc na studiach, kiedy liczy się każdy grosz a inne po 30stce. Nie wyobrażam sobie być w poważnym związku z dojrzałym facetem który zabiera mi piątaka z portfela
i tu nie chodzi o te 5 zł, ale takie rozliczanie się jest po prostu upokarzające. Co w sytuacji ciąży, zakupów dla dziecka. Dostałabym premię za donoszenie ciąży ? Nie miałabym zaufania do takiego faceta i poczucia bezpieczeństwa.
A ja z kolei z tym sie nie zgodze ale jest to kompletnie personalne. My z partnerem jestesmy razem prawie 12 lat, mamy wspolne mieszkanie - wszystkie wydatki dzielimy na pol. Doslownie wszystkie. I tak, jezeli jedno z nas placi za ubera to dzielimy to rowniez na pol. Nie jest to upokarzajace, nie widze problemu w podzieleniu rachunku na pol. Ja tak, samo jak on, lubimy miec kontrole nad wydatkami - nawet takimi najmniejszymi. Dla mnie nie jest to kwestia rozliczania partnera co do grosika bo jestem dusigroszem, tylko tego ze lubie miec wszystko, na co wydaje, ladnie rozpisane. Niektorzy sa maniakami excela i lubia miec wszystko "poukladane". Co prawda nie wyliczam mu, ani on mi, co jestesmy sobie winni w excelu, ale chodzi mi o zapisywanie swoich wydatkow w arkuszu pod roznymi kategoriami, a zeby to robic po prostu chce sie dokladnie rozliczac, bo wtedy mi latwiej te informacje przetworzyc. Nam taki uklad pasuje i zyje nam sie bardzo dobrze. Kazdy ma swoja wyplate i wydaje ja na co chce. Gotujemy osobno, kazdy kupuje swoje jedzenie bo mamy inne diety (kiedy sa okresy ze jemy wspolnie to zmieniamy po prostu tryb na wspolne zakupy - gotowac lubimy oboje wiec tez raz ja, raz on). Generalnie jest u nas totalny podzial na pol - przez pieniadze, po sprzatanie itp. Dla nas to jest fair. Wiec nie ma tutaj elementu takiego, jak widzialam u kogos wczesniej, ze ja np sprzatam i gotuje a on sie rozwija a i tak pieniadze na pol. My sie oboje rozwijamy czy to zawodowo, czy wzgledem pasji i przy tym dzielimy wszystkimi obowiazkami.
Mysle ze kluczem jest znalezc to co dwom osobom odpowiada, rozmawiac, ustalac zasady. Nie ma u mnie rowniez obawy, ze partner nie wzialby na siebie odpowiedzialnosci gdyby mi sie cos stalo i zostalabym z palcem w tylku bo do tej pory skrupulatnie bylo wszystko na pol - u nas juz takie sytuacje mialy miejsce. Przeszlismy przez wiele scenariuszy i jestesmy zgodni, ze w takich przypadkach kazdy sobie pomaga. Wlasnie o to chodzi, zimne podejscie do pieniedzy wcale nie musi oznaczac braku zwiazku w zwiazku. Jezeli ma sie zdrowe podejscie, to te kwestie sa rozdzielane. U nas akurat bardzo duza role gra partnerstwo, wiec chcialam tylko naznaczyc ze nie zawsze to co wiekszosc bedzie postrzegac jako "wyliczanie" bedzie we wszystkich takich zwiazkach czyms zlym. Przykro mi jezeli ktos mial takie doswiadczenia, i oczywiscie rozumiem ze jest to niedposzuczalne zeby przy podziale 50/50 i sytuacji gdy cos sie dzieje, jeden z partnerow pozostawal na lodzie. Ja osobiscie nie wyobrazam sobie inaczej zycia. Dopoki oboje pracujemy na pelen etat, niezaleznie czy ktos zarabia wiecej czy nie, wszystko bylo i bedzie dzielone na pol. Lubimy przy tym robic sobie oboje prezenty, wydawac na siebie duzo pieniedzy, robic sobie niespodzianki - wiec tez pomimo tego rozliczania nie jestesmy skapi, wlasciwie to wrecz przeciwnie. Jak dla mnie to jest rozwiazanie idealne.
Odnosnie mieszkania - gdybym miala swoj kredyt, ktory splacam i ktos mialby sie do mnie wprowadzic - placisz na pol. Tyle kosztuje mieszkanie w tym miejscu i tyle. Jezeli inni maja podejscie, ze to jest splacanie komus kredytu i nie jest w porzadku to spoko - mieszkaj w takim razie gdzie indziej
Mieszkanie gdzies kosztuje - nigdzie nie pojdziesz mieszkac za darmo. Jezeli mielibysmy oboje wynajac gdzies mieszkanie to tez musielibysmy za nie placic, i to jeszcze wieksze pieniadze. Wtedy po rozstaniu i tak to mieszkanie by do nikogo nie nalezalo? Wiec dlaczego w takiej sytuacji ktos mialby placic mi tylko w wypadku kiedy mieszkanie bedzie potem rowniez nalezalo do niego? Nie mowie tutaj o sytuacjach gdy ktos potrzebuje pomocy itp, tylko o takich typu ze typ i tak gdzies musi zaplacic zeby mieszkac (sam, cala kwote) a macie opcje zeby razem za polowe ceny, to dlaczego nie mialby placic? Bo nie daj boze dzieki temu jego partnerce latwiej sie splaci kredyt? Ale obcej osobie "pomoc" splacic przy wynajmnie to juz spoko
Ja za taka logika nie nadazam ale to mozna sie klocic i klocic bo co czlowiek to zdanie. Wazne zeby znalezc sobie partnera, ktory je podziela - reszta tak naprawde nie ma znaczenia. Z innymi zyc nie bedziemy.