Wydatki w związku
Moderator: verysweetcherry
Wydatki w związku
Hej jak uważacie i jak jest u was z wydatkami w związku na etapie chodzenia z sobą? Chodzi mi o jedzenie, mieszkanie, wyjścia, wakacje.
My z konkubentem mamy dodatkowe, wspólne konto, na które co miesiąc przelewamy określoną kwotę i za to żyjemy. Pozostała kwota z zarobków jest każdego własną sprawą. Większe wydatki konsultujemy ze sobą, ale w takich kwestiach jak wydatki związane z jego lub moim hobby to się nie mieszamy i nie robimy wyrzutów, bo każdy pokrywa to z własnej kasy.
Jeśli któreś z nas chce zrobić niespodziankę drugiej osobie to robi to ze swoich zaskórniaków, jak zapraszamy się np na randki to najczęściej rachunek pokrywa osoba zapraszająca.
Jeśli któreś z nas chce zrobić niespodziankę drugiej osobie to robi to ze swoich zaskórniaków, jak zapraszamy się np na randki to najczęściej rachunek pokrywa osoba zapraszająca.
-
- RoseGold
- Posty: 856
- Rejestracja: śr cze 16, 2021 6:03 pm
ja mieszkam z narzeczonym, każdy ma swoją kasę, on zarabia więcej. Nie mamy jasno podzielonych zasad jeżeli chodzi o finanse. Jakoś tak naturalnie wyszło, że on opłaca kredyt za mieszkanie plus czynsz/prąd/woda a ja opłacam ratę leasingową za auto i internet. Jeżeli mamy jakieś inne zobowiązania typu kredyt konsumencki czy karta kredytowa to każdy płaci za swoje umowy. Podobnie jest z telefonami, każde opłaca swój.
Jedzenie/chemię/kosmetyki/ubrania głównie kupuję ja. On dba o rozrywkę i zaopatrzenie nas w papierosy. Jeżeli któremuś z nas brakuje kasy to sobie bierzemy z konta drugiej osoby. Dodatkowo co miesiąc każde z nas wpłaca po 15% swojej pensji na inny - wspólny rachunek w ramach oszczędności.
Jedzenie/chemię/kosmetyki/ubrania głównie kupuję ja. On dba o rozrywkę i zaopatrzenie nas w papierosy. Jeżeli któremuś z nas brakuje kasy to sobie bierzemy z konta drugiej osoby. Dodatkowo co miesiąc każde z nas wpłaca po 15% swojej pensji na inny - wspólny rachunek w ramach oszczędności.
Oj, to bardzo zależy. Mówię teraz za siebie wyłącznie. Według mnie jak jest związek, gdzie parka ma po 20 lat, oboje studiują, coś tam pracują i nie mają kasy, to każdy powinien płacić za siebie. Jeśli mowa o starszych osobach z karierą i stabilnością, to większość wydatków powinien pokrywać według mnie mężczyzna. Mówię o związku, a nie o pierwszej randce.
O, a ja się z tym nie zgodzę Uważam, że wydatki powinny być dzielone po równo, lub jeżeli jedna z osób zarabia wyraźnie więcej to ona może dokładać więcej. Z uwagi na to, że pracuję w specyficznej branży, to zarabiam ok 10 tysięcy więcej niż mój tż. Nie wyobrażam sobie żeby on miał pokrywać większość wydatków bo jest mężczyzną. Dla mnie to staroświeckie myślenie, z czasów gdzie większość kobiet nie pracowała zawodowo. Dodam tylko, że on też bardzo dobrze zarabia, no ale wciąż ja zarabiam więcej.lalisa pisze: ↑sob lip 27, 2024 5:29 pm Oj, to bardzo zależy. Mówię teraz za siebie wyłącznie. Według mnie jak jest związek, gdzie parka ma po 20 lat, oboje studiują, coś tam pracują i nie mają kasy, to każdy powinien płacić za siebie. Jeśli mowa o starszych osobach z karierą i stabilnością, to większość wydatków powinien pokrywać według mnie mężczyzna. Mówię o związku, a nie o pierwszej randce.
U nas to działa tak, że składamy się na większość rzeczy po połowie Oczywiście jeżeli ktoś kogoś zaprasza na randkę to płaci osoba zapraszająca. Jeżeli chodzi o jakieś zachcianki do domu typu konsola, thermomix itd. No to już zależy czy to był wspólny pomysł, faktyczna potrzeba czy kaprys któregoś z nas. Ja się nie dołożyłam do konsoli bo i tak na niej nigdy nie zagram :D
Natomiast jeszcze fajnym sposobem wydaje mi się rozliczanie procentowo. Wiele moich znajomych ma dodatkowe wspólne konto i przelewają tam miesięcznie dajmy na to 20% wypłaty. Te pieniądze idą na rachunki, zakupy, wspólne wyjścia na miasto, czy jakieś dodatkowe wydatki na wakacjach. Myślę, że to bardzo fajny sposób
Rozumiem taki system, ale ja go po prostu nie lubię. Testowałam to. Wole faceta, który naturalnie bierze odpowiedzialność za bycie głową rodziny, a nie czeka aż ja dołożę swoje 50% albo nie daj Boże 70% (bo sobie policzy, że proporcjonalnie tyle mam więcej). W związkach i relacjach chłopak i dziewczyna 50/50 wg mnie jest ok, ale jak to ma być małżeństwo i wspólne życie, to ja oczekuje od faceta innego podejścia. Lubie się czuć zaopiekowana. On nie urodzi dziecka, nie jesteśmy równi.olgamole pisze: ↑sob sie 10, 2024 5:17 pm O, a ja się z tym nie zgodzę Uważam, że wydatki powinny być dzielone po równo, lub jeżeli jedna z osób zarabia wyraźnie więcej to ona może dokładać więcej. Z uwagi na to, że pracuję w specyficznej branży, to zarabiam ok 10 tysięcy więcej niż mój tż. Nie wyobrażam sobie żeby on miał pokrywać większość wydatków bo jest mężczyzną. Dla mnie to staroświeckie myślenie, z czasów gdzie większość kobiet nie pracowała zawodowo. Dodam tylko, że on też bardzo dobrze zarabia, no ale wciąż ja zarabiam więcej.
U nas to działa tak, że składamy się na większość rzeczy po połowie Oczywiście jeżeli ktoś kogoś zaprasza na randkę to płaci osoba zapraszająca. Jeżeli chodzi o jakieś zachcianki do domu typu konsola, thermomix itd. No to już zależy czy to był wspólny pomysł, faktyczna potrzeba czy kaprys któregoś z nas. Ja się nie dołożyłam do konsoli bo i tak na niej nigdy nie zagram :D
Natomiast jeszcze fajnym sposobem wydaje mi się rozliczanie procentowo. Wiele moich znajomych ma dodatkowe wspólne konto i przelewają tam miesięcznie dajmy na to 20% wypłaty. Te pieniądze idą na rachunki, zakupy, wspólne wyjścia na miasto, czy jakieś dodatkowe wydatki na wakacjach. Myślę, że to bardzo fajny sposób
Kwestie finansowe w związku to baaardzo indywidualna sprawa. Ja np. nie wyobrażam sobie, żebym dzieliła wszystko 50/50 z partnerem, ale znam i takie przypadki, gdzie kobieta zarabia np. 8 tysięcy, mężczyzna 30 tysięcy miesięcznie, a i tak kobieta nie wyobraża sobie, żeby mężczyzna płacił za nią i dzielą się po połowie (dosłownie lub procentowo).
Więc uważam, że najlepsza odpowiedź na to pytanie brzmi ,,tak, aby każdemu pasowało i nikt nie czuł się ani źle, ani jak pokrzywdzony w kwestii finansowej".
Więc uważam, że najlepsza odpowiedź na to pytanie brzmi ,,tak, aby każdemu pasowało i nikt nie czuł się ani źle, ani jak pokrzywdzony w kwestii finansowej".
tak z ciekawości, czym się zajmujesz?olgamole pisze: ↑sob sie 10, 2024 5:17 pm O, a ja się z tym nie zgodzę Uważam, że wydatki powinny być dzielone po równo, lub jeżeli jedna z osób zarabia wyraźnie więcej to ona może dokładać więcej. Z uwagi na to, że pracuję w specyficznej branży, to zarabiam ok 10 tysięcy więcej niż mój tż. Nie wyobrażam sobie żeby on miał pokrywać większość wydatków bo jest mężczyzną. Dla mnie to staroświeckie myślenie, z czasów gdzie większość kobiet nie pracowała zawodowo. Dodam tylko, że on też bardzo dobrze zarabia, no ale wciąż ja zarabiam więcej.
U nas to działa tak, że składamy się na większość rzeczy po połowie Oczywiście jeżeli ktoś kogoś zaprasza na randkę to płaci osoba zapraszająca. Jeżeli chodzi o jakieś zachcianki do domu typu konsola, thermomix itd. No to już zależy czy to był wspólny pomysł, faktyczna potrzeba czy kaprys któregoś z nas. Ja się nie dołożyłam do konsoli bo i tak na niej nigdy nie zagram :D
Natomiast jeszcze fajnym sposobem wydaje mi się rozliczanie procentowo. Wiele moich znajomych ma dodatkowe wspólne konto i przelewają tam miesięcznie dajmy na to 20% wypłaty. Te pieniądze idą na rachunki, zakupy, wspólne wyjścia na miasto, czy jakieś dodatkowe wydatki na wakacjach. Myślę, że to bardzo fajny sposób
Mieszkamy w jego mieszkaniu, do którego się nie dokładam, tzn. do żadnych rachunków itd. Jedzenie i środki czystości kupuje ten, kto akurat jest w sklepie, z tym że on płaci częściej za jakieś droższe rzeczy typu steki. Wychodzi pewnie jakieś 60/40, 70/30 - on więcej. Na sprzęty do domu składamy się po połowie. Wyjścia do resturacji też mniej więcej pół na pół, tak samo na utrzymanie psa
-
- ŚpioszkiKenzo
- Posty: 3
- Rejestracja: pn lut 26, 2024 11:14 am
Wrzucamy hajs na wspólne konto, mąż zarabia jakieś... 5 razy więcej ode mnie. Mam pełen dostęp do konta, ale to na nim spoczywa obowiązek ogarniania wydatków - ja jestem okropnie rozrzutna i to była wspólną decyzja. On martwi się opłatami, większe wydatki ustalamy wspólnie, cały budżet jest wspólny.
A jak patrzycie na wydatki na poczatku relacji? Np gdzies po roku gdzie sie decydujecie zamieszkac razem? Ja mam wlasne mieszkanie i nie chcialabym zeby chlop, ktorego w sumie nie jestem pewna bo rok to malo czasu, zeby kogos poznac, splacal mi kredyt ale z drugiej strony przy obecnych cenach wynajmu to ziomek by wyszedl na tym lepiej niz ja gdybysmy sie rozstali bo 2k wynajmu zostawaloby mu w kieszeni i troche uwazam, ze to nie fair. Mam obawy, ze ktos bedzie chcial mnie wykorzystac na darmowe 'mieszkanie' (nie chce zeby splacal mi kredyt bo to tez nie fair wobec faceta gdybysmy sie rozstali - to tez wiem) powstrzymuje mnie to przed zamieszkaniem razem a z drugiej strony nie poznam osoby dopoki nie zamieszkamy razem xd
Jak wy do tego podchodzicie?
Jak wy do tego podchodzicie?
aa.joot pisze: ↑czw wrz 05, 2024 5:09 pm A jak patrzycie na wydatki na poczatku relacji? Np gdzies po roku gdzie sie decydujecie zamieszkac razem? Ja mam wlasne mieszkanie i nie chcialabym zeby chlop, ktorego w sumie nie jestem pewna bo rok to malo czasu, zeby kogos poznac, splacal mi kredyt ale z drugiej strony przy obecnych cenach wynajmu to ziomek by wyszedl na tym lepiej niz ja gdybysmy sie rozstali bo 2k wynajmu zostawaloby mu w kieszeni i troche uwazam, ze to nie fair. Mam obawy, ze ktos bedzie chcial mnie wykorzystac na darmowe 'mieszkanie' (nie chce zeby splacal mi kredyt bo to tez nie fair wobec faceta gdybysmy sie rozstali - to tez wiem) powstrzymuje mnie to przed zamieszkaniem razem a z drugiej strony nie poznam osoby dopoki nie zamieszkamy razem xd
Jak wy do tego podchodzicie?
No oczywiście, że znajdzie się taki co będzie chciał to wykorzystać. Sama na takich trafiałam. Rzucali propozycja nie do odrzucenia, zamieszkajmy razem !!!! Jak się potem okazało, nie wynikało to z chęci przejścia związku na kolejny etap, tylko czystej kalkulacji. Odchodziło mu wtedy kilka tys które przeznaczał na wynajem kawalerki, mógł sobie odkładać na wkład własny, a mi proponował dzielenie się wszystkim co do złotówki 50:50 ( oczywiście bez mojego kredytu) A sam zarabiał dużo więcej ode mnie ;-) taki to świetny układ. Dodam, że nie bardzo lubił sprzątać i totalnie nie ogarniał gotowania. Co ja w takim razie zyskałam na tej relacji? A no nic. Więcej stałam w kuchni, więcej sprzątałam, więcej wydawałam na jedzenie niż w pojedynkę. Za to on miał same plusy. Po rozstaniu od razu szukał sobie kolejnej dziewczyny z własnym lokum, a potem kupił swoje mieszkanie.
Żeby mnie ktoś zaraz nie zjechał, nie uważam, że ktoś powinien mi spłacać kredyt, ale na miejscu faceta głupio byłoby namawiać kogoś na mieszkanie na „ krzywy ryj” wiedząc, że zarabiam dużo więcej od tej osoby. Wiecie, to były propozycje typu „ dołożę Ci 300 zł do rachunków, zobacz jak Cię to odciąży” xD
Widzę też wśród koleżanek, że takie zachowania wśród panów są nagminne. Tylko jednej facet powiedział : mieszkanie jest Twoje, kredytu nie będę Ci spłacał, ale zaoszczędzam na tym układzie kilka tysięcy, więc żeby było fair pokrywam nasz czynsz i rachunki w całości. Takim sposobem on zaoszczędził na wynajmie, ona była do przodu kilkaset zł na opłatach, spłacała sobie sama kredyt a jedzeniem jakoś sie dzielili. Teraz są już małżeństwem i kupili kolejną nieruchomość już wspólnie.
Uff, juz myslalam, ze to ja jestem dziwna, bo na fb widzialam, ze ostro ludzi jechali z takim mysleniem xd Ale no tez uwazam, ze pokrywanie rachunkow i odkladanie sie do wspolnego jedzenia jest calkiem rozsadnym rozwiazaniemopti202 pisze: ↑czw wrz 05, 2024 5:28 pm No oczywiście, że znajdzie się taki co będzie chciał to wykorzystać. Sama na takich trafiałam. Rzucali propozycja nie do odrzucenia, zamieszkajmy razem !!!! Jak się potem okazało, nie wynikało to z chęci przejścia związku na kolejny etap, tylko czystej kalkulacji. Odchodziło mu wtedy kilka tys które przeznaczał na wynajem kawalerki, mógł sobie odkładać na wkład własny, a mi proponował dzielenie się wszystkim co do złotówki 50:50 ( oczywiście bez mojego kredytu) A sam zarabiał dużo więcej ode mnie ;-) taki to świetny układ. Dodam, że nie bardzo lubił sprzątać i totalnie nie ogarniał gotowania. Co ja w takim razie zyskałam na tej relacji? A no nic. Więcej stałam w kuchni, więcej sprzątałam, więcej wydawałam na jedzenie niż w pojedynkę. Za to on miał same plusy. Po rozstaniu od razu szukał sobie kolejnej dziewczyny z własnym lokum, a potem kupił swoje mieszkanie.
Żeby mnie ktoś zaraz nie zjechał, nie uważam, że ktoś powinien mi spłacać kredyt, ale na miejscu faceta głupio byłoby namawiać kogoś na mieszkanie na „ krzywy ryj” wiedząc, że zarabiam dużo więcej od tej osoby. Wiecie, to były propozycje typu „ dołożę Ci 300 zł do rachunków, zobacz jak Cię to odciąży” xD
Widzę też wśród koleżanek, że takie zachowania wśród panów są nagminne. Tylko jednej facet powiedział : mieszkanie jest Twoje, kredytu nie będę Ci spłacał, ale zaoszczędzam na tym układzie kilka tysięcy, więc żeby było fair pokrywam nasz czynsz i rachunki w całości. Takim sposobem on zaoszczędził na wynajmie, ona była do przodu kilkaset zł na opłatach, spłacała sobie sama kredyt a jedzeniem jakoś sie dzielili. Teraz są już małżeństwem i kupili kolejną nieruchomość już wspólnie.
Jak nie będzie spłacał Tobie kredytu, to będzie spłacał kredyt osobie od której będzie musiał wynająć mieszkanie, żeby gdzieś mieszkać... Wiec co to za różnica w przypadku rozstania na kogo "poszły" mu pieniądze. A jeśli dojdziecie do takiego momentu, w którym będziecie "pewni", że chcecie spędzić razem przyszłość no to i tak jakoś trzeba będzie się "podzielić" i wtedy można wziąć pod uwagę zainwestowane przez faceta pieniądze, nie ważne jaką drogę wybierzecie. Może warto, żeby płacił tyle ile płaci się za wynajem pokoju w twojej okolicy, nie zaraz pół ratyaa.joot pisze: ↑czw wrz 05, 2024 5:09 pm A jak patrzycie na wydatki na poczatku relacji? Np gdzies po roku gdzie sie decydujecie zamieszkac razem? Ja mam wlasne mieszkanie i nie chcialabym zeby chlop, ktorego w sumie nie jestem pewna bo rok to malo czasu, zeby kogos poznac, splacal mi kredyt ale z drugiej strony przy obecnych cenach wynajmu to ziomek by wyszedl na tym lepiej niz ja gdybysmy sie rozstali bo 2k wynajmu zostawaloby mu w kieszeni i troche uwazam, ze to nie fair. Mam obawy, ze ktos bedzie chcial mnie wykorzystac na darmowe 'mieszkanie' (nie chce zeby splacal mi kredyt bo to tez nie fair wobec faceta gdybysmy sie rozstali - to tez wiem) powstrzymuje mnie to przed zamieszkaniem razem a z drugiej strony nie poznam osoby dopoki nie zamieszkamy razem xd
Jak wy do tego podchodzicie?
Chodzi o to, ze boje sie, ze gdyby w najgorszym wypadku doszlo do rozstania to roscilby sobie prawa do tego mieszkania bo on 'splacal' mi kredyt. Rozne historie slyszalam juz od kobietiiii_iii pisze: ↑czw wrz 05, 2024 7:47 pm Jak nie będzie spłacał Tobie kredytu, to będzie spłacał kredyt osobie od której będzie musiał wynająć mieszkanie, żeby gdzieś mieszkać... Wiec co to za różnica w przypadku rozstania na kogo "poszły" mu pieniądze. A jeśli dojdziecie do takiego momentu, w którym będziecie "pewni", że chcecie spędzić razem przyszłość no to i tak jakoś trzeba będzie się "podzielić" i wtedy można wziąć pod uwagę zainwestowane przez faceta pieniądze, nie ważne jaką drogę wybierzecie. Może warto, żeby płacił tyle ile płaci się za wynajem pokoju w twojej okolicy, nie zaraz pół raty
Ja to mieszkanie kupilam po tym jak mnie facet zdradzil, zeby sie na przyszlosc zabezpieczyc - dzieje mi sie krzywda mam gdzie uciec, nie jestem w podbramkowej sytuacji bez wyjscia. Przemawiaja moze przeze mnie wlasnie poprzednie doswiadczenia ale wczesniej oboje wynajmowalismy razem mieszkanie wiec wszystko bylo na pol, teraz to by byla nowa sytuacja
Tez to zauważyłam, wiec zazwyczaj takie wątki olewam, bo zaraz zostałabym zjechana od materialistek.
Tylko, że ja po prostu uczę się na błędach. Kiedyś każdemu chcialam pokazać swoją niezależność i jak na tym wyszłam? Jak Zabłocki na mydle Zauważyłam też, że to zazwyczaj mężczyźni chcą się wprowadzać do kobiet. Chyba, że ciężko im spłacać swój kredyt i liczą, że partnerka ich w tej kwestii mocno odciąży. W drugą stronę to tak już nie działa ;)
Niewielu jest facetów z klasą. Rozmawiałam kiedyś na ten temat z moim przyjacielem i on stwierdził, że jemu byłoby głupio wprowadzić się do kobiety, do jej mieszkania i płacić tylko 50 % za prąd, internet, tv, czynsz i zaliczka na wodę. Przecież u niektórych to by było z 400 zł na osobę xD Gdzie on za te 400 zł znalazłby pokój na wynajem? Kawalerki w dużym mieście to koszt kilku tysięcy, pokoje pewnie z 1500-2
Chętnie się wprowadzę do jakiegoś faceta, zapłacę 400 zł a swoje mieszkanie wynajmę ;-)
Tylko, że on nie będzie Ci spłacał kredytu. W żadnym razie tak tego nie nazywaj. Czy jeśli powie ; pokrywam w całości czynsz, to jest to spłata kredytu? Jak się boisz to mu podnajmuj jeden pokój i tyle. Śpisz umowę, odprowadź podatek.
100% zgoda jeśli chodzi o bycie niezależną. Ja też się nauczyłam na własnych błędach. Kiedyś też zawsze chciałam wszystko sama albo 50/50. Po latach do mnie dotarło, że facet nauczony takiego funkcjonowania, nie bierze żadnej odpowiedzialności za kobietę. Moje jest moje i koniec. Wielu facetów chętnie żyłoby na koszt partnerek, powstrzymuje ich tylko społeczne złe patrzenie na to. Wylądowałam w sytuacji, gdzie byłam z chłopakiem dwa lata, mieszkaliśmy razem, a on mi wyliczał na pół wszystko, musiałam mu zwracać np. 20 zł. Ja go tak nie liczyłam, bo dla mnie to idiotyczne. Czyli tak naprawdę byłam stratna. Niestety, ja lubię ludzi naturalnie pomocnych, hojnych, chcących najlepiej dla partnera (sama daję to samo). Nie cierpię takiego wyliczenia się, bo to zawsze prowadzi do rozstrzygania wartości osób w związku na podstawie tego ile wniosły pieniędzy. A nauczenia takiego podejścia faceta, to proszenie się o kłopoty, szczególnie jeśli planuje się mieć dziecko. Ja dostałam wiadro zimnej wody, kiedy w moim związku "pół na pół i wyliczamy się" byłam w trudnej sytuacji, ponieważ straciłam pracę i nagle okazało się, że nie ma tak że on mi pomoże, on zrobi zakupy dla mnie, on powie "ok, to ja zapłacę większość czynszu w tym miesiącu". Nie, jest podejście moje jest moje. Pieniądze pożyczyłam od mamy i rozstałam się z nim. Nie bolało mnie to, że mi dał albo nie dał, pożyczył albo nie pożyczył. Bolało mnie to że w ogóle miał podejście że to nie jego sprawa. Bo takie mają podejście maja aceci nauczeni "pół na pół" i "ja sama". Nie ma związku, są dwie samotne wyspy. Dlatego dużo kobiet już od pierwszej randki zwraca uwagę na to, jakie facet ma podejście. Nie chodzi o to że on ma teraz natychmiast dać. Chodzi o to że jeśli coś się wydarzy, to on naturalnie weźmie za to odpowiedzialność. Tak jak ja wzięłabym odpowiedzialność, gdyby on miał problem i robiłam to. Niestety, mój przypadek nie jest odosobniony, znam kobiety które były w podobnych sytuacjach i tak samo dostały kopa na otrzeźwienie.opti202 pisze: ↑czw wrz 05, 2024 8:11 pm Tez to zauważyłam, wiec zazwyczaj takie wątki olewam, bo zaraz zostałabym zjechana od materialistek.
Tylko, że ja po prostu uczę się na błędach. Kiedyś każdemu chcialam pokazać swoją niezależność i jak na tym wyszłam? Jak Zabłocki na mydle Zauważyłam też, że to zazwyczaj mężczyźni chcą się wprowadzać do kobiet. Chyba, że ciężko im spłacać swój kredyt i liczą, że partnerka ich w tej kwestii mocno odciąży. W drugą stronę to tak już nie działa ;)
Niewielu jest facetów z klasą. Rozmawiałam kiedyś na ten temat z moim przyjacielem i on stwierdził, że jemu byłoby głupio wprowadzić się do kobiety, do jej mieszkania i płacić tylko 50 % za prąd, internet, tv, czynsz i zaliczka na wodę. Przecież u niektórych to by było z 400 zł na osobę xD Gdzie on za te 400 zł znalazłby pokój na wynajem? Kawalerki w dużym mieście to koszt kilku tysięcy, pokoje pewnie z 1500-2
Chętnie się wprowadzę do jakiegoś faceta, zapłacę 400 zł a swoje mieszkanie wynajmę ;-)
Tylko, że on nie będzie Ci spłacał kredytu. W żadnym razie tak tego nie nazywaj. Czy jeśli powie ; pokrywam w całości czynsz, to jest to spłata kredytu? Jak się boisz to mu podnajmuj jeden pokój i tyle. Śpisz umowę, odprowadź podatek.
Drugi temat. Wspólne mieszkanie w mieszkaniu należącym do jednej osoby to jest trochę trudny temat. Na pewno mieszkając u kogoś należy płacić połowę czynszu, a do tego po równo (lub według ustaleń) zaopatrywać mieszkanie np. w środki czystości, jedzenie. Ogólnie o nie dbać. Ale jak partner będący właścicielem mieszkania wymyśli sobie remont czy nawet zakup kanapy za 10k, to według mnie druga osoba nie powinna się w ogóle dokładać. Tak samo do spłaty raty kredytu nie powinna się dokładać. A owszem są faceci, którym kobiety się do takich rzeczy dokładają. Nawet niedawno czytałam wątek na innym forum. Dziewczyna wprowadziła się do domu, gdzie mieszkał jej chłopak i jego mama. Dziewczyna dołożyła się do remontu chyba 30k, a potem chłop ją puścił kantem.
Z drugiej strony, jeśli ktoś i tak mieszka w tym mieszkaniu sam (nie miał zamiaru wynajmować pokoju), to nie ponosi żadnej straty, jeśli wprowadzi się tam partner/ka. Myślę że wszystko zależy od relacji. Jeśli to jest jakaś tam miłostka czy początki relacji, to wydaje mi się normalne, żeby druga osoba płaciła nie za ratę kredytu, ale jakąś kwotę za najem. Jeśli natomiast to jest długi związek, z zamiarem życia razem, to jest to trochę trudna sytuacja, gdzie po czterech latach mieszkania razem na wynajmie jeden z partnerów np. odziedziczyła mieszkanie i teraz oczekuje od drugiego zapłaty 2000 zł za wynajem. To są według mnie delikatne tematy i tak do nich trzeba podejść. Mogę sobie wyobrazić związek, gdzie podliczenie partnera za najem "jak obcego" będzie zupełnie ok, a mogę sobie wyobrazić taki związek i taką sytuację gdzie z tego wyniknie problem.
imo jak z kimś mieszkasz i tworzysz partnerstwo to wszystkie dochody powinny być połączone w jedność (o ile to na tyle poważna relacja). Nie ważne kto co ile i jak zarabia, to co moje to nasze i vice versa. Tak żyje od 3 lat i myślę, że łączenie w ten sposób dochodów daje duży komfort życia (wiadomo 2 wypłaty ) i nie ma oddawania sobie hajsu jakbyśmy kupowali cukierki w sklepiku w podstawówce
petra pisze: ↑pt wrz 06, 2024 11:40 am imo jak z kimś mieszkasz i tworzysz partnerstwo to wszystkie dochody powinny być połączone w jedność (o ile to na tyle poważna relacja). Nie ważne kto co ile i jak zarabia, to co moje to nasze i vice versa. Tak żyje od 3 lat i myślę, że łączenie w ten sposób dochodów daje duży komfort życia (wiadomo 2 wypłaty ) i nie ma oddawania sobie hajsu jakbyśmy kupowali cukierki w sklepiku w podstawówce
Właśnie to mnie zawsze razi. A znam przykład takiego skąpca, który stworzył partnerce tabele w exelu i kazał jej oddawać 5 zł za ubera, bo zamówili jednego żeby odwiózł ich do swoich mieszkań, więc policzył jej za pół trasy
Uważam, że też inne podejście do finansów ma się będąc na studiach, kiedy liczy się każdy grosz a inne po 30stce. Nie wyobrażam sobie być w poważnym związku z dojrzałym facetem który zabiera mi piątaka z portfela i tu nie chodzi o te 5 zł, ale takie rozliczanie się jest po prostu upokarzające. Co w sytuacji ciąży, zakupów dla dziecka. Dostałabym premię za donoszenie ciąży ? Nie miałabym zaufania do takiego faceta i poczucia bezpieczeństwa.
lalisa pisze: ↑czw wrz 05, 2024 10:40 pm 100% zgoda jeśli chodzi o bycie niezależną. Ja też się nauczyłam na własnych błędach. Kiedyś też zawsze chciałam wszystko sama albo 50/50. Po latach do mnie dotarło, że facet nauczony takiego funkcjonowania, nie bierze żadnej odpowiedzialności za kobietę. Moje jest moje i koniec. Wielu facetów chętnie żyłoby na koszt partnerek, powstrzymuje ich tylko społeczne złe patrzenie na to. Wylądowałam w sytuacji, gdzie byłam z chłopakiem dwa lata, mieszkaliśmy razem, a on mi wyliczał na pół wszystko, musiałam mu zwracać np. 20 zł. Ja go tak nie liczyłam, bo dla mnie to idiotyczne. Czyli tak naprawdę byłam stratna. Niestety, ja lubię ludzi naturalnie pomocnych, hojnych, chcących najlepiej dla partnera (sama daję to samo). Nie cierpię takiego wyliczenia się, bo to zawsze prowadzi do rozstrzygania wartości osób w związku na podstawie tego ile wniosły pieniędzy. A nauczenia takiego podejścia faceta, to proszenie się o kłopoty, szczególnie jeśli planuje się mieć dziecko. Ja dostałam wiadro zimnej wody, kiedy w moim związku "pół na pół i wyliczamy się" byłam w trudnej sytuacji, ponieważ straciłam pracę i nagle okazało się, że nie ma tak że on mi pomoże, on zrobi zakupy dla mnie, on powie "ok, to ja zapłacę większość czynszu w tym miesiącu". Nie, jest podejście moje jest moje. Pieniądze pożyczyłam od mamy i rozstałam się z nim. Nie bolało mnie to, że mi dał albo nie dał, pożyczył albo nie pożyczył. Bolało mnie to że w ogóle miał podejście że to nie jego sprawa. Bo takie mają podejście maja aceci nauczeni "pół na pół" i "ja sama". Nie ma związku, są dwie samotne wyspy. Dlatego dużo kobiet już od pierwszej randki zwraca uwagę na to, jakie facet ma podejście. Nie chodzi o to że on ma teraz natychmiast dać. Chodzi o to że jeśli coś się wydarzy, to on naturalnie weźmie za to odpowiedzialność. Tak jak ja wzięłabym odpowiedzialność, gdyby on miał problem i robiłam to. Niestety, mój przypadek nie jest odosobniony, znam kobiety które były w podobnych sytuacjach i tak samo dostały kopa na otrzeźwienie.
Drugi temat. Wspólne mieszkanie w mieszkaniu należącym do jednej osoby to jest trochę trudny temat. Na pewno mieszkając u kogoś należy płacić połowę czynszu, a do tego po równo (lub według ustaleń) zaopatrywać mieszkanie np. w środki czystości, jedzenie. Ogólnie o nie dbać. Ale jak partner będący właścicielem mieszkania wymyśli sobie remont czy nawet zakup kanapy za 10k, to według mnie druga osoba nie powinna się w ogóle dokładać. Tak samo do spłaty raty kredytu nie powinna się dokładać. A owszem są faceci, którym kobiety się do takich rzeczy dokładają. Nawet niedawno czytałam wątek na innym forum. Dziewczyna wprowadziła się do domu, gdzie mieszkał jej chłopak i jego mama. Dziewczyna dołożyła się do remontu chyba 30k, a potem chłop ją puścił kantem.
Z drugiej strony, jeśli ktoś i tak mieszka w tym mieszkaniu sam (nie miał zamiaru wynajmować pokoju), to nie ponosi żadnej straty, jeśli wprowadzi się tam partner/ka. Myślę że wszystko zależy od relacji. Jeśli to jest jakaś tam miłostka czy początki relacji, to wydaje mi się normalne, żeby druga osoba płaciła nie za ratę kredytu, ale jakąś kwotę za najem. Jeśli natomiast to jest długi związek, z zamiarem życia razem, to jest to trochę trudna sytuacja, gdzie po czterech latach mieszkania razem na wynajmie jeden z partnerów np. odziedziczyła mieszkanie i teraz oczekuje od drugiego zapłaty 2000 zł za wynajem. To są według mnie delikatne tematy i tak do nich trzeba podejść. Mogę sobie wyobrazić związek, gdzie podliczenie partnera za najem "jak obcego" będzie zupełnie ok, a mogę sobie wyobrazić taki związek i taką sytuację gdzie z tego wyniknie problem.
Zgadzam się w 100 procentach z tym co napisalas w pierwszej części. Mi też nie chodzi o to żeby faceta podliczać czy żeby był moim sponsorem, ale zawsze w sytuacjach kiedy facet pilnował tego równego podziału, dochodziło do tego, że ten podział był jednak korzystniejszy dla niego ;-) To po prostu wynikało z czystej kalkulacji. Ja w związku byłam taka, że co moje to i Twoje. Lubiłam robić niespodzianki, kupować rzeczy, które lubi, takie naturalne drobne gesty. Z perspektywy czasu widzę, że to było głupie. Facet przyzwyczaił się do dobrego, a ja w pewnym momencie czułam się jak jego matka a nie partnerka. W końcu to ja w 99 % gotowałam wszystkie posiłki, dbałam o porządek, rozwinął się przy mnie zawodowo ( miał na to przestrzeń ;-) ) skoro ja ogarniałam wszystko pozostałe, wyglądowo też bo mam dobry gust. Mieszkał u mnie, więc sobie odłożył na wkład własny. Ja za to gasłam. Byłam zmęczona, sfrustrowana, nie czułam się doceniana a on jeszcze się rządził w moim mieszkaniu jezu jak sobie o tym pomyślę to chce mi się śmiać. Nigdy więcej nie będę robiła za czyjąś żonę, nie będąc nią. Poza tym widzę jaki układ panuje wśród moich koleżanek i one są permanentnie wykorzystywane finansowo. Faceci się wzbogacają, bo mają podstawione wszystko pod nos, ale wśród kumpli to pozują na wielkich ogarniaczy wszystkiego. Żaden nie doceni żony, że okej awansuje, bo ona przejęła wszystkie pozostałe obowiązki. Oni uważają, że do wszystkiego doszli sami
Według mnie najbardziej fair jest dzielenie się rachunkami 50/50, a kredyt spłaca ten kto go wziął. Bo w końcu mieszkanie będzie tylko i wyłącznie Twoje. Branie "czynszu" od drugiej połówki wydaje mi się absurdalne, to ktoś kogo kochasz i planujesz spędzić z tym kimś życie, więc dlaczego masz go traktować jako współlokatora, bo nie daj boże wyjdzie na plus z kasą mieszkając z Tobą? W związku nigdy nie jest 50/50, życie jest przewrotne, może kiedyś on kupi mieszkanie za które nie będziesz spłacać kredytu mieszkając z nim, a będziesz mieć tylko dla siebie kasę na wynajem? To tylko przykład, ale chce się z kimś mieszkać, bo się kogoś kocha, a nie żeby wyjść z tym na plus.aa.joot pisze: ↑czw wrz 05, 2024 5:09 pm A jak patrzycie na wydatki na poczatku relacji? Np gdzies po roku gdzie sie decydujecie zamieszkac razem? Ja mam wlasne mieszkanie i nie chcialabym zeby chlop, ktorego w sumie nie jestem pewna bo rok to malo czasu, zeby kogos poznac, splacal mi kredyt ale z drugiej strony przy obecnych cenach wynajmu to ziomek by wyszedl na tym lepiej niz ja gdybysmy sie rozstali bo 2k wynajmu zostawaloby mu w kieszeni i troche uwazam, ze to nie fair. Mam obawy, ze ktos bedzie chcial mnie wykorzystac na darmowe 'mieszkanie' (nie chce zeby splacal mi kredyt bo to tez nie fair wobec faceta gdybysmy sie rozstali - to tez wiem) powstrzymuje mnie to przed zamieszkaniem razem a z drugiej strony nie poznam osoby dopoki nie zamieszkamy razem xd
Jak wy do tego podchodzicie?
I oczywiście, może Ci się trafić osoba, która będzie chciała tylko i wyłącznie Cię wykorzystać w tej kwestii, ale to Twoje mieszkanie i takiego darmozjada będziesz mogła po prostu wyrzucić :D
No ale to w sumie mozna odbic w druga strone, ze skoro ktos planuje ze mna zycie to nie powinien czuc sie zle z tym, ze skoro zarabia wiecej i nie musi placic za wynajem to przejmie na siebie np rachunki w 100% i czesc wydatkow czyt. np wspolne jedzenie czy srodki czystosci itp.julygirl pisze: ↑pt wrz 06, 2024 3:41 pm Według mnie najbardziej fair jest dzielenie się rachunkami 50/50, a kredyt spłaca ten kto go wziął. Bo w końcu mieszkanie będzie tylko i wyłącznie Twoje. Branie "czynszu" od drugiej połówki wydaje mi się absurdalne, to ktoś kogo kochasz i planujesz spędzić z tym kimś życie, więc dlaczego masz go traktować jako współlokatora, bo nie daj boże wyjdzie na plus z kasą mieszkając z Tobą? W związku nigdy nie jest 50/50, życie jest przewrotne, może kiedyś on kupi mieszkanie za które nie będziesz spłacać kredytu mieszkając z nim, a będziesz mieć tylko dla siebie kasę na wynajem? To tylko przykład, ale chce się z kimś mieszkać, bo się kogoś kocha, a nie żeby wyjść z tym na plus.
I oczywiście, może Ci się trafić osoba, która będzie chciała tylko i wyłącznie Cię wykorzystać w tej kwestii, ale to Twoje mieszkanie i takiego darmozjada będziesz mogła po prostu wyrzucić :D
No wlasnie jest przewrotne, chcialabym wierzyc w ta dozgonna milosc i wspolne zycie, ale prawda jest taka, ze faceci nie patrza na kobiety, kiedy milosc sie skonczy wiec jednak trzeba byc troche samolubnym w zwiazku i sie zabezpieczac - oczywiscie to moje przemyslenia na podstawie relacji jakie mialam i postronnych zwiazkow.
Zastanawialam sie nad ta sytuacja jeszcze w ten sposob, ze ja swoje mieszkanie wynajmuje i razem czegos szukamy na wynajem, ew dopoki nie splace kredytu mieszkamy osobno i razem cos kupujemy.