Jestesmy małżeństwem 3 lata. Mamy dwoje małych dzieci. Wchodząc w związek obydwoje byliśmy po przejściach, wiedzieliśmy czego chcemy, klikło i szybko założyliśmy rodzinę. Imponował mi, był inny niż moi dotychczasowi partnerzy, byłam w jednym bardzo długim związki i wydawało mi się, że teraz będzie dobrze.
A potem było rozczarowanie.
Że to wszystko to tylko poza. Tak naprawdę już po zaręczynach wyszło szydło z worka. Że wcale nie jest taki zaradny i obrotny jak miał być. Że wcale już mu tak nie zależy na tym żeby się postarać. Były wielkie obietnice i mydlenie oczu, a potem fiasko.
Później zaszłam w ciążę, pierwsze duże zgrzyty, bo czułam, że nie tak powinnam być traktowana, problemy ze ślubem, radzenie się rodzinki o wszystko, no i przestał o siebie w ogole dbać...
Urodziłam pierwsze dziecko. Przechodzilam depresję. Mówiłam mu o tym otwarcie i wielokrotnie wolałam o pomoc. On udawał, że nic sie nie dzieje. Dopiero jak już naprawdę było źle wspanialomyslnie wpadł na pomysł, że może ja choruję. Ale nic z tym nie zrobil. Nie zmienił swojego zachowania o ktorym dyskutowalismy wiele razy, wiele razy tłumaczyłam czego potrzebuję. A z jego strony beton, nic nie dociera.
Teraz jestem po porodzie drugiego dziecka. Na szczęście czuję się dobrze ale tylko dlatego, że miałam w ciąży czas wszystko sobie poukładać, bez jego udziału. On nadal wiele rzeczy nie rozumie co było nie tak, rzucał tylko tekstami o przebaczeniu. No ale znowu robi to samo co wtedy.
Nie mogę znieść jego podejścia do życia, które zupełnie rozmija się z tym czym urzekł mnie na początku. Brak docenienia mnie czy postarania się jakkolwiek tłumaczy chwilwym brakiem pieniędzy, a gdy punktuje, że mógł zrobić w domu to, to i to o co proszę od dawna i to nic nie kosztuje, to on jest zmęczony po pracy ale on mnie kocha i kocha dzieci no i mam się nie wkurwiac, bo to moje hormony przecież.
Mam dosyć, bo to zmierza do nikąd. Ja mam dosyć jego postawy, jego wrednej rodziny, przy ktorej mieszkamy blisko, kazdy z nich widzi tylko czubek swojego nosa. A jak już się pojawią to kazdy chce rządzić naszym życiem, bo chyba jego traktują nadal jak usłużnego chłopczyka.
Jest we mnie tyle żalu, złości.
Ja wiem, że on mógłby być inny, taki jak wcześniej. Tylko nie wiem czy to kwestia jakiegoś też jego wypalenia i rozjechania się oczekiwań (bo rodzinka to nie tylko fajne chwile tylko głównie zapierdol) , czy kwestia tego, że on tego dla mnie nie zrobi. Bo skoro tyle razy mówię coś, proszę. On nawet mam wrażenie, ze nie stara się chcieć zrozumieć tego o co mi chodzi.
Piszę ogólnikowo, mam nadzieję, że z grubsza zrozumiecie zarys sytuacji.
Czy da się jeszcze uratować to małżeństwo?
Moderator: Moderatorzy lokalni-
bulbulbul123
Skoro to jest anonimowe, to powiedz czym się kierowałaś decydując się na drugie dziecko z taką osobą?
-
Xyz185
Bo zaczynało się układać. Wcześniej obwiniałam też siebie, miałam wiele myśli, że może to ja jestem przyczyną tego jak jest i moje problemy. Nadzieja i marzenie o pełnej rodzinie.
-
kiczuii
Dlaczego nie pójdziecie na terapię małżeńską? To jedyna szansa. Ale musicie oboje mieć minimum woli żeby naprawiać związek. Jeśli pójdziesz z myślą „niech terapeuta go naprawi bo to on jest zepsuty” to nic nie da. Odpowiedzialność za związek jest wasza wspólna.
-
kobietka
Uważam, że "kliknięcie" to było zauroczenie, teraz gdy zauroczenie zeszło- prawdziwe oblicze się pojawiło. Na moje, nie ma co tu naprawiać, człowiek Cię niszczy i lepiej już nie będzie.
-
Bernika
Jesteś przemęczona, wyczerpana i potrzebujesz pomocy w domu i przy dzieciach. To nic nadzwyczajnego, powiedziałabym, że to częsty przypadek. Terapia może Wam o tyle pomóc, że będziesz mogła w gabinecie spokojnie przedstawić swoje racje, a mądry terapeuta wytłumaczy mężowi, że jego pomoc w domowych obowiązkach jest bezwzględnie konieczna.
Męża nie trzeba naprawiać tylko zmotywować do pomocy. Musisz mu uświadomić, że sama tego wózka nie uciągniesz.
Faceci w większości są leniwi i starają się wymigać od domowych obowiązków, znajdując sobie tysiąc zajęć poza domem. Każdy sposób jest dobry aby zostawić żonę samą z dziećmi i domowym kieratem. Jeśli nie masz żadnej innej pomocy to nie dziwię się, że małżeństwo się sypie. Stanowczo żądaj od niego wypełniania części domowych obowiązków i pomagania przy dzieciach. Z Tobą wszystko jest OK, to on nawala jako mąż i ojciec.
Męża nie trzeba naprawiać tylko zmotywować do pomocy. Musisz mu uświadomić, że sama tego wózka nie uciągniesz.
Faceci w większości są leniwi i starają się wymigać od domowych obowiązków, znajdując sobie tysiąc zajęć poza domem. Każdy sposób jest dobry aby zostawić żonę samą z dziećmi i domowym kieratem. Jeśli nie masz żadnej innej pomocy to nie dziwię się, że małżeństwo się sypie. Stanowczo żądaj od niego wypełniania części domowych obowiązków i pomagania przy dzieciach. Z Tobą wszystko jest OK, to on nawala jako mąż i ojciec.
-
Gotty
Moja droga, czas wystąpić o rozwód, koniecznie, powtarzam KONIECZNIE z opieką współdzieloną. Jeśli nie pomagają Twoje z nim rozmowy, to niech sąd mu uświadomi jakie ma obowiązki rodzicielskie do spełnienia. Ja się nie rozwodzilam, ale wszystkie moje dzietne koleżanki które mają rozwód za sobą, mówią że przy opiece współdzielonej dopiero miały szansę odżyć, wtedy to sobie drugi rodzic bowiem uświadamia jaki to zapierdol przy dzieciach i co musi robić. Gorąco polecam.
Lepiej niepełna rodzina ale oboje rodziców zaangażowanych w wychowanie, niż pełna z nieobecnym ojcem i rozgoryczoną, przemęczoną do granic matką.
Przytulam mocno
Lepiej niepełna rodzina ale oboje rodziców zaangażowanych w wychowanie, niż pełna z nieobecnym ojcem i rozgoryczoną, przemęczoną do granic matką.
Przytulam mocno