Start
Wiadomości
Ulubione
Mój profil

Molestowanie w dzieciństwie

Moderator: Moderatorzy lokalni
Ozb.

Molestowanie w dzieciństwie

Post autor: Ozb. »

Mam 32 lata i żadnemu psychiatrze ani na terapi nie wspomniałam o wydarzeniu gdy miałam około 10 lat. Czuje że to już stare dzieje, ludzie którym próbowałam o tym wspomnieć śmiali się że "ktoś mnie zmacał i tyle" przez co przestałam o tym mówić komukolwiek.

Mam 32 lata od 15 roku choruje na depresję zaburzenia lękowe paraliże senne. Brałam leki później je przerwałam później miałam nauczanie w domu bo stan nie pozwalał mi na wychodzenie z domu.
Ten rok jest wyjątkowo ciężki. Czuje że jestem w takim miejscu że nie cieszy mnie nic. Nawet obecność dziecka który zaraz idzie do podstawówki. Ciąży mi mój stan nieszczęścia. Czuje głęboki smutek i żal do wszystkich.

Mając około 10 lat miałam nocować u cioci i jej wnucząt które były młodsze. Bawiliśmy się na podwórku. Był tam chory chłopak 19 lat. Miał porażenie mózgowe i przyjechał na tydzień do kogoś z bloku. Bawił się z nami w chowanego. Biegał za mną a ciotki się śmiały że MAM KAWALERA. Byłam DZIECKIEM! Nie chciałam się bawić i stawałam obok dorosłych bo czułam się bezpiecznie. One wypychały mnie do zabawy mówiąc,że szuka mnie mój chłopak. 19 latek biegał jak upośledzony machając rękami. Bałam się. Nie pamiętam dużo,może to wyparłam. Pamiętam ten felerny upadek za garażem domu ... Chłopak wszedł na mnie,oparł kolana o moje łokcie blokując mi rękę. Rozpiął kurtkę i dotykał. Nie miałam szans się ruszyć bo był ciężki. Odwróciłam głowę i patrzyłam na inny dom czekając aż skończy mnie dotykać.
Nie pamiętam jak się podniosłam. Wiem że chciałam do domu to ciocia wyzywała że miałam u nich spać a już wymyślam. Wiem że uciekłam do domu bo mama mieszkała 200m dalej.
Chłopak który to zrobił skoczył z okna wiele wiele lat po gdy byłam już dorosła. Nigdy później to nie spotkałam. Gdy powiedziałam mamie, że nie będę współczuć rodzinie że się zabił tłumaczyła mi, że był chory. Jakby usprawiedliwiała go choroba głowy. Nigdy nie powiedziałam nikomu co się wydarzyło.
Później zaczęłam mieć paraliże senne , osoba siada na mnie a ja nie mogę się ruszyć. Paraliże towarzyszą mi do dnia dzisiejszego. Nie tak często jak kiedyś ale jednak. Czy da się z tego wyjść ? W jaki sposób terapia może mi pomóc ? Przecież nie zwróci mi czasu ? Przecież nie pozwoli wybaczyć. Czy warto mówić o tym mężowi ?
kollie

Post autor: kollie »

Ozb. pisze: ndz lis 23, 2025 1:24 pm Mam 32 lata i żadnemu psychiatrze ani na terapi nie wspomniałam o wydarzeniu gdy miałam około 10 lat. Czuje że to już stare dzieje, ludzie którym próbowałam o tym wspomnieć śmiali się że "ktoś mnie zmacał i tyle" przez co przestałam o tym mówić komukolwiek.

Mam 32 lata od 15 roku choruje na depresję zaburzenia lękowe paraliże senne. Brałam leki później je przerwałam później miałam nauczanie w domu bo stan nie pozwalał mi na wychodzenie z domu.
Ten rok jest wyjątkowo ciężki. Czuje że jestem w takim miejscu że nie cieszy mnie nic. Nawet obecność dziecka który zaraz idzie do podstawówki. Ciąży mi mój stan nieszczęścia. Czuje głęboki smutek i żal do wszystkich.

Mając około 10 lat miałam nocować u cioci i jej wnucząt które były młodsze. Bawiliśmy się na podwórku. Był tam chory chłopak 19 lat. Miał porażenie mózgowe i przyjechał na tydzień do kogoś z bloku. Bawił się z nami w chowanego. Biegał za mną a ciotki się śmiały że MAM KAWALERA. Byłam DZIECKIEM! Nie chciałam się bawić i stawałam obok dorosłych bo czułam się bezpiecznie. One wypychały mnie do zabawy mówiąc,że szuka mnie mój chłopak. 19 latek biegał jak upośledzony machając rękami. Bałam się. Nie pamiętam dużo,może to wyparłam. Pamiętam ten felerny upadek za garażem domu ... Chłopak wszedł na mnie,oparł kolana o moje łokcie blokując mi rękę. Rozpiął kurtkę i dotykał. Nie miałam szans się ruszyć bo był ciężki. Odwróciłam głowę i patrzyłam na inny dom czekając aż skończy mnie dotykać.
Nie pamiętam jak się podniosłam. Wiem że chciałam do domu to ciocia wyzywała że miałam u nich spać a już wymyślam. Wiem że uciekłam do domu bo mama mieszkała 200m dalej.
Chłopak który to zrobił skoczył z okna wiele wiele lat po gdy byłam już dorosła. Nigdy później to nie spotkałam. Gdy powiedziałam mamie, że nie będę współczuć rodzinie że się zabił tłumaczyła mi, że był chory. Jakby usprawiedliwiała go choroba głowy. Nigdy nie powiedziałam nikomu co się wydarzyło.
Później zaczęłam mieć paraliże senne , osoba siada na mnie a ja nie mogę się ruszyć. Paraliże towarzyszą mi do dnia dzisiejszego. Nie tak często jak kiedyś ale jednak. Czy da się z tego wyjść ? W jaki sposób terapia może mi pomóc ? Przecież nie zwróci mi czasu ? Przecież nie pozwoli wybaczyć. Czy warto mówić o tym mężowi ?
hej, piszesz o bardzo trudnym doświadczeniu, przykro mi że Cię to spotkało... Ja też byłam molestowana w dzieciństwie (niestety jest to doświadczenie bardziej powszechne niż się wydaje...), bardzo dużo mnie kosztowało powiedzieć o tym na terapii. Przepracowałam temat z terapeutką, i chociaż tych wspomnień nic nie wymaże z pamięci, to już nie mają takiego wpływu na moją teraźniejszość, straciły moc. Wiem jak trudno jest o tym mówić, jednak z tego co piszesz Twoje doświadczenie może mieć duży wpływ na to jak się czujesz/zachowujesz. Mąż może dać Ci wsparcie, ale uważam że jedynie terapia pomoże Ci się uporać z przeszłością (terapia EMDR na przykład). Poszukaj pomocy u specjalistów, warto!
Kul

Post autor: Kul »

Poczytaj o terapii EMDR. Powinna Ci pomóc przetworzyć to trudne doświadczenie z dzieciństwa i sprawić by nie wpływało na teraźniejszość.
mary77

Post autor: mary77 »

Nie jesteś sama w tej sytuacji. Ja dopiero jako dorosła osoba dowiedziałam się, że moja kuzynka przez to przeszła. Jak miała około 10 lat została "zmacana" przez tzw. przyjaciela rodziny. To był facet, który z żoną przyjeżdżał do nich do domu. To było więcej niż jedno spotkanie. Jak w końcu odważyła się powiedzieć matce, to została zerwana znajomość z tą osobą, ale nikt nie poniósł konsekwencji. Wujek nigdy się nie dowiedział, bo ciotka uznała, że mu nie powie, bo "będzie robił awanturę" (i k... słusznie). Nie mieści mi się to w głowie. Kuzynka całe życie jest "dziwna". Wycofana, bojąca się wszystkiego. Nie wiem, czy to miało wpływ na jej zachowanie, moim zdaniem tak. A największy wpływ według mnie miało to, że nikt jej nie pomógł. To, że jej krzywda została zbagatelizowana. Myślę, że powinnaś zrobić to czego ona nigdy nie zrobiła, czyli iść na porządną terapię i to przepracować. Nie będzie łatwo, ale nie ma co sobie marnować życia na mielenie tego samemu. Tutaj sprawca nie zostanie już ukarany, więc ten element odchodzi.