Pytanie kieruję głównie do kobiet, które są mamami, mimo, że nigdy nie marzyły o rodzinie. Jak to się stało, że jednak tego bejbika macie. Czy poczulyscie nagły instynkt? Czy zdecydowaliście, że teraz, bo potem będzie za późno i można żałować?
Ja jestem jedna z tych osób, które dziecka nigdy mieć nie chciały, sama ciąża i poród tak samo mnie przerażają, jak obrzydzają. Ale od pewnego czasu coś jakby się we mnie zmieniło. Zastanawiam się jakby to było być w ciąży, jak bym o tym powiedziała mężowi, a jak mamie :p Trochę mnie to przeraża, bo wiem, że nie byłabym dobrą matką. Cały czas mam w głowie, że dziecko to nie tylko ogromna odpowiedzialność, na którą nie wiem czy jestem gotowa ale i duże ograniczenia w mojej niezależności. Wiem jak to brzmi ale cenie sobie to, że robię ze swoim czasem co chcę. No a z drugiej strony planuje odstawienie tabletek, myślę o tym w jakim miesiącu najlepiej byłoby urodzić xd i jak mój kot by na to wszystko zareagował.
Skąd wiecie, że chcecie dziecko?
Moderatorzy: KasandraCwir, verysweetcherry- sleep token
- Koczkodan
- Posty: 103
- Rejestracja: ndz cze 22, 2025 11:32 am
Posiadanie dziecka nie było dla mnie nigdy priorytetem. Nigdy nie miałam wizji, że będę matką X potomków, itp. itd.. Potem doszło słabe doświadczenie z płcią przeciwną, wymagające studia, skupienie się na karierze... Nawet randkowanie było dla mnie późno. Koleżanki miały dzieci w wieku 24/25+, a mi w głowie to się nie pojawiało. Nie zazdrościłam, nie szydziłam, ot co byłam obok i to było ok. Miałam psa (nadal mam), który chyba zastępował mi ewentualną potrzebę opiekowania się kimś.
Późne randkowanie nie jest łatwe. Ani często miłe. Przed 30 zaczęła, się pojawiać myśl "szkoda, że już tego nie mam" - "tego" tzn. rodziny swojej. Nie samego bycia matką, ale posiadania szczerego partnera, z którym chciałabym spędzać czas, podróżować, żyć, zestarzeć się. Ale po przejściu X delikwentów (którym mam nadzieję, że nigdy nie narodzą się dzieci - bożu drogi, niektórzy powinni być zesłani nie wiem gdzie, ale z dala od ludzi), zaczyna się mieć mniejsze nadzieje na cokolwiek. Lol. Więc dojrzałam do tego, że może nie będę matką i nadal - nie miałam z tym problemu. W końcu jednak poznałam kilku sympatycznych osobników, a ostatecznie tego konkretnego, z którym poczułam się bezpiecznie. Nawet nie wiedziałam, że bycie z kimś może być tak swobodne, proste, bez ciągłego trzymania gardy na zaczepki. I to było uczucie, którego wcześniej nie miałam z żadnym typem. I ono urosło. I oboje jesteśmy dorosłymi osobami, które można uznać za "po przejściach", na dodatek już stosunkowo starsze w oczach niektórych (30+), które nie chciały dzieci mieć "bo wypada", "bo coś tam". I które gdzieś w międzyczasie może straciły szansę na bycie rodzicami w naszych oczach. I było to spoko. Ale i on i ja gadaliśmy trochę trywialnie "moglibyśmy wpaść". Pogadaliśmy, pouśmiechaliśmy się do jakichś tam nowych wyobrażeń nas, przygotowaliśmy się do takiej, jak to ujęliśmy "rocznej próby" (jestem w ochronie zdrowia, dałam sobie brutalną granicę wiekową, której osobiście bym nie przekroczyła). Jak nie wypali to nie wypali, będziemy dalej zwiedzać świat i rozpieszczać psy. To "coś" po prostu w międzyczasie urosło i stało się ciekawym, miłym sercu opcjonalnym torem życiowym. Ja dużo schudłam, zadbałam o swoje zdrowie, on także postarał się o lepszą dietę, ćwiczenia, choć niespecjalnie potrzebował tego, brałam suple iiii... Hajtnięci niedawno, czekamy na naszego "zimowego bejbika". I szczęśliwie udało się szybciej, niż myśleliśmy
Chciałam jeszcze jeden urlop zaliczyć xD
Z mojego punktu widzenia jest tak, że nikt nie musi być rodzicem, matką czy ojcem. Że to powinien być przynajmniej wybór świadomy pt. jesteśmy w stanie to widzieć w przyszłości, chcemy tego, bo dokładnie tak, jak piszesz - to zaje*ista odpowiedzialność i nie tylko finansowa. Fajnie by było tego małego ktosia wychować we względnym dobrobycie. Ja bym nie umiała być spokojna, jeśli np. nie miałabym jasnej sytuacji z pracą. Wiem, że wiele osób daje radę, ale wolę tę kwestię mieć na ten moment uregulowaną. I jeszcze coś. Być szczerym z partnerem/rką. Bardzo mierzi mnie koncept, że ktoś w związku okłamuje drugą stronę, że chce/nie chce dziecka.
Rozpisałam się lol. Ale tak, nie było żadnego magicznego momentu. Był spokój, bezpieczeństwo i poczucie, że człowiek, z którym tworzę "dom" byłby dobrym tatą, a ja chyba ok mamą. I zgoda z nim na tym poziomie.
Późne randkowanie nie jest łatwe. Ani często miłe. Przed 30 zaczęła, się pojawiać myśl "szkoda, że już tego nie mam" - "tego" tzn. rodziny swojej. Nie samego bycia matką, ale posiadania szczerego partnera, z którym chciałabym spędzać czas, podróżować, żyć, zestarzeć się. Ale po przejściu X delikwentów (którym mam nadzieję, że nigdy nie narodzą się dzieci - bożu drogi, niektórzy powinni być zesłani nie wiem gdzie, ale z dala od ludzi), zaczyna się mieć mniejsze nadzieje na cokolwiek. Lol. Więc dojrzałam do tego, że może nie będę matką i nadal - nie miałam z tym problemu. W końcu jednak poznałam kilku sympatycznych osobników, a ostatecznie tego konkretnego, z którym poczułam się bezpiecznie. Nawet nie wiedziałam, że bycie z kimś może być tak swobodne, proste, bez ciągłego trzymania gardy na zaczepki. I to było uczucie, którego wcześniej nie miałam z żadnym typem. I ono urosło. I oboje jesteśmy dorosłymi osobami, które można uznać za "po przejściach", na dodatek już stosunkowo starsze w oczach niektórych (30+), które nie chciały dzieci mieć "bo wypada", "bo coś tam". I które gdzieś w międzyczasie może straciły szansę na bycie rodzicami w naszych oczach. I było to spoko. Ale i on i ja gadaliśmy trochę trywialnie "moglibyśmy wpaść". Pogadaliśmy, pouśmiechaliśmy się do jakichś tam nowych wyobrażeń nas, przygotowaliśmy się do takiej, jak to ujęliśmy "rocznej próby" (jestem w ochronie zdrowia, dałam sobie brutalną granicę wiekową, której osobiście bym nie przekroczyła). Jak nie wypali to nie wypali, będziemy dalej zwiedzać świat i rozpieszczać psy. To "coś" po prostu w międzyczasie urosło i stało się ciekawym, miłym sercu opcjonalnym torem życiowym. Ja dużo schudłam, zadbałam o swoje zdrowie, on także postarał się o lepszą dietę, ćwiczenia, choć niespecjalnie potrzebował tego, brałam suple iiii... Hajtnięci niedawno, czekamy na naszego "zimowego bejbika". I szczęśliwie udało się szybciej, niż myśleliśmy
Z mojego punktu widzenia jest tak, że nikt nie musi być rodzicem, matką czy ojcem. Że to powinien być przynajmniej wybór świadomy pt. jesteśmy w stanie to widzieć w przyszłości, chcemy tego, bo dokładnie tak, jak piszesz - to zaje*ista odpowiedzialność i nie tylko finansowa. Fajnie by było tego małego ktosia wychować we względnym dobrobycie. Ja bym nie umiała być spokojna, jeśli np. nie miałabym jasnej sytuacji z pracą. Wiem, że wiele osób daje radę, ale wolę tę kwestię mieć na ten moment uregulowaną. I jeszcze coś. Być szczerym z partnerem/rką. Bardzo mierzi mnie koncept, że ktoś w związku okłamuje drugą stronę, że chce/nie chce dziecka.
Rozpisałam się lol. Ale tak, nie było żadnego magicznego momentu. Był spokój, bezpieczeństwo i poczucie, że człowiek, z którym tworzę "dom" byłby dobrym tatą, a ja chyba ok mamą. I zgoda z nim na tym poziomie.
Nie chciałam mieć dzieci, uważałam, że byłabym tragiczną matką, do tego mam PCOS i lekarze nie dawali mi większych szans. Pewnego pięknego dnia spóźniała mi się miesiączka ale.to nie było nic nowego plus używałam z mężem prezerwatyw. Jednak to była wpadka, byłam w szoku, analizowałam, co z tym fantem zrobić i wtedy dużym oparciem był dla mnie mąż, podtrzymywał mnie na duchu, trochę zaczęłam wierzyć w siebie i urodziłam córkę. Poród bez znieczulenia, 4h, nic mi nie było, bardzo łatwy ale pierwszy miesiąc byłam w szoku. Ja lubię spać do późna więc mój mąż zajmował się małą rano, ogólnie byłam w szoku jak powoli zmieniły mi się priorytety, podobało mi się jak mała rośnie ,byłam dumna jak uczyła się nowych rzeczy, oczywiście, były nieprzespane noce ale bez tragedii. Zmieniło mi się postrzeganie macierzyństwa i rodziny, sprawia mi to przyjemność i po kilku latach zdecydowaliśmy się na kolejne. Absolutnie nie żałuję, macierzyństwo popchnęło mnie do przodu bo zaczęłam mocniej eksponować swoje pozytywne cechy, co do problemów typu kolki itp to one szybko minęły, jedyne co to irytowali mnie znajomi i osoby z rodziny które cągle komentowały, że według nich nie nadaje się na matkę, że są w szoku itp. Jeżeli chodzi o mnie i męża to niewiele się zmieniło, dalej mamy swoje pasje i hobby, nie zrobiliśmy z siebie wiecznie umęczonych rodziców.
Nie mam dziecka, ale chciałabym mieć gdybym miała odpowiedniego partnera.
U mnie było tak, że przez większość życia nie chciałam mieć dzieci. Często słyszę, że ludzie maja w domu presje na posiadanie dzieci, rodzice czekają na bycie dziadkami. U mnie było przeciwnie. Tematu nie było. Ja jako nastolatka byłam antydzieciowa. Zawsze slyszałam, że szkoła, studia, praca... to trzeba zrobić. Nigdy nic o założeniu rodziny. Wizja posiadania dziecka spłynęła na mnie dopiero po 25 roku życia. Skąd wiedziałam, że spłynęła? Zaczęłam w ogóle zwracać uwagę na dzieci. Zaczęłam myśleć inaczej o ciąży. Zaczęłam czuć się źle z tym, że nie mam dzieci. Po prostu takie wewnętrzne pragnienie i zmiana priorytetów. Mam wrażenie, że tutaj mocno działają hormony i biologia, bo wiele rzeczy w życiu gdzieś tam chcę, ale chęć posiadania dziecka jest zupełnie inna i silniejsza.
U mnie było tak, że przez większość życia nie chciałam mieć dzieci. Często słyszę, że ludzie maja w domu presje na posiadanie dzieci, rodzice czekają na bycie dziadkami. U mnie było przeciwnie. Tematu nie było. Ja jako nastolatka byłam antydzieciowa. Zawsze slyszałam, że szkoła, studia, praca... to trzeba zrobić. Nigdy nic o założeniu rodziny. Wizja posiadania dziecka spłynęła na mnie dopiero po 25 roku życia. Skąd wiedziałam, że spłynęła? Zaczęłam w ogóle zwracać uwagę na dzieci. Zaczęłam myśleć inaczej o ciąży. Zaczęłam czuć się źle z tym, że nie mam dzieci. Po prostu takie wewnętrzne pragnienie i zmiana priorytetów. Mam wrażenie, że tutaj mocno działają hormony i biologia, bo wiele rzeczy w życiu gdzieś tam chcę, ale chęć posiadania dziecka jest zupełnie inna i silniejsza.
Mi przeskoczyło coś w głowie w okolicach 33 urodzin. Wcześniej twierdziłam, że nie chcę dziecka, i faktycznie tak było - żyło mi się wygodnie, dobrze się bawiliśmy, koncerty, imprezki, wakacje. Tylko to zaczęło się robić takie puste i bezsensowne. Do tego przez te wszystkie lata zawsze gdzieś z tyłu głowy była myśl, że przecież gdy nam się już zachce mieć dziecko to ciągle jest taką możliwość, a tu - już po 30tce, czas nie działa na korzyść kobiety i pojawiły się myśli, że za kilka lat mogę żałować rezygnacji z macierzyństwa.
Dojrzewałam do tej myśli jakiś czas, bo mój mąż był już chętny od dawna :D potem zaczęliśmy się starać i zaszłam w pierwszą ciążę. Byłam kompletnie przerażona, ale jednak gdzieś w środku zaczął chyba kiełkować ten instynkt. Niestety, ciążę straciłam w 10 tygodniu i przeżyłam to STRASZNIE, doslownie kompletnie się załamałam, i wtedy już poczułam tę potrzebę w pełni.
Mam teraz dwoje maluchów i uważam, że pomimo, że bycie matką jest bardzo trudne, to jednocześnie daje tyle satysfakcji i miłości. To jest taka miłość, jakiej nie zaznałam dotąd nigdy w życiu.
I przed urodzeniem drugiego dziecka bałam się czy tej miłości wystarczy dla dwojga dzieciaków, a tu się okazało, że ona się nie podzieliła, a pomnożyła! ;)
Dojrzewałam do tej myśli jakiś czas, bo mój mąż był już chętny od dawna :D potem zaczęliśmy się starać i zaszłam w pierwszą ciążę. Byłam kompletnie przerażona, ale jednak gdzieś w środku zaczął chyba kiełkować ten instynkt. Niestety, ciążę straciłam w 10 tygodniu i przeżyłam to STRASZNIE, doslownie kompletnie się załamałam, i wtedy już poczułam tę potrzebę w pełni.
Mam teraz dwoje maluchów i uważam, że pomimo, że bycie matką jest bardzo trudne, to jednocześnie daje tyle satysfakcji i miłości. To jest taka miłość, jakiej nie zaznałam dotąd nigdy w życiu.