Nie ma polskich sklepow?Lena24! pisze: ↑czw cze 05, 2025 11:19 pm 10 lat w Niemczech.
Nigdy nie żałowałam swojej decyzji.
Czasem tylko tęsknię za polskim jedzeniem, botwinką, fasolką szparagową i bobem. Tutaj trzeba się naszukać i najeździć, żeby znaleźć te produkty.
Nigdy nie przekonam się do frytek z majonezem i Currywurst.
Ale żyje mi się tu dobrze i jestem szczęśliwa.
Czy mamy tutaj na forum emigrantki?
Moderatorzy: KasandraCwir, verysweetcherry- IrlandkazWarszawy
- ZdalnaFanka
- Posty: 455
- Rejestracja: pt kwie 25, 2025 1:45 pm
Re: Czy mamy tutaj na forum emigrantki?
W moim mieście jest jeden, ale chodziło mi o ogólną dostępność tych produktów.
W Polsce na ryneczkach/targach w sezonie masz pełno fasolki szparagowej, botwinki, bobu. U nas tego niestety nie ma. A jak już znajdę na ryneczku młode buraki to z oberwanymi liśćmi.
Bobu jeszcze nigdy nie widziałam.
Dlatego jeżdżę po te rzeczy do polskiego sklepu, chociaż trochę mi nie po drodze.
W Polsce na ryneczkach/targach w sezonie masz pełno fasolki szparagowej, botwinki, bobu. U nas tego niestety nie ma. A jak już znajdę na ryneczku młode buraki to z oberwanymi liśćmi.
Dlatego jeżdżę po te rzeczy do polskiego sklepu, chociaż trochę mi nie po drodze.
-
cudaniewidy
- ŚpioszkiKenzo
- Posty: 3
- Rejestracja: wt paź 01, 2024 4:35 pm
10 lat w Niemczech przy granicy z Holandią, gdzie też pracuje. Nie zamierzam wracać do Polski, nigdy w życiu. Teraz byłam w Polsce na tydzień (po 5 latach) i tylko utwierdziłam się w tym, że dobrze postąpiłam 10 lat temu.
Wyjechalam do Paryza zaraz po maturze. Najpierw bylam au pair w ramach gap year i zeby co nieco zarobic oraz oswoic sie z nowym miejscem. Po roku wybralam sie na studia licencjackie rowniez w Paryzu. Wiec w sumie 4 lata w stolicy Francji
Magisterke robilam w Londynie, mieszkalam tam potem jeszcze kolejne dwa lata. Pozniej w ramach pracy robilam secondment do biura w Helsinkach, gdzie spedzilam rok.
Obecnie znowu jestem w Londynie.
Co dalej? Nie wiem, poki co dobrze mi tak jak jest. Nie wykluczam rowniez powrotu do Polski, tym bardziej ze kocham moja rodzine i tesknie za spedzaniem z nimi wiecej czasu.
Magisterke robilam w Londynie, mieszkalam tam potem jeszcze kolejne dwa lata. Pozniej w ramach pracy robilam secondment do biura w Helsinkach, gdzie spedzilam rok.
Obecnie znowu jestem w Londynie.
Co dalej? Nie wiem, poki co dobrze mi tak jak jest. Nie wykluczam rowniez powrotu do Polski, tym bardziej ze kocham moja rodzine i tesknie za spedzaniem z nimi wiecej czasu.
Ponad 8 lat w Australii. Wcześniej 2.5 roku w Londynie gdzie poznałam mojego partnera Australijczyka. Żyjemy w małym miasteczku turystycznym, w takiej części kontynentu, że wcale nie jest tu tak gorąco. Nie ma tu krokodyli, ale są węże i pająki. Koale czasem wchodzą mi do ogrodu. Ogólnie zyje nam się tutaj dobrze, mój partner mieszka tu prawie od urodzenia(z małymi przerwami), wiec zna wszystkich lokalsow. Jest tu silne poczucie wspólnoty między ludźmi, sasiedzi sobie pomagają itd. Z domu mam piękny widok na ocean.
Są 3 glowne minusy mieszkania w takim małym miasteczku na końcu swiata: dostęp do lekarzy(w poniedziałek jadę 2h i 15 minut w jedna strone na 15min wizytę lekarska), mały wybór jeśli chodzi o prace(restauracje, sklepy z pamiątkami, puby, kawiarnie, sprzątanie hoteli/airbnb i ogólnie wszystko związane z obsługą turystów to pewnie jakieś 70% rynku pracy, do tego budowlanka, rybołówstwo, szkoła/zlobek/przedszkole i "szpital") no i opcje opieki nad dziećmi (dostać miejsce w żłobku na 1 czy 2 dni w tygodniu graniczy z cudem, a zajęcia w przedszkolu są 2 razy w tygodniu po 7 godzin).
Moją pierwszą pracą była obsługa kasy w supermarkecie i powiem szczerze, że uwielbiałam tę pracę, bo ludzie tu są przemili, na koniec dnia twarz bolała mnie od ciaglego uśmiechania. Potem pracowalam w żłobku, gdzie przekonałam się dlaczego zawsze szukają tam nowych pracowników(koszmarna wlascicielka) I tam poznalam jedna z mam, która jest projektantką ubrań i zaproponowała mi pracę w swojej małej firmie i tak już pracuję 6 lat.
Ceny domów są tu kosmiczne, średnia cena domu w tym małym miasteczku to 1.1mln$. W zeszłym roku wybudowaliśmy nasz wspaniały dom co chyba nigdy by nam się udało bez pożyczki w banku Babcia.
To chyba na tyle...
Może jeszcze dodam, że proces zdobycia stałej wizy był koszmarny... zajelo to kilka lat i kosztowalo nas jakies 13 tysiecy $.
Są 3 glowne minusy mieszkania w takim małym miasteczku na końcu swiata: dostęp do lekarzy(w poniedziałek jadę 2h i 15 minut w jedna strone na 15min wizytę lekarska), mały wybór jeśli chodzi o prace(restauracje, sklepy z pamiątkami, puby, kawiarnie, sprzątanie hoteli/airbnb i ogólnie wszystko związane z obsługą turystów to pewnie jakieś 70% rynku pracy, do tego budowlanka, rybołówstwo, szkoła/zlobek/przedszkole i "szpital") no i opcje opieki nad dziećmi (dostać miejsce w żłobku na 1 czy 2 dni w tygodniu graniczy z cudem, a zajęcia w przedszkolu są 2 razy w tygodniu po 7 godzin).
Moją pierwszą pracą była obsługa kasy w supermarkecie i powiem szczerze, że uwielbiałam tę pracę, bo ludzie tu są przemili, na koniec dnia twarz bolała mnie od ciaglego uśmiechania. Potem pracowalam w żłobku, gdzie przekonałam się dlaczego zawsze szukają tam nowych pracowników(koszmarna wlascicielka) I tam poznalam jedna z mam, która jest projektantką ubrań i zaproponowała mi pracę w swojej małej firmie i tak już pracuję 6 lat.
Ceny domów są tu kosmiczne, średnia cena domu w tym małym miasteczku to 1.1mln$. W zeszłym roku wybudowaliśmy nasz wspaniały dom co chyba nigdy by nam się udało bez pożyczki w banku Babcia.
To chyba na tyle...
Może jeszcze dodam, że proces zdobycia stałej wizy był koszmarny... zajelo to kilka lat i kosztowalo nas jakies 13 tysiecy $.