autor: Koraxxx » czw sie 08, 2024 5:34 pm
Hej, chciałabym tu podzielić się moją historią, wyrzucić ją z siebie.
Pół roku temu poznałam 40 letniego mężczyznę (sama jestem od niego dwadzieścia jeden lat młodsza). Byłam w tamtym okresie dość nieszczęśliwa, samotna. Umówiliśmy się na coś niezobowiązującego w hotelu. W ramach spotkania miałam coś dostać (tak, wiem to straszne)
Od razu się w sobie zauroczyliśmy, okazało się że mamy bardzo podobny gust muzyczny, oboje lubimy modę, polubiliśmy się, zaczęliśmy ciągle pisać, nie chciałam już żadnej gratyfikacji ani prezentów. Byliśmy na wspólnym wyjeździe, nie raz spędzałam u niego weekend. Dodam, że (mimo tej nieodpowiedzialnej decyzji) jestem w miarę dojrzała na swój wiek - dużo przeżyłam, mieszkam sama, dobrze się uczę itd.
Niestety coś zaczęło ciągnąć mnie w złą stronę + zbierałam na dość ważny dla mnie cel finansowy i postanowiłam założyć sobie konto na stronie na której go poznałam po raz drugi… dodam, że nie byliśmy w związku, ale obiecaliśmy sobie, że nie będziemy spotykać się z innymi osobami ani w ten, ani w normalny sposób
Jedynie założyłam konto - nie spotkałam się z nikim. Pisałam, pisałam i… natrafiłam na niego. Założył konto, aby mnie sprawdzić. Było mu bardzo przykro, ale zachował się z szacunkiem, ani razu mnie nie obraził, nie był agresywny. Powiedział, że to dla niego zbyt duży Trust issue i red flag. Kompletnie mu się nie dziwię. Widziałam, jak zraniony był. Mimo wszystko, ze względu na duże emocje, które do siebie żywiliśmy, wybaczył mi. Zaczęliśmy znów spędzać czas, planować kolejne wyjazdy, pisać bez przerwy… Po czasie znów pojawiły się u mnie myśli dotyczące „zdrady”. Stwierdziłam, że to zrobię. Zaczęłam pisać i rozmawiać z kimś innym, po czasie postanowiliśmy się spotkać na kawę, aby się poznać i zobaczyć, czy sobie pasujemy. Mojemu „ukochanemu” powiedziałam, że zostaje w domu. Gdy tylko przyjechałam do Warszawy, wyszłam z dworca i skierowałam się do metra. Dodam, że było to same centrum w godzinach szczytu, przechodzą tam setki ludzi na minutę. Gdy postanowiłam już stopę na pierwszym schodku, poczułam jak ktoś mnie puka po plecach. Nie muszę kończyć, kto to był. Mój „ukochany” przywitał się, po czym powiedział „trzymaj się” i odszedł…
Nie spotkałam się finalnie z tamtym mężczyzną. Wróciłam do domu.
Bardzo żałuję swojej postawy, wiem, że to nie ja jestem skrzywdzoną w tej historii, a raczej tą złą. Po tej sytuacji nawet już się nie odezwałam do niego, było mi po prostu zbyt głupio. Chciałam poznać kogoś bardzo niezobowiązująco, na jeden raz, wiem, że to karygodne. Prawdopodobieństwo spotkania go było dosłownie jedno na milion ;) aktualnie chodzę na terapię i próbuje zmienić się na lepsze. Raczej już nigdy nie odezwę się do tego „ukochanego”, byłoby to marnowanie jego czasu. Sama historia jest mocno patologiczna, wiem. Nie wiem czy szukam rady, czy zbesztania, czy po prostu chce usłyszeć opinie osób niezwiązanych z historią…
Proszę jedynie o nie obrażanie mnie w odpowiedziach
Hej, chciałabym tu podzielić się moją historią, wyrzucić ją z siebie.
Pół roku temu poznałam 40 letniego mężczyznę (sama jestem od niego dwadzieścia jeden lat młodsza). Byłam w tamtym okresie dość nieszczęśliwa, samotna. Umówiliśmy się na coś niezobowiązującego w hotelu. W ramach spotkania miałam coś dostać (tak, wiem to straszne)
Od razu się w sobie zauroczyliśmy, okazało się że mamy bardzo podobny gust muzyczny, oboje lubimy modę, polubiliśmy się, zaczęliśmy ciągle pisać, nie chciałam już żadnej gratyfikacji ani prezentów. Byliśmy na wspólnym wyjeździe, nie raz spędzałam u niego weekend. Dodam, że (mimo tej nieodpowiedzialnej decyzji) jestem w miarę dojrzała na swój wiek - dużo przeżyłam, mieszkam sama, dobrze się uczę itd.
Niestety coś zaczęło ciągnąć mnie w złą stronę + zbierałam na dość ważny dla mnie cel finansowy i postanowiłam założyć sobie konto na stronie na której go poznałam po raz drugi… dodam, że nie byliśmy w związku, ale obiecaliśmy sobie, że nie będziemy spotykać się z innymi osobami ani w ten, ani w normalny sposób
Jedynie założyłam konto - nie spotkałam się z nikim. Pisałam, pisałam i… natrafiłam na niego. Założył konto, aby mnie sprawdzić. Było mu bardzo przykro, ale zachował się z szacunkiem, ani razu mnie nie obraził, nie był agresywny. Powiedział, że to dla niego zbyt duży Trust issue i red flag. Kompletnie mu się nie dziwię. Widziałam, jak zraniony był. Mimo wszystko, ze względu na duże emocje, które do siebie żywiliśmy, wybaczył mi. Zaczęliśmy znów spędzać czas, planować kolejne wyjazdy, pisać bez przerwy… Po czasie znów pojawiły się u mnie myśli dotyczące „zdrady”. Stwierdziłam, że to zrobię. Zaczęłam pisać i rozmawiać z kimś innym, po czasie postanowiliśmy się spotkać na kawę, aby się poznać i zobaczyć, czy sobie pasujemy. Mojemu „ukochanemu” powiedziałam, że zostaje w domu. Gdy tylko przyjechałam do Warszawy, wyszłam z dworca i skierowałam się do metra. Dodam, że było to same centrum w godzinach szczytu, przechodzą tam setki ludzi na minutę. Gdy postanowiłam już stopę na pierwszym schodku, poczułam jak ktoś mnie puka po plecach. Nie muszę kończyć, kto to był. Mój „ukochany” przywitał się, po czym powiedział „trzymaj się” i odszedł…
Nie spotkałam się finalnie z tamtym mężczyzną. Wróciłam do domu.
Bardzo żałuję swojej postawy, wiem, że to nie ja jestem skrzywdzoną w tej historii, a raczej tą złą. Po tej sytuacji nawet już się nie odezwałam do niego, było mi po prostu zbyt głupio. Chciałam poznać kogoś bardzo niezobowiązująco, na jeden raz, wiem, że to karygodne. Prawdopodobieństwo spotkania go było dosłownie jedno na milion ;) aktualnie chodzę na terapię i próbuje zmienić się na lepsze. Raczej już nigdy nie odezwę się do tego „ukochanego”, byłoby to marnowanie jego czasu. Sama historia jest mocno patologiczna, wiem. Nie wiem czy szukam rady, czy zbesztania, czy po prostu chce usłyszeć opinie osób niezwiązanych z historią…
Proszę jedynie o nie obrażanie mnie w odpowiedziach