Hej! Problem niby niewielki, bo nie mieszkamy z rodzicami mojego partnera ALE - wpadają w gości, czasami my u nich nocujemy. Ludzie są sympatyczni i otwarci, ale nie jestem w stanie przeżyć i funkcjonować w ich standardzie „porządku”.
Byli u nas ostatnio w gościach, spontanicznie, co przy dwupokojowym mieszkaniu już i tak wystarczająco mnie wkurwia - ani do kibla, ani zjeść śniadania jak trzeba rano wyjść, bo łazi się ludziom nad głową, ale do tego pierwsze co zwykle widzę rano to opluty zlew, resztki żarcia z zębów, w sam raz do drapania z umywalki, bo po całej nocy są już elegancko zaschnięte i kibel ubogacony odpryskami moczu.
U nich w domu to samo - gdzie się człowiek nie dotknie, to się przyklei. Koty sikają gdzie popadnie, jest smród i brud. Nie chce tam bywać i szlag mnie trafia za każdym razem jak wpadają z wizytą.
Jednocześnie nie mam w sobie tyle mocy, żeby powiedzieć „niech Twoi rodzice biorą hotel jak przyjeżdżają”, bo to jednak rodzice mojego partnera i ostatecznie spoko ludzie.
Jak żyć, jak się nie chce mieć kontaktu z syfem? Nie są to sytuacje częste, ale dosłownie zbieram się później kilka dni.
Rodzice mojego partnera to bałaganiarze
Ciężki temat, bo żeby im uzmysłowić o co ci chodzi, to musiałabyś dosłownie pokazać im, że zapluwają zlew i zostawiają jakieś obrzydlistwa w łazience. Nie wystarczy samo "zostawiacie nieporządek", oni tego nie zrozumieją skoro ich standard czystości jest inny. Musiałabyś uczyć dorosłych ludzi podstaw higieny.