Związek z długim stażem
Związek z długim stażem
Cześć dziewczyny, proszę o poradę bo sama nie wiem co mam myśleć.
Jestem w długim związku - 11 letnim. Poznaliśmy się w czasach liceum, przez co razem dorastaliśmy - studia, wyprowadzka od rodziców itd.. Nasz związek nie zawsze był idealny, ale od jakiś 5 lat układa nam się i jesteśmy szczęśliwi.
Jakiś czas temu wkroczyłam w ten wiek, w którym wszyscy biorą śluby, zaręczają się. Początkowo nie czułam żadnej presji. Jednak znajomi, rodzina powoli zaczęli to wywoływać. Nie jestem tradycjonalistką, jednak nie chciałabym brać ślubu w wieku +35 lat i mój partner jest tego świadomy. Może to przez presję, ale ostatnio zaczęłam badać temat, podpytywać i mam wrażenie, że on o tym zupełnie nie myśli i będę czekać jeszcze kilka lat na zaręczyny.
Gdy za dzieciaka oglądałam filmy gdzie zdesperowane kobiety domagają się zaręczyn, śmiałam się z tego. Teraz boje się, że to ja będę taką desperatką.
Ślub jest dla mnie ważny. Marzę o tym dniu i przygotowaniach do niego. Boje się, że pozostając w związku nie spełnię tego marzenia.
Jednocześnie nie wyobrażam sobie zmusić/nakierować mojego partnera do oświadczyn. Zawsze marzyłam o tym momencie i wiem, że takie coś popsuje wszystko.
Może moje marzenia są głupie i dziecinne, proszę nie oceniajcie tego.
Kolejnym problemem jest to, że mimo długiego stażu związku nie mamy żadnych przyszłościowych rozmów ani planów. Gdy próbuje porozmawiać na poważnie, zadaje jakieś pytanie typu: „ile chciałbyś mieć dzieci?” Słyszę: nie wiem. Z jego inicjatywy nie wychodzą żadne propozycje planów - wszystko ogarniam ja.
Interesuje mnie Wasze zdanie - co uważacie i co byście zrobiły na moim miejscu?
Jestem w długim związku - 11 letnim. Poznaliśmy się w czasach liceum, przez co razem dorastaliśmy - studia, wyprowadzka od rodziców itd.. Nasz związek nie zawsze był idealny, ale od jakiś 5 lat układa nam się i jesteśmy szczęśliwi.
Jakiś czas temu wkroczyłam w ten wiek, w którym wszyscy biorą śluby, zaręczają się. Początkowo nie czułam żadnej presji. Jednak znajomi, rodzina powoli zaczęli to wywoływać. Nie jestem tradycjonalistką, jednak nie chciałabym brać ślubu w wieku +35 lat i mój partner jest tego świadomy. Może to przez presję, ale ostatnio zaczęłam badać temat, podpytywać i mam wrażenie, że on o tym zupełnie nie myśli i będę czekać jeszcze kilka lat na zaręczyny.
Gdy za dzieciaka oglądałam filmy gdzie zdesperowane kobiety domagają się zaręczyn, śmiałam się z tego. Teraz boje się, że to ja będę taką desperatką.
Ślub jest dla mnie ważny. Marzę o tym dniu i przygotowaniach do niego. Boje się, że pozostając w związku nie spełnię tego marzenia.
Jednocześnie nie wyobrażam sobie zmusić/nakierować mojego partnera do oświadczyn. Zawsze marzyłam o tym momencie i wiem, że takie coś popsuje wszystko.
Może moje marzenia są głupie i dziecinne, proszę nie oceniajcie tego.
Kolejnym problemem jest to, że mimo długiego stażu związku nie mamy żadnych przyszłościowych rozmów ani planów. Gdy próbuje porozmawiać na poważnie, zadaje jakieś pytanie typu: „ile chciałbyś mieć dzieci?” Słyszę: nie wiem. Z jego inicjatywy nie wychodzą żadne propozycje planów - wszystko ogarniam ja.
Interesuje mnie Wasze zdanie - co uważacie i co byście zrobiły na moim miejscu?
Hej, mam podobną sytuację.
Co prawda nie jestem w aż tak długim związku jak Ty, ale jestem z chłopakiem już 6 lat.
On nie myśli o zaręczynach, twierdzi, że papier nic nie zmienia i że on nie wierzy w śluby. Twierdzi też, że nie chce mieć dzieci, a ja jeszcze nie wiem.
Wiem, że mnie kocha, ale zastanawiam się dlaczego w takim razie nie myśli o jakichś długofalowych planach, nie chce zbudować rodziny ze mną. Często jest tak, że faceci są wiele lat z kobietą, rozstają się i nagle po roku ślub i dziecko z inną - zastanawiam się czy tak mogłoby być w naszym przypadku i czy to ze mną nie chce się wiązać „na poważnie”. Nie wiem co o tym sądzić. Również układa nam się dobrze, nie kłócimy się, znamy się już jak łyse konie i nie miałabym siły poznawać kogoś znów od początku. A jednak mimo wszystko, wiem że poczułabym się znacznie lepiej gdyby z własnej inicjatywy oświadczył się i zaczął mówić o jakichkolwiek planach. Nie wiem jak Twój chłopak, ale mój jest taki raczej w każdym aspekcie życia - raczej woli status quo niż zmiany i trzeba nim czasem kierować, jeżeli zależy mi aby coś zrobił.
Z drugiej strony, nie chcę go zmuszać do niczego, bo ma prawo uważać śluby i wesela za jakąś przestarzałą tradycję (wiem, że tak myśli).
Czasem jednak nieśmiało myślę sobie jakby to było być z kimś, kto by mega o mnie zabiegał i snuł wspólne plany.
Z drugiej strony - jeżeli wam się układa, jest dla Ciebie dobry, czujesz się bezpiecznie - to ostatecznie to jest najważniejsze na Twoim miejscu zmieniłabym nastawienie i nie czekała na niespodziankę z jego strony, tylko powiedziała co czujesz i co on czuje. Ja tak zrobiłam i zobaczymy co to będzie
Co prawda nie jestem w aż tak długim związku jak Ty, ale jestem z chłopakiem już 6 lat.
On nie myśli o zaręczynach, twierdzi, że papier nic nie zmienia i że on nie wierzy w śluby. Twierdzi też, że nie chce mieć dzieci, a ja jeszcze nie wiem.
Wiem, że mnie kocha, ale zastanawiam się dlaczego w takim razie nie myśli o jakichś długofalowych planach, nie chce zbudować rodziny ze mną. Często jest tak, że faceci są wiele lat z kobietą, rozstają się i nagle po roku ślub i dziecko z inną - zastanawiam się czy tak mogłoby być w naszym przypadku i czy to ze mną nie chce się wiązać „na poważnie”. Nie wiem co o tym sądzić. Również układa nam się dobrze, nie kłócimy się, znamy się już jak łyse konie i nie miałabym siły poznawać kogoś znów od początku. A jednak mimo wszystko, wiem że poczułabym się znacznie lepiej gdyby z własnej inicjatywy oświadczył się i zaczął mówić o jakichkolwiek planach. Nie wiem jak Twój chłopak, ale mój jest taki raczej w każdym aspekcie życia - raczej woli status quo niż zmiany i trzeba nim czasem kierować, jeżeli zależy mi aby coś zrobił.
Z drugiej strony, nie chcę go zmuszać do niczego, bo ma prawo uważać śluby i wesela za jakąś przestarzałą tradycję (wiem, że tak myśli).
Czasem jednak nieśmiało myślę sobie jakby to było być z kimś, kto by mega o mnie zabiegał i snuł wspólne plany.
Z drugiej strony - jeżeli wam się układa, jest dla Ciebie dobry, czujesz się bezpiecznie - to ostatecznie to jest najważniejsze na Twoim miejscu zmieniłabym nastawienie i nie czekała na niespodziankę z jego strony, tylko powiedziała co czujesz i co on czuje. Ja tak zrobiłam i zobaczymy co to będzie
Dosłownie IDENTYCZNA sytuacja co u mnie, tylko staż 2 lata krótszy. Związek od liceum. Nie mogłam się doprosić zaręczyn. Wszelkie zagadywanie kończyło się zbywaniem mnie. Moje zagadywanie o kredyt na jakiś dom czy mieszkanie skoro jesteśmy tak długo razem - zbywanie mnie, omijanie tematu. Zagadywanie o jakieś zaręczyny, bo w końcu ile mam czekać - milion wymówek, a to on nie wyobraza siebie w obraczce, a to nie ma kasy, a bo to trzeba zrobić porządnie i nie byle jak, na wakacjach, a to trzeba odłożyć dużo pieniędzy, blabla, słyszałam to od paru lat co roku. jakbym nie mogła dostać pierścionka w mieszkaniu, co podkreśliłam, że też by mnie cieszyło- dziś wiem, że to były tylko wymówki i przeciąganie bycia dzieciakiem zamiast wzięcia w końcu odpowiedzialności za związek i swoją kobietę. Temat dzieci - on nie wie, może kiedyś. Dom - on nie wie, na razie nie. A po co ja się tak spinam, za serio traktuje życie, wszystko mnie stresuje, on się męczy w tym! Dosłownie takie pierdoły słyszałam, że to on się stresuje moimi pytaniami bo nie daję mu pożyć tylko wybiegam w przyszłość. Teraz wiem jaki to był dzieciak. W międzyczasie cały czas czułam, że jestem okropnie nieszczęśliwa. Gotowałam, sprzatalam, wspierałam, pożyczałam pieniądze, bo nie potrafił odłożyć nic, wiecznie z dnia na dzień, a nawet takiego szacunku do siebie nie mogłam dostać jak deklaracja bycia razem na zawsze. Dodatkowo dołował fakt, że kiedy byliśmy razem od paru lat, koleżanki które dopiero zaczynały z kimś być, po dwóch, max trzech latach zaręczyny, śluby, dzieci. A ja dalej nic. Czułam się jak nic niewarta. Jak gówno dosłownie. W końcu doszło do tego że kłamałam rodzinie i wszystkim znajomym wokół że to ja nie chcę ślubu bo było mi wstyd że facet nie chce mnie poprosić o rękę. W końcu stwierdziłam że nawet jakby mi się oświadczył to by mnie to już nie cieszyło wcale bo to byłoby wymuszone a ja nie poczułabym ani trochę że zrobił to sam z siebie. Zdecydowałam się dosłownie kopnąć go w tyłek z dnia na dzień po paru latach. Nie to nie, nie będę czekać na księcia kiedy marzę o mężu, dzieciach, rodzinie. BARDZO szybko byłam w kolejnym związku. Po 3 tygodniach. A dlaczego? Uświadomiłam sobie że od lat byłam w związku w którym mentalnie to już byłam dawno sama, nic nie czułam, tylko żal, rezygnację. Może dlatego szybka randka nie była dla mnie problemem. I z tej randki po roku facet mi się oświadczył, po kolejnym roku wzięliśmy ślub, a teraz mamy córkę. Jak sobie przypomnę jak dałam się poniżać prosząc o zaręczyny to mam ciary żenady. I wiem jak zmarnowałabym sobie życie jakbym go namówiła. Bo po tylu latach czekania nigdy nie poczujesz się dla takiego faceta pełnowartościowa ani ważna. No taka nie jesteś. Dopiero w nowym związku jak poczułam że się o mnie zabiega, że druga strona sama zagaja o przyszłość, dom, pytania, jaki pierścionek mi się podoba - dopiero rozkwitłam i zaczęłam żyć i poczułam się kobietą. Libido +10000 kiedy czujesz się chciana. To jest inny poziom zycia i poczucia się kobietą. Zapamiętaj, jeśli jesteś ważna dla kogoś to on będzie jak najszybciej chciał mieć cię na wyłączność. To on będzie się zastanawiał czy przyjmiesz jego zaręczyny a nie ty się będziesz zastanawiała, kiedy to w końcu zrobi i czy w ogóle. Jak pomyśle ile życia zmarnowałam w 9 lat to robi mi się tak przykro. Mogłam poznawać ludzi, mieć inne związki. Choć gdyby nie to, nie poznałabym pewnie męża a jest najlepszym co mi się przytrafiło od życia. Walcz o swoje szczęście bo życie masz tylko jedno i zaraz ci przeleci i albo zostaniesz z nim i będziesz nieszczęśliwa albo to on kopnie cię w tyłek jak znajdzie taką którą będzie chciał na 100%. Pamiętaj że fac ci lubią trzymać opcje b w razie gdyby nikogo po drodze nie spotkali. Ugotowane, seks od czasu do czasu zapewniony, a w trakcie może coś się trafi. Mój były jak się okazywało chętnie flirtował z pannami kiedy mnie nie było. Nie bądź głupią idiotką która nie ma do siebie szacunku. Stać cię na więcej. I zadbaj o to, bo jeszcze chwila i niedługo rodzina będzie niespełnionym marzeniem, bo mam dwie koleżanki, dla których wiek 36 i 37 lat okazał się już za leciwym na dzieci - brak jajeczek, lekarz powiedział, że było się wcześniej namyślić na dzieci. Twój facet klepie dzieciaka i po 50tce jak dorośnie, my kobiety nie mamy takiej możliwości. Wiem, że to będzie trudne zakończyć coś co trwało tyle lat. Ja miałam kilka podejść. W końcu powiedziałam albo teraz albo nigdy. Usiadłam do ogłoszeń, wynajęłam kawalerkę i nie zastanawiałam się co dalej bo wątpliwości zawsze będą, nawet jak robisz dobrze. Zawsze się człowiek zastanawia czy nie lepiej siedzieć w beznadziejnym, ale znanym. Nie, nie lepiej, zawalcz o siebie. Na początku będzie milion wątpliwości które będą wracały ale uwierz mi - odżyjesz. To jakie ja mam teraz życie, jak chce mi się wstawać, sama z siebie rano wskoczyć na tego mego męża i poskakać, jak planować wakacje, wyjazd na weekend, co ugotuję, jak rozplanować strategie w pracy zawodowej - inny poziom funkcjonowania. Nie siedź w zawieszeniu bo szkoda życia. Aż mi wstyd jak pomyślę jak się dałam trzymać za łeb przez lata. Na koniec wywodu ciekawostka - były po rozstaniu miesiąc się cieszył a potem 2 lata wypisywał, żebym wróciła, nagle chciał dzieci. Takie dzieciuchy które nie potrafią docenić tego co mają niech spadają.Magdalena980 pisze: ↑ndz wrz 15, 2024 10:15 pm Cześć dziewczyny, proszę o poradę bo sama nie wiem co mam myśleć.
Jestem w długim związku - 11 letnim. Poznaliśmy się w czasach liceum, przez co razem dorastaliśmy - studia, wyprowadzka od rodziców itd.. Nasz związek nie zawsze był idealny, ale od jakiś 5 lat układa nam się i jesteśmy szczęśliwi.
Jakiś czas temu wkroczyłam w ten wiek, w którym wszyscy biorą śluby, zaręczają się. Początkowo nie czułam żadnej presji. Jednak znajomi, rodzina powoli zaczęli to wywoływać. Nie jestem tradycjonalistką, jednak nie chciałabym brać ślubu w wieku +35 lat i mój partner jest tego świadomy. Może to przez presję, ale ostatnio zaczęłam badać temat, podpytywać i mam wrażenie, że on o tym zupełnie nie myśli i będę czekać jeszcze kilka lat na zaręczyny.
Gdy za dzieciaka oglądałam filmy gdzie zdesperowane kobiety domagają się zaręczyn, śmiałam się z tego. Teraz boje się, że to ja będę taką desperatką.
Ślub jest dla mnie ważny. Marzę o tym dniu i przygotowaniach do niego. Boje się, że pozostając w związku nie spełnię tego marzenia.
Jednocześnie nie wyobrażam sobie zmusić/nakierować mojego partnera do oświadczyn. Zawsze marzyłam o tym momencie i wiem, że takie coś popsuje wszystko.
Może moje marzenia są głupie i dziecinne, proszę nie oceniajcie tego.
Kolejnym problemem jest to, że mimo długiego stażu związku nie mamy żadnych przyszłościowych rozmów ani planów. Gdy próbuje porozmawiać na poważnie, zadaje jakieś pytanie typu: „ile chciałbyś mieć dzieci?” Słyszę: nie wiem. Z jego inicjatywy nie wychodzą żadne propozycje planów - wszystko ogarniam ja.
Interesuje mnie Wasze zdanie - co uważacie i co byście zrobiły na moim miejscu?
Ja wypowiem się z perspektywy kobiety dla której mężczyzna zmienił swoje życie i podejście do kobiet i życia. Mój mąż do trzydziestki luźno traktował życie i związki. Nic na stałe. Zawsze szybko kończył bo twierdził że to nie dla niego. Zanim dałam się namówić na randkę musiał trochę stanąć na rzęsach bo nie ufałam mu znając jego styl życia i co nieco o nim słysząc. Przyznam że na pierwszą randkę szłam sceptycznie nastawiona choć bardzo mi się podobał. I to jak pięknie o mnie zabiegał i chciał pokazać że to na bardzo poważnie w tym przypadku - coś pięknego. Po 9 miesiącach zaręczyny. Już dawno po ślubie jesteśmy i dwójkę dzieci i to jest bardzo szczęśliwe małżeństwo. Bardziej skoncentrowanego na rodzinie człowieka nie znam. A myślałam, że mój tata tylko się taki uchował, że w ogień skoczy za żonę i dzieci i ma tyle ciepła w sobie. Nie potrzebuję kontrolować go, odbieramy nawzajem swoje telefony, prowadzimy wspólną firmę. Pamiętam jak jego koleżanki gadały po kątach że mu się znudzi bo stałe związki to nie dla niego. Że ja chyba księżniczka sobie myślę, że jestem wyjątkowa. Wtedy sama nie wiedziałam już co mam myśleć. Śmiały się ze mnie, że jestem naiwna. Jaki z tego morał. Jak mężczyzna chce to się ustatkuje tylko musi wiedzieć że to ta kobieta. I nie trzeba go przekonywać. Jak nie, to będzie strugał niezdecydowanego Piotrusia pana przez lata. Ja nigdy nie zgodziłabym się na czekanie na zaręczyny dłużej niż 2-3lata. Są inni mężczyźni na tym świecie. Związek to nie rozmowa o pracę w której trzeba przekonywać dlaczego to akurat ty masz być wybrana na dalszą współpracę. Dziewczyny miejcie do siebie szacunek. Jak same nie macie to wasi partnerzy go nie będą mieć. Jak można prosić o zaręczyny? To jest coś co ma chcieć dwójka osób. O tym się rozmawia. Tego się pragnie z obu stron. To nie musi być niespodzianka bo to poważna decyzja i można ją wcześniej obgadać. Ustalić jakieś ramy czasowe. Ale rozmawiać o tym trzeba i nie wyobrażam sobie czegoś takiego że mi mężczyzna mówi, że nie wie a ja dalej z nim jestem. Kosmos jeśli chodzi o brak szacunku do siebie samej.
Na podstawie mojego doświadczenia i tego co widziałam przez lata u znajomych i rodziny, mogę cię zapewnić co do 2 rzeczy.
1. Dorosły facet w długim związku zawsze dokładnie WIE, czemu się nie oświadcza lub nie angażuje w inny sposób (np. rozmowa o dzieciach). Zbywanie, półsłówka, odpowiedzi niejasne albo obietnice bez konkretów to sposoby na unikniecie szczerości. To samo odpowiedzi jak "jeszcze o tym nie myślałem" czy udawanie, że się nie oświadczył, bo "tak wyszło" (samo). On wie dlaczego nie i pytanie, czy jesteś gotowa to usłyszeć. Oczywiście są faceci, u których ten powód jest pozornie głupi np. "oświadczę się jak skończymy remont", ale u wielu to jednak zwykle, smutne "nie jestem jej pewien" albo "nie wiem jak jej powiedzieć, ze nie chce dzieci". Na to trzeba być gotowym, jeśli się naciska na prawdę.
2. Większość facetów, których ślub nie interesuje i to "tylko papierek", będą chcieli ślubu z inną kobietą. Przypadek jakich wiele. Kończy się 5-letni związek z facetem, co to dla niego pierścionek po co, dzieci nie chce. Poznaje nową i po roku ślub, a zaraz dziecko w drodze. Norma. Po prostu z pierwszą nie chciał, bo nie była dla niego wyjątkowa, nie była priorytetem albo związek był przechodzony i czas minął.
Dziewczyna wyżej ci dobrze pisze. Jak facet patrzy na ciebie tak, ze jesteś dla niego top, to on sam ma największy interes, żebyś była zaobrączkowana. Obrączka to jeszcze nie ślub, ale jak facet nawet takiego minimum nie umie dać, to słabo.
Masz do wyboru 3 strategie:
- konkret i albo się oświadcza w ciagu pół roku, albo do widzenia, bo nie dasz się mamić, tylko tutaj trzeba być konsekwentna
- szczera rozmowa i na jej podstawie wspólna decyzja co robimy (opcja najlepsza, ale z wieloma facetami tak się nie da, bo właśnie wchodzi zbywanie, niejasność, robienie z kobiety głupiej)
- akceptacja, ze ślubu nie będzie i życie z tym
Każdej decyzji możesz żałować.
1. Dorosły facet w długim związku zawsze dokładnie WIE, czemu się nie oświadcza lub nie angażuje w inny sposób (np. rozmowa o dzieciach). Zbywanie, półsłówka, odpowiedzi niejasne albo obietnice bez konkretów to sposoby na unikniecie szczerości. To samo odpowiedzi jak "jeszcze o tym nie myślałem" czy udawanie, że się nie oświadczył, bo "tak wyszło" (samo). On wie dlaczego nie i pytanie, czy jesteś gotowa to usłyszeć. Oczywiście są faceci, u których ten powód jest pozornie głupi np. "oświadczę się jak skończymy remont", ale u wielu to jednak zwykle, smutne "nie jestem jej pewien" albo "nie wiem jak jej powiedzieć, ze nie chce dzieci". Na to trzeba być gotowym, jeśli się naciska na prawdę.
2. Większość facetów, których ślub nie interesuje i to "tylko papierek", będą chcieli ślubu z inną kobietą. Przypadek jakich wiele. Kończy się 5-letni związek z facetem, co to dla niego pierścionek po co, dzieci nie chce. Poznaje nową i po roku ślub, a zaraz dziecko w drodze. Norma. Po prostu z pierwszą nie chciał, bo nie była dla niego wyjątkowa, nie była priorytetem albo związek był przechodzony i czas minął.
Dziewczyna wyżej ci dobrze pisze. Jak facet patrzy na ciebie tak, ze jesteś dla niego top, to on sam ma największy interes, żebyś była zaobrączkowana. Obrączka to jeszcze nie ślub, ale jak facet nawet takiego minimum nie umie dać, to słabo.
Masz do wyboru 3 strategie:
- konkret i albo się oświadcza w ciagu pół roku, albo do widzenia, bo nie dasz się mamić, tylko tutaj trzeba być konsekwentna
- szczera rozmowa i na jej podstawie wspólna decyzja co robimy (opcja najlepsza, ale z wieloma facetami tak się nie da, bo właśnie wchodzi zbywanie, niejasność, robienie z kobiety głupiej)
- akceptacja, ze ślubu nie będzie i życie z tym
Każdej decyzji możesz żałować.
Kiedyś spotykałam się z facetem który po paru spotkaniach napominał o przyszłości, zaręczynach, bo jak kobieta jest wartościowa to się nie czeka tylko brzydko mówiąc zaklepuje. Doceniłam za szczerość jednak rozeszliśmy się szybko bo to nie był mężczyzna dla mnie. Nie pociągał mnie dostatecznie i byłby to związek raczej z rozsądku. U niego to był zryw serca więc nie chciałam go ranić być może rozstaniem za pół roku. Po tej sytuacji wiem że jak ktoś jest tobą na poważnie zainteresowany to będzie wszystko pchał do przodu. Bierność się nie opłaca, bo fajna kobieta może zostać sprzątnięta z pola widzenia przez kogoś innego. To samo w przypadku kobiet. Jak znajdą fajnego faceta, to też będą się go trzymały i starały się pchać sytuację do przodu, bo wokół są konkurentki. Jasne małżeństwo nic nie gwarantuje, ale mimo wszystko jest deklaracją i sygnałem dla partnera, jesteś mój/moja, a ja twój/twoja, i dla społeczeństwa wokół - wypadam z rynku matrymonialnego, jestem zajęty, wybrałam/łem.
Faceci nie są głupkami, uwierzcie :D dobrze wiedzą co robią i jeśli się nie oświadczają to zgadzam się z panią wyżej, doskonale wiedzą dlaczego. Tylko albo nie chcą wam robić przykrości prawdą albo nie ujawniają jej bo jeśli nikogo ciekawszego nie uda im się na przestrzeni czasu znaleźć i z wami przy tej okazji zerwać to zawsze jesteście wy. Niektóre asy zrywają i dalej trzymają kontakt z byłą w razie czego. Miałam w swoim życiu masę kolegów, jestem typem chłopczycy. Co nie co wiem o męskim podejściu do życia i to co się nasłuchałam męskich rozmów ( faceci też potrafią gadać o tym co się na chacie dzieje i w związku, nie tylko kobiety) to zdanie dawno mam wyrobione. To nie jest tak że oni nie wiedzą czy chcą ślubu albo dzieci. Oni nie chcą go na ten moment z wami. Faceci którzy skaczą z kwiatka na kwiatek jak skoczą na taki co im się fest spodoba to się potrafi okazać, że przykładni mężowie i ojcowie choć każdy myślał że bawidamowie.
Odnośnie związków zawieranych w wieku koło 20 lat i wcześniej to rzadko którzy przetrwał z moich obserwacji. Tak zwane przechodzenie bo każdy związek musi mieć etapy. Choć znam parę która zaczęła być ze sobą w wieku 16 lat, on się w wieku 19 oświadczył i są dalej razem po x latach. Można? Można. Tylko trzeba trafić na osobę z którą naprawdę chcesz być a ona z tobą. A ty droga autorko przykro mi to mówić ale brutalnie ale szczerze... Nie jesteś dla swojego faceta tą, którą ma w głowie kiedy myśli o kimś na stałe. Bo wiecie nawet jeśli mężczyzna sam myśli że ślub nie jest mu potrzebny bo i tak kocha ale wie że dla jego partnerki jest on ważny to nie będzie się ociągał. Są ludzie co w ogóle ślubu nie biorą ale no właśnie. To musi być wspólna decyzja z nie że jedna osoba siedzi i marzy a druga ma to w dupie. 11 lat albo 6 lat razem a oni dalej nic domyślając się że nie wy chcecie? Przemilczę. Same w środku znacie odpowiedź jak ważne jesteście dla tych chłopów.
Faceci nie są głupkami, uwierzcie :D dobrze wiedzą co robią i jeśli się nie oświadczają to zgadzam się z panią wyżej, doskonale wiedzą dlaczego. Tylko albo nie chcą wam robić przykrości prawdą albo nie ujawniają jej bo jeśli nikogo ciekawszego nie uda im się na przestrzeni czasu znaleźć i z wami przy tej okazji zerwać to zawsze jesteście wy. Niektóre asy zrywają i dalej trzymają kontakt z byłą w razie czego. Miałam w swoim życiu masę kolegów, jestem typem chłopczycy. Co nie co wiem o męskim podejściu do życia i to co się nasłuchałam męskich rozmów ( faceci też potrafią gadać o tym co się na chacie dzieje i w związku, nie tylko kobiety) to zdanie dawno mam wyrobione. To nie jest tak że oni nie wiedzą czy chcą ślubu albo dzieci. Oni nie chcą go na ten moment z wami. Faceci którzy skaczą z kwiatka na kwiatek jak skoczą na taki co im się fest spodoba to się potrafi okazać, że przykładni mężowie i ojcowie choć każdy myślał że bawidamowie.
Odnośnie związków zawieranych w wieku koło 20 lat i wcześniej to rzadko którzy przetrwał z moich obserwacji. Tak zwane przechodzenie bo każdy związek musi mieć etapy. Choć znam parę która zaczęła być ze sobą w wieku 16 lat, on się w wieku 19 oświadczył i są dalej razem po x latach. Można? Można. Tylko trzeba trafić na osobę z którą naprawdę chcesz być a ona z tobą. A ty droga autorko przykro mi to mówić ale brutalnie ale szczerze... Nie jesteś dla swojego faceta tą, którą ma w głowie kiedy myśli o kimś na stałe. Bo wiecie nawet jeśli mężczyzna sam myśli że ślub nie jest mu potrzebny bo i tak kocha ale wie że dla jego partnerki jest on ważny to nie będzie się ociągał. Są ludzie co w ogóle ślubu nie biorą ale no właśnie. To musi być wspólna decyzja z nie że jedna osoba siedzi i marzy a druga ma to w dupie. 11 lat albo 6 lat razem a oni dalej nic domyślając się że nie wy chcecie? Przemilczę. Same w środku znacie odpowiedź jak ważne jesteście dla tych chłopów.
Nie popełniaj mojego błędu. Już po czterech latach miałam pierwsze obawy przez brak oświadczyn. Dlaczego. Potem się przyzwyczaiłam że ich nie ma. Przebolałam można powiedzieć i wmówiłam sobie że to nie jest najważniejsze czyli to co słyszałam od partnera. Rozmowy były i naciski z mojej strony ale nic z tego nie wynikło. Poddałam się. Związek trwal. Z przyzwyczajenia bardziej niż miłości. Chyba nie da się kochać mając świadomość że nie zasługujesz. Dla niego to był tylko papierek i niepotrzebne ceregiele. Słyszane tyle razy że odpuściłam. Dobiliśmy do stażu 15 lat razem i związek i tak się rozpadł bo był martwy a ja skończyłam samotnie jako 40 letnia kobieta i dopiero zaczęłam umieć żyć w pojedynkę i chyba nie szukam nic więcej już. Wiem że gdybyśmy wcześniej się rozstali jak miałam pierwsze oznaki że nic z tego nie będzie to dawno miałabym już rodzinę. Ślub, dzieci, finanse i granice zdrady to według mnie fundamentalne kwestie które muszą się pokrywać u dwóch osób aby związek dawał szczęście i miał sens.
Szanuj sie. Za Chiny ludowe nie bylabym dalej z typem co sie 11 lat zastanawia czy mnie chce. Na bank w tym samym czasie rozglada sie za innymi pannami. Jest taka zasada ze jak po 4 latach facet sie nie oswiadczy to sie go zostawia. Slyszalam od kolezanek z innego regionu Polski ze u nich mowi sie ze jak po 3 ni huhu to sie mowi do widzenia
Ciekawe jest to, że w internecie na forach czy w różnego rodzaju komentarzach wszystkie kobiety są takie niezależne i „szanują się” wszystkie też natrafiły na idealnych mężów, którzy je wspierają i jest codzienna sielanka. Ciekawe, bo jakoś nie widzę tego na codzień wśród dalszych lub bliższych znajomych, szczególnie po liczbie rozwodów.
Nie wierzę w takie internetowe wywody, dlatego warto słuchać swojego serca i rozumu. Mieć też empatię w stosunku do mężczyzn, bo większość z nich nie potrafi wyrażać emocji albo boi się robić plany.
Może faktycznie, drogie komentujące, trafiłyście na mężczyzn którzy was nie szanowali, o ile zaręczyny oznaczają szacunek.
Dla mnie szacunek to też empatia do drugiej osoby i próba zrozumienia jej zachowań. Jeżeli dwie osoby się kochają, ale jedna z jakiegoś powodu nie chce przechodzić przez szopkę związaną ze ślubem czy zaręczynami, to nie znaczy że to ma być koniec związku. Chyba że ważniejsza jest biała sukienka i pierścionek niż zwykłe codzienne zycie z tą osobą. Bo tak naprawdę tyle to zmienia - że dostaniesz pierścionek i ubierzesz sukienkę. A do koleżanki, która już po roku była po ślubie z nowym mężczyzną - chyba bardzo Ci się spieszyło, nieważne z kim, ważne by byl ślub!
Nie wierzę w takie internetowe wywody, dlatego warto słuchać swojego serca i rozumu. Mieć też empatię w stosunku do mężczyzn, bo większość z nich nie potrafi wyrażać emocji albo boi się robić plany.
Może faktycznie, drogie komentujące, trafiłyście na mężczyzn którzy was nie szanowali, o ile zaręczyny oznaczają szacunek.
Dla mnie szacunek to też empatia do drugiej osoby i próba zrozumienia jej zachowań. Jeżeli dwie osoby się kochają, ale jedna z jakiegoś powodu nie chce przechodzić przez szopkę związaną ze ślubem czy zaręczynami, to nie znaczy że to ma być koniec związku. Chyba że ważniejsza jest biała sukienka i pierścionek niż zwykłe codzienne zycie z tą osobą. Bo tak naprawdę tyle to zmienia - że dostaniesz pierścionek i ubierzesz sukienkę. A do koleżanki, która już po roku była po ślubie z nowym mężczyzną - chyba bardzo Ci się spieszyło, nieważne z kim, ważne by byl ślub!
Kinderko, lepiej przyznaj szczerze - jesteś typem faceta o którym jest tu mowa i próbujesz zmanipulować kobiety czy kobietą, która jest w tej samej sytuacji i próbuje się ratować przed dystansem poznawczym?
Kinder567 pisze: ↑pn wrz 16, 2024 10:14 pm Ciekawe jest to, że w internecie na forach czy w różnego rodzaju komentarzach wszystkie kobiety są takie niezależne i „szanują się” wszystkie też natrafiły na idealnych mężów, którzy je wspierają i jest codzienna sielanka. Ciekawe, bo jakoś nie widzę tego na codzień wśród dalszych lub bliższych znajomych, szczególnie po liczbie rozwodów.
Nie wierzę w takie internetowe wywody, dlatego warto słuchać swojego serca i rozumu. Mieć też empatię w stosunku do mężczyzn, bo większość z nich nie potrafi wyrażać emocji albo boi się robić plany.
Może faktycznie, drogie komentujące, trafiłyście na mężczyzn którzy was nie szanowali, o ile zaręczyny oznaczają szacunek.
Dla mnie szacunek to też empatia do drugiej osoby i próba zrozumienia jej zachowań. Jeżeli dwie osoby się kochają, ale jedna z jakiegoś powodu nie chce przechodzić przez szopkę związaną ze ślubem czy zaręczynami, to nie znaczy że to ma być koniec związku. Chyba że ważniejsza jest biała sukienka i pierścionek niż zwykłe codzienne zycie z tą osobą. Bo tak naprawdę tyle to zmienia - że dostaniesz pierścionek i ubierzesz sukienkę. A do koleżanki, która już po roku była po ślubie z nowym mężczyzną - chyba bardzo Ci się spieszyło, nieważne z kim, ważne by byl ślub!
Jak się trafia na miłość życia, z którą wszystko jest jak być powinno, to się nie przeciąga, bo po co? Co, miałam powiedzieć, że nie przyjmuję zaręczyn, jeśli kochałam i byłam kochana? Ale co ja tam będę tłumaczyć, jeśli wiesz lepiej. Ślub był po dwóch latach, to zaręczyny odbyły się po roku, Kindero. I nie był to ślub z białą suknią, a cywilny w 20 osób, bo za kasę którą byśmy wyładowali na wesele, polecieliśmy na 3 tygodniowe wakacje. Dalej podtrzymuje swoje zdanie - zaręczyny i ślub to deklaracja ważna dla dużej części kobiet. Jeśli mężczyzna to olewa, nie jest jej wart. Nikt nie każe brać ślubu na setkę osób. Można wziąć cywilny za 80 parę złotych w urzędzie i wziąć tylko dwóch świadków. Tyle zachodu i męk chyba pan partner jest w stanie poświęcić jeśli sprawi to, że jego kobieta będzie szczęśliwa? Więcej czasu i ceregieli schodzi przy zakupach w Lidlu i zrobieniu porządnego obiadu, który to już pewnie panu partnerowi bardzo smakuje i tu już zapewne nie lecą teksty, kochanie nie zawracaj sobie głowy, to tyle czasu i pieniędzy. A z nieszczęśliwymi małżeństwami i związkami masz rację, jest ich mnóstwo, i to zazwyczaj kobiety skaczą wokół mężczyzn i są urobione w domu po pachy, a którzy to mężczyźni rzadko kiedy chcą zrobić coś miłego od siebie. A zaręczyny to dla nich zawracajdupstwo, ale obiad pod gębę mieć podstawiony i uprane gacie to już dobrze. Facet, który ma w dupie oświadczenie ci sie, jeśli wie, że to dla ciebie istotne, ma w dupie ciebie całą. Umówmy się. Uczymy mężczyzn, że mogą dawać od siebie absolutne minimum i są za to całowani po rączkach. To jak moja koleżanka, który broni swojego faceta, który nie kupuje jej kwiatów i przez 12 lat związku dostała je RAZ, bo przecież są drogie a zaraz więdną, a który to lata co drugi weekend do kumpla na piwsko z dwoma czteropakami. Na to już nie szkoda.
Ślub zmienia naprawdę dużo i to nie jest tylko obrączka czy papierek. Pod kątem prawnym jesteście rodziną, jesteście za siebie w pewien sposób odpowiedzialni. I rozstanie to o wiele większa sprawa niż w przypadku osób bez ślubu. Osoby które twierdzą, że ślub nic nie zmienia same się oszukują, bo:
1. Są facetami i są z kobietami, których nie są pewni i nie czują potrzeby zaklepania tego związku, pokazania innym, że ta kobieta jest moja
2. Są kobietami, które są z takimi facetami i po prostu to zaakceptowały.
I to jest ok. Ale nie trzeba mówić, że po ślubie się nic nie zmienia, bo owszem zmienia się.
1. Są facetami i są z kobietami, których nie są pewni i nie czują potrzeby zaklepania tego związku, pokazania innym, że ta kobieta jest moja
2. Są kobietami, które są z takimi facetami i po prostu to zaakceptowały.
I to jest ok. Ale nie trzeba mówić, że po ślubie się nic nie zmienia, bo owszem zmienia się.
Moj cywilny trwal 15 minut. Nie zmienialam nazwiska bo mam mase publikacji pod swoim i poza tym jest ladne wiec wymiana dokumentow mnie nie dotyczyla. Jesli gosc twierdzi ze to zawracanie głowy. Błagam, ja z pracy każdego dnia wracam dwa razy dluzej niz trwal nasz slub. Biedni mali chlopcy w krotkich spodenkach. Moze jeszcze dupke podetrzeć i fajna gre kupic na komputer albo grabki do piaskownicy Tyle wyrzeczen i straty czasu bo ich kobieta chce byc formalnie zonaMartiiiina pisze: ↑wt wrz 17, 2024 10:12 am Jak się trafia na miłość życia, z którą wszystko jest jak być powinno, to się nie przeciąga, bo po co? Co, miałam powiedzieć, że nie przyjmuję zaręczyn, jeśli kochałam i byłam kochana? Ale co ja tam będę tłumaczyć, jeśli wiesz lepiej. Ślub był po dwóch latach, to zaręczyny odbyły się po roku, Kindero. I nie był to ślub z białą suknią, a cywilny w 20 osób, bo za kasę którą byśmy wyładowali na wesele, polecieliśmy na 3 tygodniowe wakacje. Dalej podtrzymuje swoje zdanie - zaręczyny i ślub to deklaracja ważna dla dużej części kobiet. Jeśli mężczyzna to olewa, nie jest jej wart. Nikt nie każe brać ślubu na setkę osób. Można wziąć cywilny za 80 parę złotych w urzędzie i wziąć tylko dwóch świadków. Tyle zachodu i męk chyba pan partner jest w stanie poświęcić jeśli sprawi to, że jego kobieta będzie szczęśliwa? Więcej czasu i ceregieli schodzi przy zakupach w Lidlu i zrobieniu porządnego obiadu, który to już pewnie panu partnerowi bardzo smakuje i tu już zapewne nie lecą teksty, kochanie nie zawracaj sobie głowy, to tyle czasu i pieniędzy. A z nieszczęśliwymi małżeństwami i związkami masz rację, jest ich mnóstwo, i to zazwyczaj kobiety skaczą wokół mężczyzn i są urobione w domu po pachy, a którzy to mężczyźni rzadko kiedy chcą zrobić coś miłego od siebie. A zaręczyny to dla nich zawracajdupstwo, ale obiad pod gębę mieć podstawiony i uprane gacie to już dobrze. Facet, który ma w dupie oświadczenie ci sie, jeśli wie, że to dla ciebie istotne, ma w dupie ciebie całą. Umówmy się. Uczymy mężczyzn, że mogą dawać od siebie absolutne minimum i są za to całowani po rączkach. To jak moja koleżanka, który broni swojego faceta, który nie kupuje jej kwiatów i przez 12 lat związku dostała je RAZ, bo przecież są drogie a zaraz więdną, a który to lata co drugi weekend do kumpla na piwsko z dwoma czteropakami. Na to już nie szkoda.
Ja nie znoszę wyjazdów pod namiot. Mój mąż z kolei to fanatyk ryb i uwielbia jeździć na te cholerne ryby. Mimo że nie lubię to te 3-4 razy w roku z nim jeżdżę bo na tym właśnie polega empatia i szacunek do drugiej osoby. Chcesz jej sprawiać radość. Podobnie jest ze ślubem, wakacjami, prezentami. Nie stać mnie na drogie prezenty, więc robię co jakiś czas drobne jak np zamiast pontonu to kupuję spławiki i inne rybowe rzeczy. Ktoś nie chce szopki ze ślubem więc jak dziewczyny pisze - dla radości swej kobiety może pójść na kompromis i wziąć cywilny w 4 osoby. Wystarczą jeansy i koszula. Nie trzeba nawet kupować garnituru. Ktoś boi się latać na granicę jeśli partner chce wakacji to zawsze można wybrać alternatywę w postaci polskiego morza plus weekend w spa na poczet tej zagranicy. Bo dobry związek to rozmawianie i patrzenie na to czego twój partner pragnie. A ślub zmienia wiele. Choćby w w głowie. Ja długo uwielbiałam to uczucie że jestem żoną. Mój mąż też pamiętam przez pierwszy rok jak wracał z pracy to mówił że wiesz co, fajnie tak opowiadać coś i domu i mówić moja żona. Dla mnie bycie mężem i żoną to odpowiedzialne tworzenie rodziny. Jeśli dwójka osób nie chce ślubu to też może być w swoim mniemaniu rodziną. Ale dwójka musi go nie chcieć. Według mnie twoje podejście opowiada się że byciem egoistą względem partnera. A mężczyźni tak fakt mają uczucia i to przykre że wymaga się od nich aby ich nie okazywali. Dlatego jestem dumna z naszej relacji z mężem i że od początku mógł sobie popłakać i być szczery we wszystkim. Nawet jak zdechł jego pies i było mu głupio bo byliśmy ze sobą miesiąc czasu. Mówiłam płacz. Przy kim jak nie przy mnie i dlatego nie rozumiem jak ktoś może spokojnie sobie funkcjonować widząc że jego partnera chodzi smutna bo chciałaby tej deklaracji. To jest ta sama sytuacja.Kinder567 pisze: ↑pn wrz 16, 2024 10:14 pm Ciekawe jest to, że w internecie na forach czy w różnego rodzaju komentarzach wszystkie kobiety są takie niezależne i „szanują się” wszystkie też natrafiły na idealnych mężów, którzy je wspierają i jest codzienna sielanka. Ciekawe, bo jakoś nie widzę tego na codzień wśród dalszych lub bliższych znajomych, szczególnie po liczbie rozwodów.
Nie wierzę w takie internetowe wywody, dlatego warto słuchać swojego serca i rozumu. Mieć też empatię w stosunku do mężczyzn, bo większość z nich nie potrafi wyrażać emocji albo boi się robić plany.
Może faktycznie, drogie komentujące, trafiłyście na mężczyzn którzy was nie szanowali, o ile zaręczyny oznaczają szacunek.
Dla mnie szacunek to też empatia do drugiej osoby i próba zrozumienia jej zachowań. Jeżeli dwie osoby się kochają, ale jedna z jakiegoś powodu nie chce przechodzić przez szopkę związaną ze ślubem czy zaręczynami, to nie znaczy że to ma być koniec związku. Chyba że ważniejsza jest biała sukienka i pierścionek niż zwykłe codzienne zycie z tą osobą. Bo tak naprawdę tyle to zmienia - że dostaniesz pierścionek i ubierzesz sukienkę. A do koleżanki, która już po roku była po ślubie z nowym mężczyzną - chyba bardzo Ci się spieszyło, nieważne z kim, ważne by byl ślub!
Myślałam kiedyś dokładnie tak jak ty, ale w tej chwili mam 33 lata i już życie zweryfikowało. Nie chodzi tylko o mój przypadek, ale o dosłownie wszystkie przypadki w moim otoczeniu i o jakich słyszałam. Każdy facet, który nie chce się angażować i tak mu wygodnie, wali tekstami "ważniejsze jest życie codzienne niż biała głupia sukienka, papierek, po co to, szopka". Każdy. Ten sam facet jak spotka odpowiednią kobietę, to będzie biegł z wywalonymi językiem po pierścionek. Life is brutal. Mój kolega z pracy w tym roku się oświadczył dziewczynie, a wcześniej też przez wiele lat był z inną i mydlił jej oczy, że po co i na co. Obecna dziewczyna dużo atrakcyjniejsza od poprzedniej, do tego zaradna, to i szybciutko popędził po pierścionek i ślub w przyszłe lato.Kinder567 pisze: ↑pn wrz 16, 2024 10:14 pm Ciekawe jest to, że w internecie na forach czy w różnego rodzaju komentarzach wszystkie kobiety są takie niezależne i „szanują się” wszystkie też natrafiły na idealnych mężów, którzy je wspierają i jest codzienna sielanka. Ciekawe, bo jakoś nie widzę tego na codzień wśród dalszych lub bliższych znajomych, szczególnie po liczbie rozwodów.
Nie wierzę w takie internetowe wywody, dlatego warto słuchać swojego serca i rozumu. Mieć też empatię w stosunku do mężczyzn, bo większość z nich nie potrafi wyrażać emocji albo boi się robić plany.
Może faktycznie, drogie komentujące, trafiłyście na mężczyzn którzy was nie szanowali, o ile zaręczyny oznaczają szacunek.
Dla mnie szacunek to też empatia do drugiej osoby i próba zrozumienia jej zachowań. Jeżeli dwie osoby się kochają, ale jedna z jakiegoś powodu nie chce przechodzić przez szopkę związaną ze ślubem czy zaręczynami, to nie znaczy że to ma być koniec związku. Chyba że ważniejsza jest biała sukienka i pierścionek niż zwykłe codzienne zycie z tą osobą. Bo tak naprawdę tyle to zmienia - że dostaniesz pierścionek i ubierzesz sukienkę. A do koleżanki, która już po roku była po ślubie z nowym mężczyzną - chyba bardzo Ci się spieszyło, nieważne z kim, ważne by byl ślub!
Jeśli facet od początku związku jasno deklaruje, że ślub go nie interesuje, kobieta może po prostu się nie angażować w relację z nim. To jest uczciwe. Natomiast większość facetów na początku ci nic takiego nie powie. Tylko albo będzie takie "może kiedyś" i nie wprost albo będzie deklaracja, że on tego chce. Dla mnie robienie w konia kogokolwiek jest brakiem szacunku. Marnowanie kobiecie młodości, żeby sobie wygodnie siedzieć, mieć w domu dwie pensje, wyprane, wyprasowane i ugotowane, to jest dopiero brak szacunku. Taka kobieta może się obudzić w wieku +35 lat z ręką w nocniku, bo całe dotychczasowe życie zamiast sobie wszystko uporządkować tak jak ona chciała, to nie ma ani swojego mieszkania, ani stałego partnera, ani dziecka. Jeszcze są takie, które tak ufały facetowi, że np. zrezygnowały ze studiów, żeby się przeprowadzić do jego miasta. Bo facet zamiast powiedzieć wprost, to rzucał półsłówkami, dawał nadzieję. Nie mówił "nie chce mi się brać takiego zobowiązania z tobą", ale przebąkiwał przez lata "wkład własny do kredytu? ee, wiesz co, ja sprzedam działkę i kupimy, spokojnie". Nie mówił "wygodnie mi żyć bez ślubu i w każdej chwili móc cię zostawić, a dzieci to nawet nie chce", ale zbywał czasem coś obiecując, czasem mówiąc, że ślub to tylko papierek i dla niego już są małżeństwem. Nasza kultura nie ułatwia sytuacji, bo się utarło, że kobieta powinna spokojnie czekać i to się po prostu stanie. Jak się nie dzieje, to kobieta powinna dalej czekać, siedzieć cicho, nie pytać. Tak się przyjęło, że pytająca to desperatka. To sprawia, że facetom jest bardzo łatwo robić w konia kobiety latami. Póki ma się 20 lat to się tak o tym nie myśli, ale jak już kobieta zbliża się do 30, to sytuacja się zmienia.
Czy są związki bez ślubu, w których wszystko jest ok? Tak, są, ale są to głównie związki rozwodników. Jak myślisz, że twój facet "po co papierek" traktuje cię jak żonę, to dwa tematy, gdzie życie to szybko weryfikuje. Pierwszy ta rodzina, drugi to pieniądze. Wszystkie tematy rodzinne zawsze będą oznaczać, że jest jego rodzina i twoja rodzina. W jego rodzinie zawsze będziesz obca, nawet jeslii będziesz słodka i pocieszna dla nich, to będziesz miała zupełnie inny status niż żona jego brata. Co do pieniędzy, w małżeństwie i rodzinie to normalne, że jeśli jeden z małżonków coś odziedziczy albo np. babcia mu przekazała działkę, to należy do małżeństwa i żona będzie partycypować w rozmowach, decyzjach. Daje ci 99% szans, że jeśli twój "po co papierek", z którym jesteś 5 lat, będzie w takiej sytuacji, to tobie wara od jego pieniędzy, jego działki i on ci tu postawi jasne granice. Nie chodzi absolutnie o to, żeby się rozporządzać czyjąś kasą, ale chodzi o samo podejście, że nie jesteś żoną i nawet zainteresowanie tematem będzie postrzegane źle. Niektóre kobiety lądują w relacjach, gdzie mieszkają w domu, który nie należy do nich, remontują ten dom, inwestują mnóstwo swoich pieniędzy, a potem po rozstaniu facet daje kopa w dupę i do widzenia.
No i potem taka kobieta lat 36, po wyjściu z nierokującego związku po 10 latach, zanim kogoś nowego pozna (a jest jej trudniej niż 20-latce), zanim ślub, zanim dzieci... Teraz bardzo dużo kobiet ma problemy z zajściem w ciążę, czyli często jeszcze trzeba doliczyć czas na leczenie i in vitro. No i mamy zaraz czterdziestkę. I jeszcze pół biedy jak się uda, bo wielu kobietom już się po prostu nie uda zajść w ciążę. Były facet po prostu odebrał marzenia, pozbawił możliwości zostania mamą i posiadania rodziny, co dla wielu kobiet jest po prostu ważne. Nie mowie, że to jest jedyna wartość w życiu i bez tego nie można być szczęśliwą, mówię o tym, że są kobiety dla których to jest priorytet i jeśli tak faktycznie jest, to nie powinny marnować czasu na kogoś, kto nie chce się nawet oświadczyć. Ja dlatego się rozstałam i teraz jestem w związku z facetem, który ma priorytet na rodzinę. Dawałam się robić 5 lat i otrzeźwiła mnie sytuacja, gdy on po latach zapewniania, że już żyjemy jak małżeństwo i po co papierek (wcześniej mamił, że chce się oświadczyć), usłyszał, jak jego babcia mówi o tym, że chciałaby, żebym się zajmowała po jej śmierci jej ogrodem i żeby to było "nasze" (moje i jego). To była zupełnie luźna rozmowa, ja o niczym nie myślałam, nawet mówiłam, że ja raczej miastowa jestem i nie nadaję się do życia na wsi, babcia się śmiała. Ale potem porozmawiał ze mną o tym i jasno dał mi do zrozumienia, żebym się tam nie rozporządzała, bo to będzie jego jeśli już. Do tego dał mi do zrozumienia, że ta rozmowa nie podobała się jego mamie. Nie był niemiły, ale jasno zrozumiałam, że wara mi, bo jestem obca. Ja przez ten cały czas wszystko traktowałam jako wspólne. Zanim pojawia się podejrzenia, ja z domu biedna nie jestem i nie chodziło mi o żaden ogród i kasę. Tylko o podejście. Tak sobie pomyślałam, że jeśli miałabym urodzić dziecko człowiekowi, który zawsze postrzegał by mnie jak obcą, to mi się płakać chciało. Tak się rozstaliśmy
Tak bardzo w punkt. Ja z moim po co papierkiem kupiliśmy wspólnie samochód za 50 tysięcy z którego nie zobaczyłam ani złotówki po rozstaniu. Nic nie mogłam udowodnić, bo wszędzie były jego podpisy. To są te związki na gębę. W małżeństwie też rozstania się dzieją, jasne, zawsze można się pomylić co do człowieka, ale wszystko idzie na pół. Jak facet nie chce cię za żonę to w większości przypadków jest tak, że rodzinę stawia wyżej niż ciebie. Może nie na co dzień, ale przyjdzie dzień kiedy mocno tego doświadczysz. Co lepsze zaraz znalazł dziewczynę i po niecałym roku oświadczył się pierścionkiem, który na fejsie wyglądał na takiego za minimum 10k bo szumnych zdjęć ze specjalnej sesji było od groma. Ja to w szoku byłam i szczerze mówiąc z bólem serca na to wszystko zerkałam jak dałam się zrobić w bambuko. Ze mną zdjęć nie lubił, jak prosiłam o wspólne to zgadzał się ale na zdjęciu wyglądał jakby był za karę. A tu sesja którą sam wykombinował na zaręczyny... Tam pierścionek za 10k a ja na urodziny dostawałam zawsze jedną różę i jakiś drobny kosmetyk, najczęściej krem do twarzy z Rossmana za 20 dyszki bo wierzyłam, że to tylko facet i się nie zna. Super, że w ogóle coś kupił. Drogie prezenty to dla księżniczek, trzeba się cieszyć tym co jest i być skromna. Niektórzy nigdy nic nie dają więc ja to mam dobrze. Mentalność mojej babki jak patrzę po latach. Nie bił, nie pił, to był dobry chłop. Zaręczyny to nie nie. To cyrk dla ludzi. Źle nam razem? Po co coś zmieniać i psuć. Po ślubach to się ludzie tylko rozwodzą! Głupota moja, że w to wszystko wierzyłam. I nigdy więcej wywalania pieniędzy na coś wspólnego nie będąc czyjąś żoną. Ale to mogę sobie samej pluć w brodę. Nie dajcie sobie wmawiać laski że wasze pragnienia są niepotrzebne i są cyrkiem. Bo przysięgam że jak pojawi się taka co im się we łbie zakręci bo będzie ładniejsza od was lub w innej kwestii w ich głowie od was lepsza to pobiegną do jubilera raz dwa. Nieraz się zastanawiałam czy byłam złą partnerką? Z pełną świadomością mówię, że byłam dobrą. Tylko nie wymagałam nic od niego. I to był błąd. I to nie było tak że on mi mówił wprost że nie chce ślubu. Mówił że na razie nie, ale kiedyś tak. To trwało 6 lat aż nie poznał miłej blondi na urodzinach brata.kiki_kiki pisze: ↑wt wrz 17, 2024 11:10 am Myślałam kiedyś dokładnie tak jak ty, ale w tej chwili mam 33 lata i już życie zweryfikowało. Nie chodzi tylko o mój przypadek, ale o dosłownie wszystkie przypadki w moim otoczeniu i o jakich słyszałam. Każdy facet, który nie chce się angażować i tak mu wygodnie, wali tekstami "ważniejsze jest życie codzienne niż biała głupia sukienka, papierek, po co to, szopka". Każdy. Ten sam facet jak spotka odpowiednią kobietę, to będzie biegł z wywalonymi językiem po pierścionek. Life is brutal. Mój kolega z pracy w tym roku się oświadczył dziewczynie, a wcześniej też przez wiele lat był z inną i mydlił jej oczy, że po co i na co. Obecna dziewczyna dużo atrakcyjniejsza od poprzedniej, do tego zaradna, to i szybciutko popędził po pierścionek i ślub w przyszłe lato.
Jeśli facet od początku związku jasno deklaruje, że ślub go nie interesuje, kobieta może po prostu się nie angażować w relację z nim. To jest uczciwe. Natomiast większość facetów na początku ci nic takiego nie powie. Tylko albo będzie takie "może kiedyś" i nie wprost albo będzie deklaracja, że on tego chce. Dla mnie robienie w konia kogokolwiek jest brakiem szacunku. Marnowanie kobiecie młodości, żeby sobie wygodnie siedzieć, mieć w domu dwie pensje, wyprane, wyprasowane i ugotowane, to jest dopiero brak szacunku. Taka kobieta może się obudzić w wieku +35 lat z ręką w nocniku, bo całe dotychczasowe życie zamiast sobie wszystko uporządkować tak jak ona chciała, to nie ma ani swojego mieszkania, ani stałego partnera, ani dziecka. Jeszcze są takie, które tak ufały facetowi, że np. zrezygnowały ze studiów, żeby się przeprowadzić do jego miasta. Bo facet zamiast powiedzieć wprost, to rzucał półsłówkami, dawał nadzieję. Nie mówił "nie chce mi się brać takiego zobowiązania z tobą", ale przebąkiwał przez lata "wkład własny do kredytu? ee, wiesz co, ja sprzedam działkę i kupimy, spokojnie". Nie mówił "wygodnie mi żyć bez ślubu i w każdej chwili móc cię zostawić, a dzieci to nawet nie chce", ale zbywał czasem coś obiecując, czasem mówiąc, że ślub to tylko papierek i dla niego już są małżeństwem. Nasza kultura nie ułatwia sytuacji, bo się utarło, że kobieta powinna spokojnie czekać i to się po prostu stanie. Jak się nie dzieje, to kobieta powinna dalej czekać, siedzieć cicho, nie pytać. Tak się przyjęło, że pytająca to desperatka. To sprawia, że facetom jest bardzo łatwo robić w konia kobiety latami. Póki ma się 20 lat to się tak o tym nie myśli, ale jak już kobieta zbliża się do 30, to sytuacja się zmienia.
Czy są związki bez ślubu, w których wszystko jest ok? Tak, są, ale są to głównie związki rozwodników. Jak myślisz, że twój facet "po co papierek" traktuje cię jak żonę, to dwa tematy, gdzie życie to szybko weryfikuje. Pierwszy ta rodzina, drugi to pieniądze. Wszystkie tematy rodzinne zawsze będą oznaczać, że jest jego rodzina i twoja rodzina. W jego rodzinie zawsze będziesz obca, nawet jeslii będziesz słodka i pocieszna dla nich, to będziesz miała zupełnie inny status niż żona jego brata. Co do pieniędzy, w małżeństwie i rodzinie to normalne, że jeśli jeden z małżonków coś odziedziczy albo np. babcia mu przekazała działkę, to należy do małżeństwa i żona będzie partycypować w rozmowach, decyzjach. Daje ci 99% szans, że jeśli twój "po co papierek", z którym jesteś 5 lat, będzie w takiej sytuacji, to tobie wara od jego pieniędzy, jego działki i on ci tu postawi jasne granice. Nie chodzi absolutnie o to, żeby się rozporządzać czyjąś kasą, ale chodzi o samo podejście, że nie jesteś żoną i nawet zainteresowanie tematem będzie postrzegane źle. Niektóre kobiety lądują w relacjach, gdzie mieszkają w domu, który nie należy do nich, remontują ten dom, inwestują mnóstwo swoich pieniędzy, a potem po rozstaniu facet daje kopa w dupę i do widzenia.
No i potem taka kobieta lat 36, po wyjściu z nierokującego związku po 10 latach, zanim kogoś nowego pozna (a jest jej trudniej niż 20-latce), zanim ślub, zanim dzieci... Teraz bardzo dużo kobiet ma problemy z zajściem w ciążę, czyli często jeszcze trzeba doliczyć czas na leczenie i in vitro. No i mamy zaraz czterdziestkę. I jeszcze pół biedy jak się uda, bo wielu kobietom już się po prostu nie uda zajść w ciążę. Były facet po prostu odebrał marzenia, pozbawił możliwości zostania mamą i posiadania rodziny, co dla wielu kobiet jest po prostu ważne. Nie mowie, że to jest jedyna wartość w życiu i bez tego nie można być szczęśliwą, mówię o tym, że są kobiety dla których to jest priorytet i jeśli tak faktycznie jest, to nie powinny marnować czasu na kogoś, kto nie chce się nawet oświadczyć. Ja dlatego się rozstałam i teraz jestem w związku z facetem, który ma priorytet na rodzinę. Dawałam się robić 5 lat i otrzeźwiła mnie sytuacja, gdy on po latach zapewniania, że już żyjemy jak małżeństwo i po co papierek (wcześniej mamił, że chce się oświadczyć), usłyszał, jak jego babcia mówi o tym, że chciałaby, żebym się zajmowała po jej śmierci jej ogrodem i żeby to było "nasze" (moje i jego). To była zupełnie luźna rozmowa, ja o niczym nie myślałam, nawet mówiłam, że ja raczej miastowa jestem i nie nadaję się do życia na wsi, babcia się śmiała. Ale potem porozmawiał ze mną o tym i jasno dał mi do zrozumienia, żebym się tam nie rozporządzała, bo to będzie jego jeśli już. Do tego dał mi do zrozumienia, że ta rozmowa nie podobała się jego mamie. Nie był niemiły, ale jasno zrozumiałam, że wara mi, bo jestem obca. Ja przez ten cały czas wszystko traktowałam jako wspólne. Zanim pojawia się podejrzenia, ja z domu biedna nie jestem i nie chodziło mi o żaden ogród i kasę. Tylko o podejście. Tak sobie pomyślałam, że jeśli miałabym urodzić dziecko człowiekowi, który zawsze postrzegał by mnie jak obcą, to mi się płakać chciało. Tak się rozstaliśmy
Mój szwagier kiedyś mówił co mi zapadło w pamięć że chłopu niepotrzebna jest żona, no chyba że się naprawdę zakocha. Myślę że coś w tym jest ;)))
To tak jak u mojej kuzynki xD Po 5 latach oświadczył się na odwal wieczorem przy telewizorze najtańszym pierścionkiem tylko dlatego, zrobiło się mu gorąco i czuł, że ona go zaraz zostawi. Potem 2 lata nic, o ślubie cisza, dzieci "kiedyś". Mówienie, ze po co papierek i tak jest dobrze jak jest. W końcu się rozstali i on się oświadczył swojej nowej dziewczynie nad Bałtykiem, wrzucił zdjęcia zorganizował namiot, romantyczną kolację, droga z róż. Było wrzucone mnóstwo zdjęć, bo fotografka sobie dodała jako portfolio i ich oznaczyła xDAlice_ pisze: ↑wt wrz 17, 2024 11:51 am Tak bardzo w punkt. Ja z moim po co papierkiem kupiliśmy wspólnie samochód za 50 tysięcy z którego nie zobaczyłam ani złotówki po rozstaniu. Nic nie mogłam udowodnić, bo wszędzie były jego podpisy. To są te związki na gębę. W małżeństwie też rozstania się dzieją, jasne, zawsze można się pomylić co do człowieka, ale wszystko idzie na pół. Jak facet nie chce cię za żonę to w większości przypadków jest tak, że rodzinę stawia wyżej niż ciebie. Może nie na co dzień, ale przyjdzie dzień kiedy mocno tego doświadczysz. Co lepsze zaraz znalazł dziewczynę i po niecałym roku oświadczył się pierścionkiem, który na fejsie wyglądał na takiego za minimum 10k bo szumnych zdjęć ze specjalnej sesji było od groma. Ja to w szoku byłam i szczerze mówiąc z bólem serca na to wszystko zerkałam jak dałam się zrobić w bambuko. Ze mną zdjęć nie lubił, jak prosiłam o wspólne to zgadzał się ale na zdjęciu wyglądał jakby był za karę. A tu sesja którą sam wykombinował na zaręczyny... Tam pierścionek za 10k a ja na urodziny dostawałam zawsze jedną różę i jakiś drobny kosmetyk, najczęściej krem do twarzy z Rossmana za 20 dyszki bo wierzyłam, że to tylko facet i się nie zna. Super, że w ogóle coś kupił. Drogie prezenty to dla księżniczek, trzeba się cieszyć tym co jest i być skromna. Niektórzy nigdy nic nie dają więc ja to mam dobrze. Mentalność mojej babki jak patrzę po latach. Nie bił, nie pił, to był dobry chłop. Zaręczyny to nie nie. To cyrk dla ludzi. Źle nam razem? Po co coś zmieniać i psuć. Po ślubach to się ludzie tylko rozwodzą! Głupota moja, że w to wszystko wierzyłam. I nigdy więcej wywalania pieniędzy na coś wspólnego nie będąc czyjąś żoną. Ale to mogę sobie samej pluć w brodę. Nie dajcie sobie wmawiać laski że wasze pragnienia są niepotrzebne i są cyrkiem. Bo przysięgam że jak pojawi się taka co im się we łbie zakręci bo będzie ładniejsza od was lub w innej kwestii w ich głowie od was lepsza to pobiegną do jubilera raz dwa. Nieraz się zastanawiałam czy byłam złą partnerką? Z pełną świadomością mówię, że byłam dobrą. Tylko nie wymagałam nic od niego. I to był błąd. I to nie było tak że on mi mówił wprost że nie chce ślubu. Mówił że na razie nie, ale kiedyś tak. To trwało 6 lat aż nie poznał miłej blondi na urodzinach brata.
Nauczcie się kobiety raz na zawsze i nie mówię wam tego żeby was pouczać, ale po prostu jako starsza doświadczona koleżanka - są kobiety, które mężczyźni traktują utylitarnie i są takie które rozpieszczają, dbają o nie, mają poczucie że ona zasługuje. Ten sam facet może jednej kobiecie żałować paru groszy na kawę w kawiarni po 2 latach związku, a innej za chwilę wykupić lot helikopterem i wycieczkę do Dubaju bo niunia chce. Od was w dużej mierze zależy czy dajecie się robić. Bo możecie być piękne, wykształcona ale mieć mental niewolnicy, bo tak u was w domu było
Dokładnie. Pierdolamento o niepewności, ja nie wiem, kiedyś, potem, srotem, zobaczymy, to dla ludzi. Po moich doświadczeniach dobrze wiem czemu facet się nie oświadcza. Bo nie chce ciebie, a nie że nie chce ślubu. No ja rękę bym sobie dała uciąć że to jeden z tych mężczyzn któremu to po prostu nie potrzebne, bo to typowy prosty chłop, który lubi zjeść, wyspać się i wieczorem pooglądać tv. Wyciągnąć go gdzieś to był wyczyn. A tu się okazuje że przez 6 lat nie zobaczyłam, że to proszę państwa, jednak wielki romantyk lubujący się w weekendowych wypadach w różne wymyślne miejsca, lubiący podjeść wykwintne dania w lokalach, szczodry wielce, regularnie robiący sobie fotki obejmując swoją cizię, która jak go chciała to w moment ze mną zerwał. 6 lat jak krew w piach. Idiotka ze mnie, kretynka, ot co. A wy dalej czekajcie kolejny rok, i kolejny, i kolejny. Może i nie znajdą kogoś kto ich wystrzeli w buty, żeby z wami zerwać, ale wy też nie jesteście dla nich "tą". Kobiety to sobie lubią tłumaczyć tych tumanowatych, niezdecydowanych gości.
polecam konto @ceciliaregina275 na tiktoku, bardzo dużo mówi o sprawach związanych z zaręczynami, związkami, itd.
Dziewczyny, to ja autorka wątku.
Wracam do Was po po rozmowie z nim… mam jeszcze większy mętlik w głowie.
Jego odpowiedź na „moje zbyt wysokie oczekiwania co do zaręczyn” - co do tego jak powinny wyglądać. Po chwili przyznał, że on jest winny, że zwlekał. Ale co mi po tym?
Nie ukrywam - nie raz powiedziałam o tym, że zaręczyny na plaży czy w Paryżu są dla mnie oklepane. No ale bez przesady tyle lat czekania na zaręczyny i facet nie umie wymyślić czegoś innego niż plaża czy Paryż?
Mamy wiele możliwości, dużo podróżujemy i jesteśmy w pięknych miejscach.
Co mam robić? Jestem załamana..
Wracam do Was po po rozmowie z nim… mam jeszcze większy mętlik w głowie.
Jego odpowiedź na „moje zbyt wysokie oczekiwania co do zaręczyn” - co do tego jak powinny wyglądać. Po chwili przyznał, że on jest winny, że zwlekał. Ale co mi po tym?
Nie ukrywam - nie raz powiedziałam o tym, że zaręczyny na plaży czy w Paryżu są dla mnie oklepane. No ale bez przesady tyle lat czekania na zaręczyny i facet nie umie wymyślić czegoś innego niż plaża czy Paryż?
Mamy wiele możliwości, dużo podróżujemy i jesteśmy w pięknych miejscach.
Co mam robić? Jestem załamana..
Kochana wydaje mi się, że jego odpowiedź to jedynie wymówka. Próba zrzucenia winy na Ciebie. Jeśli dostałaś taką odpowiedź, nie liczyłabym na nagłą zmianę nastawienia. Wyznacz sobie ramy czasowe do kiedy jesteś w stanie jeszcze na to czekać i jeśli się nie oświadczy do tego czasu, to nie czekaj ani dnia dłużej. Szkoda życia
Czyli nadal może tak, może nie i czekasz Bóg wie na co. Powiedział jasno "tak, chce tego, organizuje"? Czy dalej mamienie?Magda0198 pisze: ↑pt wrz 20, 2024 11:40 am Dziewczyny, to ja autorka wątku.
Wracam do Was po po rozmowie z nim… mam jeszcze większy mętlik w głowie.
Jego odpowiedź na „moje zbyt wysokie oczekiwania co do zaręczyn” - co do tego jak powinny wyglądać. Po chwili przyznał, że on jest winny, że zwlekał. Ale co mi po tym?
Nie ukrywam - nie raz powiedziałam o tym, że zaręczyny na plaży czy w Paryżu są dla mnie oklepane. No ale bez przesady tyle lat czekania na zaręczyny i facet nie umie wymyślić czegoś innego niż plaża czy Paryż?
Mamy wiele możliwości, dużo podróżujemy i jesteśmy w pięknych miejscach.
Co mam robić? Jestem załamana..
Faceci dla których nie jesteś top maja właśnie dwie rzeczy: problemy z deklaracja i uznawanie, ze ty chcesz za dużo, za duże wymagania, księżniczka itp. Masz bingo Brak chęci starania, deklaracji i generalnie podejście utylitarne
Podstawowe pytanie to ile zarabiacie.
Jeśli nie zarabiasz chociaż 75% tego co facet, to może warto zaproponować partnerowi intercyzę? Wtedy na pewno chętniej pomyśli o zaręczynach. Intercyza to często temat tabu, wiec jeśli sama go poruszysz, to jemu ulży i będzie mógł się w pełni skupić na planowaniu zaręczyn.
Jeśli nie zarabiasz chociaż 75% tego co facet, to może warto zaproponować partnerowi intercyzę? Wtedy na pewno chętniej pomyśli o zaręczynach. Intercyza to często temat tabu, wiec jeśli sama go poruszysz, to jemu ulży i będzie mógł się w pełni skupić na planowaniu zaręczyn.
Znam tę sytuację bardzo dobrze.
U mnie jest podobnie lub jeszcze gorzej, bo mam ponad 35 lat. Facet, z którym mieszkam to mój "współlokator" bo ani nigdy się nie oświadczył, ani nie mamy dzieci ani nie mamy wspólnej rodziny/ budżetu etc.
A w szczegółach:
1) on nigdy nie podjął żadnej poważnej rozmowy o przyszłości, zawsze odpowiada, że nie wie co będzie, że teraz jest zajęty bo mecz ogląda i rzuca jakiś głupi nie na temat komentarz odbijający piłeczkę, np. mający na celu rozproszyć moją uwagę - mówiąc, a Ty od dawna masz ten sweter ...
2) Zawsze gdy ja podejmowałam jakieś poważniejsze rozmowy kończyło się w punkcie 1. Pocił się (u niego od razu pojawiają się wielkie kropliska potu na czole), robi się czerwony i zaczyna się głupio śmiać i komentować, widać że temat mu nie lezy.
3) Nie mam dostępu do jego rodziny. Jego mamusia przyjeżdża do nas raz w roku na weekend, nigdy mnie nie zabrał do domu rodzinnego (nawet nigdy nie zaproponował), nawet jak zmarła jego babcia to stwierdził, że jak chcę to mogę przyjechać na pogrzeb, ale nie będę miała gdzie spać bo oni nie mają miejsca, więc on zostanie na parę dni a samochód jest jeden to nie wie jak ja wrócę (700 km.). ...
4) Finanse wyglądają tak, że co miesiąc składamy się po X zł. Każdy wydatek on kontroluje czy przypadkiem nie kupiłam sobie czegoś z tej kwoty. Zawsze komentuje, że on nie może za coś płacić więcej niż ja. Musimy po równo. Pomija fakt że samochód i mieszkanie kupiłam WYŁĄCZNIE za swoje pieniądze. On się nie dołożył, choć regularnie korzysta z moich rzeczy.
5) Seks - nie ma tematu. On się nie nadaje. Nie umie w te klocki. Smutek, żal. Unikam jak mogę, bo nie wytrzymuję, chyba że na prochach psychiatrycznych.
6) On tylko leży, ogląda strony z meczami, słucha yt (filmiki o jedzeniu i o meczach) i tak cały dzień. Jakakolwiek prośba o spędzanie czasu to problem, komentowanie,w zdychania i odbijanie piłeczki jaka to ja jestem niesamodzielna, niezaradna i jak mu przeszkadzam bardzo.
7) Dlaczego jesteśmy razem? Dwa razy próbowałam usunąć go z domu. Nie udało się. Starałam się z kulturą, mówiłam, że musi się wyprowadzić bo nie chcę z nim być, nie będę i mówię "teraz. w tym momencie weź rzeczy i wyjdź" a ten mi k** wyskakuje z kodeksem cywilnym, że on ma czas bo nikgo z dnia na dzień z domu nie można wyrzucić.... Kodeks mu prawa gwarantuje. Wyprowadzi się jak znajdzie mieszkanie. Myślę, ok....
I co? i wieczorem pcha się do łóżka, rano do śniadania. Pytam nie znalazłeś ? Mówi, że nie znalazł. Ja mu znalazłam lokalizacje, a on nie znalazł i z moich nie będzie korzystał. I tak dwa razy. Po prostu zawsze próbuje przemilczeć temat. Ale zrobił się bardziej cwany... zdobył na siebie faktury, że on zapłacił za pdołogę w mieszkaniu i kilka innych rzeczy (SKURW***), ja płaciłam gotówką - nie mam potwierdzenia w związku z czym. Choć czasami było też tak, że ja ze względu na pracę nie mogłam podjechać gdzieś - więc dawałam mu pieniądze i on płacić (no i fakturę też na siebie brał).
8) Ja gotuję i piorę jego rzeczy. Gdy proszę go o pomoc np. aby ugotował obiad bo pracuję 12h i musze ogarnąć wiele innych rzeczy to odpowiada, ze okej, podjął decyzję dziś obiadu nie ma, bo on nie musi jeść a ja jak będę tak bardzo głodna to zjem sobie cokolwiek, choć lodówka pusta:(
9) Niestety dupa wołowa, ani nie umie nic naprawić. Już trzy razy rozbił MÓJ samochód. Miałam jakiś problem jeden czy drugi, to jak dziecko kujonek wytyka mnie paluszkami publicznie i drwi ze mnie zamiast mi pomóc lub nie przeszkadzać.
10) Publicznie zachowuje się bardzo elokwentnie, miło i uprzejmie więc ludzie bardzo go szanują (np. moja rodzina czy sąsiedzi), ja jestem bardziej emocjonalna i pedantyczna dlatego moja rodzina ma o mnie gorszą opinię niż o nim.
To przykre ale nawet rodzice, gdy mówiłam im, że czuję przemoc psychiczną nad sobą oni się ze mnie śmieli a jemu mówili "nią się nie przejmuj, przejdzie jej". I tak jest dalej.
Sytuacja z lata. Okna mamy otwarte. Mucha wleciała, chciałam ją wygonić (okno otwarte, więc wyleci). Zaczął wydawać siebie dźwięki i krzyczeć takim głosem, takie jakbym go biła: "co ty robisz, uspokój się, ał, ał". Aż zamarłam w bezruchu ze zdziwioną miną na środku pokoju, zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć co zrobić. Więc wyszłam na balkon a tam sąsiedzi stoją na balkonie obok i patrzą na mnie, jakaś kobieta na chodniku pod balkonem stoi i się patrzy nam w okna... A ja nie wiem co zrobić, bo wiem, jak to brzmiało i co oni słyszeli... Od tego czasu sąsiedzi nie mówią mi dzień dobry, a jemu mówią i żartują z nim.
Oczywiście kilka razy chwycił mnie za gardło, abym nie respektowała od niego pomocy w obowiązkach domowych, etc.
Mało tego... on wybrane przez siebie treści nagrywa na dyktafon i potem mi prezentuje. Oczywiście on najpierw robi coś by mnie zezłościć, a potem jak zwracam mu uwagę, to nagrywa to.
Facet leżał na sofie w jednym końcu pokoju, a mucha była w drugim ....
11) Dlaczego z nim jestem? Bo jestem typem wielkiego samotnika. Nie umiem nawiązywać żadnych relacji, nie mam ani jednej koleżanki. Mam malutką rodzinę, a po rozstaniu już nie mogłabym utrzymywać kontaktów z najbliższymi. Wszyscy w mojej okolicy i tak z dużą pewnością obwiniali by mnie o rozstanie (a w mojej rodzinie rozstania to ZŁO). Zdaję sobie, że jestem słaba psychicznie i że takie obarczanie mnie, wysłuchiwanie złych słów (już regularnie słyszę niemiłe rzeczy od ojca) jest słabe. Nie radze sobie.... Musiałabym się odciąć na 100%, bez jakiejkolwiek próby kontaktu. A i jego pozbyć się trudno... Musiałabym mu zapłacić sporo kasy, za te jego fałszywe faktury.
Czy ma zalety? jakieś ma. Nie chodzi mi o miłość, bo ja go nie kocham, on mnie też. Większość kobiet zaliczyłaby do zalet to, że on nie biega za kobietami (jeszcze), raczej jest wierny (we, że jakbym miała dowód to łatwiej mi go wyrzucić, choć on nie pochwala takiego rozwiązania), płacimy czynsz po połowie (szukam zalet tego bycia razem).
Ma dobrą prace, ale ja mu ją załatwiłam i organizuje (on uważa, że jest inaczej i on wszystko osiągnął sam...) beze mnie straci pracę. Mi wszystko jedno wtedy, ale on się tego boi. On jest bardzo niezaradnym życiowo człowiekiem. Mężczyzna, który ma 35 lat, pracuje w stabilnej branży, ma dobre wykształcenie nie był w stanie nic odłożyć... Jego oszczędności na dzień dzisiejszy nie istnieją (nie mam dostępu do konta), ale wiem, że miewa długi (bierze te pożyczki chwilówki). Nie lubi pracować. Przyjmuje mało spraw, bo szkoda mu czasu na pracę. Woli sobie leżeć i przeglądać yt.
Gdy wyjechał na 4 dni. Zrozumiałam jak mi dobrze samej w domu. Jak się czuję normalnie. Po prostu normalnie. Dzień przed jego powrotem zaczęłam się denerwować, złościć, krzyczeć, nie przespałam już nocy...
WNIOSEK DLA CIEBIE TAKI: Olej swojego chłopa, poszukaj sobie nowego za jakiś czas jak ochłoniesz. W przeciwnym razie, będziesz jak ja sfrustrowaną starą panną pod czterdziestką płaczącą każdego wieczoru, z worami pod oczami i lecząca się psychiatrycznie.
Ja kiedyś odejdę. Wiem. Przygotowuję się. Tylko teraz troszkę inaczej. Staram się przygotować taktycznie, prawnie, tak by mieć możliwość odparcia jego działań.
U mnie jest podobnie lub jeszcze gorzej, bo mam ponad 35 lat. Facet, z którym mieszkam to mój "współlokator" bo ani nigdy się nie oświadczył, ani nie mamy dzieci ani nie mamy wspólnej rodziny/ budżetu etc.
A w szczegółach:
1) on nigdy nie podjął żadnej poważnej rozmowy o przyszłości, zawsze odpowiada, że nie wie co będzie, że teraz jest zajęty bo mecz ogląda i rzuca jakiś głupi nie na temat komentarz odbijający piłeczkę, np. mający na celu rozproszyć moją uwagę - mówiąc, a Ty od dawna masz ten sweter ...
2) Zawsze gdy ja podejmowałam jakieś poważniejsze rozmowy kończyło się w punkcie 1. Pocił się (u niego od razu pojawiają się wielkie kropliska potu na czole), robi się czerwony i zaczyna się głupio śmiać i komentować, widać że temat mu nie lezy.
3) Nie mam dostępu do jego rodziny. Jego mamusia przyjeżdża do nas raz w roku na weekend, nigdy mnie nie zabrał do domu rodzinnego (nawet nigdy nie zaproponował), nawet jak zmarła jego babcia to stwierdził, że jak chcę to mogę przyjechać na pogrzeb, ale nie będę miała gdzie spać bo oni nie mają miejsca, więc on zostanie na parę dni a samochód jest jeden to nie wie jak ja wrócę (700 km.). ...
4) Finanse wyglądają tak, że co miesiąc składamy się po X zł. Każdy wydatek on kontroluje czy przypadkiem nie kupiłam sobie czegoś z tej kwoty. Zawsze komentuje, że on nie może za coś płacić więcej niż ja. Musimy po równo. Pomija fakt że samochód i mieszkanie kupiłam WYŁĄCZNIE za swoje pieniądze. On się nie dołożył, choć regularnie korzysta z moich rzeczy.
5) Seks - nie ma tematu. On się nie nadaje. Nie umie w te klocki. Smutek, żal. Unikam jak mogę, bo nie wytrzymuję, chyba że na prochach psychiatrycznych.
6) On tylko leży, ogląda strony z meczami, słucha yt (filmiki o jedzeniu i o meczach) i tak cały dzień. Jakakolwiek prośba o spędzanie czasu to problem, komentowanie,w zdychania i odbijanie piłeczki jaka to ja jestem niesamodzielna, niezaradna i jak mu przeszkadzam bardzo.
7) Dlaczego jesteśmy razem? Dwa razy próbowałam usunąć go z domu. Nie udało się. Starałam się z kulturą, mówiłam, że musi się wyprowadzić bo nie chcę z nim być, nie będę i mówię "teraz. w tym momencie weź rzeczy i wyjdź" a ten mi k** wyskakuje z kodeksem cywilnym, że on ma czas bo nikgo z dnia na dzień z domu nie można wyrzucić.... Kodeks mu prawa gwarantuje. Wyprowadzi się jak znajdzie mieszkanie. Myślę, ok....
I co? i wieczorem pcha się do łóżka, rano do śniadania. Pytam nie znalazłeś ? Mówi, że nie znalazł. Ja mu znalazłam lokalizacje, a on nie znalazł i z moich nie będzie korzystał. I tak dwa razy. Po prostu zawsze próbuje przemilczeć temat. Ale zrobił się bardziej cwany... zdobył na siebie faktury, że on zapłacił za pdołogę w mieszkaniu i kilka innych rzeczy (SKURW***), ja płaciłam gotówką - nie mam potwierdzenia w związku z czym. Choć czasami było też tak, że ja ze względu na pracę nie mogłam podjechać gdzieś - więc dawałam mu pieniądze i on płacić (no i fakturę też na siebie brał).
8) Ja gotuję i piorę jego rzeczy. Gdy proszę go o pomoc np. aby ugotował obiad bo pracuję 12h i musze ogarnąć wiele innych rzeczy to odpowiada, ze okej, podjął decyzję dziś obiadu nie ma, bo on nie musi jeść a ja jak będę tak bardzo głodna to zjem sobie cokolwiek, choć lodówka pusta:(
9) Niestety dupa wołowa, ani nie umie nic naprawić. Już trzy razy rozbił MÓJ samochód. Miałam jakiś problem jeden czy drugi, to jak dziecko kujonek wytyka mnie paluszkami publicznie i drwi ze mnie zamiast mi pomóc lub nie przeszkadzać.
10) Publicznie zachowuje się bardzo elokwentnie, miło i uprzejmie więc ludzie bardzo go szanują (np. moja rodzina czy sąsiedzi), ja jestem bardziej emocjonalna i pedantyczna dlatego moja rodzina ma o mnie gorszą opinię niż o nim.
To przykre ale nawet rodzice, gdy mówiłam im, że czuję przemoc psychiczną nad sobą oni się ze mnie śmieli a jemu mówili "nią się nie przejmuj, przejdzie jej". I tak jest dalej.
Sytuacja z lata. Okna mamy otwarte. Mucha wleciała, chciałam ją wygonić (okno otwarte, więc wyleci). Zaczął wydawać siebie dźwięki i krzyczeć takim głosem, takie jakbym go biła: "co ty robisz, uspokój się, ał, ał". Aż zamarłam w bezruchu ze zdziwioną miną na środku pokoju, zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć co zrobić. Więc wyszłam na balkon a tam sąsiedzi stoją na balkonie obok i patrzą na mnie, jakaś kobieta na chodniku pod balkonem stoi i się patrzy nam w okna... A ja nie wiem co zrobić, bo wiem, jak to brzmiało i co oni słyszeli... Od tego czasu sąsiedzi nie mówią mi dzień dobry, a jemu mówią i żartują z nim.
Oczywiście kilka razy chwycił mnie za gardło, abym nie respektowała od niego pomocy w obowiązkach domowych, etc.
Mało tego... on wybrane przez siebie treści nagrywa na dyktafon i potem mi prezentuje. Oczywiście on najpierw robi coś by mnie zezłościć, a potem jak zwracam mu uwagę, to nagrywa to.
Facet leżał na sofie w jednym końcu pokoju, a mucha była w drugim ....
11) Dlaczego z nim jestem? Bo jestem typem wielkiego samotnika. Nie umiem nawiązywać żadnych relacji, nie mam ani jednej koleżanki. Mam malutką rodzinę, a po rozstaniu już nie mogłabym utrzymywać kontaktów z najbliższymi. Wszyscy w mojej okolicy i tak z dużą pewnością obwiniali by mnie o rozstanie (a w mojej rodzinie rozstania to ZŁO). Zdaję sobie, że jestem słaba psychicznie i że takie obarczanie mnie, wysłuchiwanie złych słów (już regularnie słyszę niemiłe rzeczy od ojca) jest słabe. Nie radze sobie.... Musiałabym się odciąć na 100%, bez jakiejkolwiek próby kontaktu. A i jego pozbyć się trudno... Musiałabym mu zapłacić sporo kasy, za te jego fałszywe faktury.
Czy ma zalety? jakieś ma. Nie chodzi mi o miłość, bo ja go nie kocham, on mnie też. Większość kobiet zaliczyłaby do zalet to, że on nie biega za kobietami (jeszcze), raczej jest wierny (we, że jakbym miała dowód to łatwiej mi go wyrzucić, choć on nie pochwala takiego rozwiązania), płacimy czynsz po połowie (szukam zalet tego bycia razem).
Ma dobrą prace, ale ja mu ją załatwiłam i organizuje (on uważa, że jest inaczej i on wszystko osiągnął sam...) beze mnie straci pracę. Mi wszystko jedno wtedy, ale on się tego boi. On jest bardzo niezaradnym życiowo człowiekiem. Mężczyzna, który ma 35 lat, pracuje w stabilnej branży, ma dobre wykształcenie nie był w stanie nic odłożyć... Jego oszczędności na dzień dzisiejszy nie istnieją (nie mam dostępu do konta), ale wiem, że miewa długi (bierze te pożyczki chwilówki). Nie lubi pracować. Przyjmuje mało spraw, bo szkoda mu czasu na pracę. Woli sobie leżeć i przeglądać yt.
Gdy wyjechał na 4 dni. Zrozumiałam jak mi dobrze samej w domu. Jak się czuję normalnie. Po prostu normalnie. Dzień przed jego powrotem zaczęłam się denerwować, złościć, krzyczeć, nie przespałam już nocy...
WNIOSEK DLA CIEBIE TAKI: Olej swojego chłopa, poszukaj sobie nowego za jakiś czas jak ochłoniesz. W przeciwnym razie, będziesz jak ja sfrustrowaną starą panną pod czterdziestką płaczącą każdego wieczoru, z worami pod oczami i lecząca się psychiatrycznie.
Ja kiedyś odejdę. Wiem. Przygotowuję się. Tylko teraz troszkę inaczej. Staram się przygotować taktycznie, prawnie, tak by mieć możliwość odparcia jego działań.