Depresja
: ndz wrz 01, 2024 9:25 pm
Nigdy nie miałam tendencji zwierzania się na takich forach. Nie mam znajomych, koleżanek, a tym bardziej przyjaciółek. Wszyscy odeszli kiedy pojawiły się problemy, bądź potrzebowałam pomocy. Ale ja nie o tym.
Zaszłam w ciążę z typem, którego praktycznie nie znałam, byłam bardzo młoda. Poznałam kogoś, wzięliśmy ślub, kilka miesięcy po ślubie zostawił mnie na ulicy z małym dzieckiem. Nie miałam nikogo, brak rodziny, brak wsparcia. Znajomi odeszli. Popadłam w depresję. 2 lata szukałam miejsca po świecie, aż teraz jest stała praca, mam gdzie mieszkać, myślałam, że wygrałam z depresja...
Od 2 lat walczę z moim wnętrzem, z moim cierpieniem, które mam w sobie, bo nie potrafię go ukoic. Mam dziecko, które trzyma mnie przy życiu. Tak. Mój syn jest moim respiratorem. Ojciec ma wyrąbane, nie pomaga, kolejne koleżanki odeszły na bok, jak tylko ułożyło im się życie. Codziennie myślę o tym jak bardzo chciałabym być po drugiej stronie i przestać czuć ta pustkę, tą nicość, to jak bardzo jestem niechciana. Ale mój syn, świadomość tego, że nie ma nikogo trzyma mnie, by nikt nigdy nie nazwał mnie tchórzem. Ludzie w pracy mają mnie za super zabawna osobę, a na codzień jestem płaczącym chodzącym trupem, który leżał by w łóżku i chętnie z niego nie wstawał. Wstaje codziennie z łóżka i to co mam w środku, ten ból żal. Rozrywa mnie, rozrywa mi cała moja duszę. Stałam się problematyczna, ludzie mnie unikają... Samotność mnie dobija, bo nikt nie rozumie tego.
Zaszłam w ciążę z typem, którego praktycznie nie znałam, byłam bardzo młoda. Poznałam kogoś, wzięliśmy ślub, kilka miesięcy po ślubie zostawił mnie na ulicy z małym dzieckiem. Nie miałam nikogo, brak rodziny, brak wsparcia. Znajomi odeszli. Popadłam w depresję. 2 lata szukałam miejsca po świecie, aż teraz jest stała praca, mam gdzie mieszkać, myślałam, że wygrałam z depresja...
Od 2 lat walczę z moim wnętrzem, z moim cierpieniem, które mam w sobie, bo nie potrafię go ukoic. Mam dziecko, które trzyma mnie przy życiu. Tak. Mój syn jest moim respiratorem. Ojciec ma wyrąbane, nie pomaga, kolejne koleżanki odeszły na bok, jak tylko ułożyło im się życie. Codziennie myślę o tym jak bardzo chciałabym być po drugiej stronie i przestać czuć ta pustkę, tą nicość, to jak bardzo jestem niechciana. Ale mój syn, świadomość tego, że nie ma nikogo trzyma mnie, by nikt nigdy nie nazwał mnie tchórzem. Ludzie w pracy mają mnie za super zabawna osobę, a na codzień jestem płaczącym chodzącym trupem, który leżał by w łóżku i chętnie z niego nie wstawał. Wstaje codziennie z łóżka i to co mam w środku, ten ból żal. Rozrywa mnie, rozrywa mi cała moja duszę. Stałam się problematyczna, ludzie mnie unikają... Samotność mnie dobija, bo nikt nie rozumie tego.