Kurwa mam dosyć. Przepraszam, wkurwiłam się.
To mój pierwszy post tutaj na całym forum. Czytałam ten wątek, tak od rozstania, ale teraz się wkurwiłam na ostro za przeproszeniem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zawłaszczać przestrzeni i gadać o sobie. Ale nie wyrabiam. Mam nadzieje że zrozumicie.
Mam matke schizofreniczke, w papierach jest paranoidalna, uważam że ma prostą przez to że nie widziałam żadnych objawów wytwórczych przez tyle lat. Ale mniejsza o to.
Jak słucham jego pierdolenia to mi się kurwa chce rzygać. Długa historia jest mojego życia, ale skracając jak można - rodzina wywiozła mnie z nią do mieszkania w wieku 1,5 lat do innego województwa żeby odizolować ją od facecika w postaci mojego płodziciela który założył na nią firme i narobił długów. Tylko że znalazł się kolejny facecik, który o mało nie przepierdolił mieszkania który moja rodzina wzięła pod zastaw innego bo dał jej troche atencji. Ja tymczasem w wieku 1,5-2 lat spędzałam sama całe godziny w mieszkaniu, bo przecież moja matka jest tak zmęczona karmieniem mnie słoiczkami z Gerbera, które przywoziła moja rodzina chyba co 2 tygodnie (w wieku 2 lat przez to nie umiałam gryźć i do tej pory jem tylko kilka rzeczy, mam SED, selective eating disorder, a mam 25 lat, jedzenie, głównie jego konsystencja, mnie zwyczajnie brzydzi i fizycznie nie przełknę). Jak cokolwiek robiła w kuchni to zapomniała i olej się zapalił. Mówiłam już że potrafiła mnie wywieźć do gacha kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania do czegoś w stylu przyczepa i jako 2-letnie dziecko byłam sama nad rzeką? Dopiero wtedy wzięto mnie taksówką za miliony monet do Warszawy. To że żyję to jakiś cud. W końcu nastąpiła diagnoza, tzn. jeszcze chyba przed akcją z rzeką.
Czego słucham? Od mojej babci słucham że "nie zrobiłabym tego swojej córce", w sensie że by jej nie ubezwłasnowolniła i "nie zabrała jej dziecka". Jakbym w tym całym spierdoleniu była tylko lalką dla mojej matki, której nie wolno jej zabierać. Tak, przez przepisy bym nie skończyła studiów, bo jakby mnie wzięła prawnie to jej zarobki by się liczyły i bym nie miała stypendium socjalnego. To prawda. Aczkolwiek całe życie musiałam się chować z chorobą swojej matki. Udawać przed wszystkimi że ma latami raka piersi. Bo ona "nie zrobiłaby jej tego".
Co jest teraz? Dostałyśmy spadek. Nasza wersja cioci z Ameryki. Ojciec mojej matki który całe życie miał ją gdzieś nagle zmarł. Kupi się jej mieszkanie. I mi, żeby nie było. Ja tłumaczę - kupić tak, oczywiście, ale ona nie może sama mieszkać, bo przepisze jakiemuś gachowi, jak zawsze to zresztą było. Nie mówiąc o tym że ona jest kurwa wiecznie zmęczona, nie dosyć że nie pracuje to cały dzień kurwa leży jak na zakupy pójdzie, więc równie dobrze może zalać to mieszkanie, zrobić pożar czy po prostu zapuścić. Co usłyszałam od babci? "To najwyżej wróci do mnie jak odda". Nikt, kurwa nikt, w tym całym zjebaniu nie myśli że nie dosyć że jestem sierotą praktycznie, że nie dała mi nic oprócz spierdolonego życia, to ja będę musiała nieść ją na barkach kiedy babcia umrze. I tak wynajem jej mieszkania by nie pokrył całego pobytu w DPS-ie, musiałabym dołożyć, ale chociaż by mi to pomogło. A nawet jakby to mieszkanie do tego czasu się uchowało - niby jak mam nim zarządzać bez ubezwłasnowolnienia matki? Mam ją puścić samopas żeby założyła kolejną firme bo losowy facecik dał jej odrobine atencji?
Jak już mówiłam, jestem wkurwiona. Bo OzN to nie tylko w pełni władz umysłowych osoba sparaliżowana czy na wózku. OzN to też osoby w pełni sprawne fizycznie, które zdążyły zrobić dzieci, zniszczyć im życie, a potem mogą to aktywnie kontynuować. Tylko na moje doświadczenie nie ma miejsca w przestrzeni publicznej, bo po chuj? Jestem ableistką i moje cierpienie się nie liczy, najważniejsza jest moja matka która zniszczyła mi życie. Dzieci takich osób to wręcz temat tabu, ale mam to w piździe za przeproszeniem po przeczytaniu tego, dlatego dzielę się z wami swoimi doświadczeniami.
Posty przeniesione z Wojtek Sawicki LifeOnWheels
Moderator: verysweetcherry
-
- Koczkodan
- Posty: 101
- Rejestracja: czw maja 23, 2024 9:59 pm
-
- Bransoletka50k
- Posty: 551
- Rejestracja: wt mar 26, 2024 8:10 am
Historia masakra, bardzo Ci współczuję ;(( sama mam zjebaną matkę dlatego Cię mocno rozumiem.cotuwpisac pisze: ↑ndz wrz 01, 2024 3:26 pm Kurwa mam dosyć. Przepraszam, wkurwiłam się.
To mój pierwszy post tutaj na całym forum. Czytałam ten wątek, tak od rozstania, ale teraz się wkurwiłam na ostro za przeproszeniem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zawłaszczać przestrzeni i gadać o sobie. Ale nie wyrabiam. Mam nadzieje że zrozumicie.
Mam matke schizofreniczke, w papierach jest paranoidalna, uważam że ma prostą przez to że nie widziałam żadnych objawów wytwórczych przez tyle lat. Ale mniejsza o to.
Jak słucham jego pierdolenia to mi się kurwa chce rzygać. Długa historia jest mojego życia, ale skracając jak można - rodzina wywiozła mnie z nią do mieszkania w wieku 1,5 lat do innego województwa żeby odizolować ją od facecika w postaci mojego płodziciela który założył na nią firme i narobił długów. Tylko że znalazł się kolejny facecik, który o mało nie przepierdolił mieszkania który moja rodzina wzięła pod zastaw innego bo dał jej troche atencji. Ja tymczasem w wieku 1,5-2 lat spędzałam sama całe godziny w mieszkaniu, bo przecież moja matka jest tak zmęczona karmieniem mnie słoiczkami z Gerbera, które przywoziła moja rodzina chyba co 2 tygodnie (w wieku 2 lat przez to nie umiałam gryźć i do tej pory jem tylko kilka rzeczy, mam SED, selective eating disorder, a mam 25 lat, jedzenie, głównie jego konsystencja, mnie zwyczajnie brzydzi i fizycznie nie przełknę). Jak cokolwiek robiła w kuchni to zapomniała i olej się zapalił. Mówiłam już że potrafiła mnie wywieźć do gacha kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania do czegoś w stylu przyczepa i jako 2-letnie dziecko byłam sama nad rzeką? Dopiero wtedy wzięto mnie taksówką za miliony monet do Warszawy. To że żyję to jakiś cud. W końcu nastąpiła diagnoza, tzn. jeszcze chyba przed akcją z rzeką.
Czego słucham? Od mojej babci słucham że "nie zrobiłabym tego swojej córce", w sensie że by jej nie ubezwłasnowolniła i "nie zabrała jej dziecka". Jakbym w tym całym spierdoleniu była tylko lalką dla mojej matki, której nie wolno jej zabierać. Tak, przez przepisy bym nie skończyła studiów, bo jakby mnie wzięła prawnie to jej zarobki by się liczyły i bym nie miała stypendium socjalnego. To prawda. Aczkolwiek całe życie musiałam się chować z chorobą swojej matki. Udawać przed wszystkimi że ma latami raka piersi. Bo ona "nie zrobiłaby jej tego".
Co jest teraz? Dostałyśmy spadek. Nasza wersja cioci z Ameryki. Ojciec mojej matki który całe życie miał ją gdzieś nagle zmarł. Kupi się jej mieszkanie. I mi, żeby nie było. Ja tłumaczę - kupić tak, oczywiście, ale ona nie może sama mieszkać, bo przepisze jakiemuś gachowi, jak zawsze to zresztą było. Nie mówiąc o tym że ona jest kurwa wiecznie zmęczona, nie dosyć że nie pracuje to cały dzień kurwa leży jak na zakupy pójdzie, więc równie dobrze może zalać to mieszkanie, zrobić pożar czy po prostu zapuścić. Co usłyszałam od babci? "To najwyżej wróci do mnie jak odda". Nikt, kurwa nikt, w tym całym zjebaniu nie myśli że nie dosyć że jestem sierotą praktycznie, że nie dała mi nic oprócz spierdolonego życia, to ja będę musiała nieść ją na barkach kiedy babcia umrze. I tak wynajem jej mieszkania by nie pokrył całego pobytu w DPS-ie, musiałabym dołożyć, ale chociaż by mi to pomogło. A nawet jakby to mieszkanie do tego czasu się uchowało - niby jak mam nim zarządzać bez ubezwłasnowolnienia matki? Mam ją puścić samopas żeby założyła kolejną firme bo losowy facecik dał jej odrobine atencji?
Jak już mówiłam, jestem wkurwiona. Bo OzN to nie tylko w pełni władz umysłowych osoba sparaliżowana czy na wózku. OzN to też osoby w pełni sprawne fizycznie, które zdążyły zrobić dzieci, zniszczyć im życie, a potem mogą to aktywnie kontynuować. Tylko na moje doświadczenie nie ma miejsca w przestrzeni publicznej, bo po chuj? Jestem ableistką i moje cierpienie się nie liczy, najważniejsza jest moja matka która zniszczyła mi życie. Dzieci takich osób to wręcz temat tabu, ale mam to w piździe za przeproszeniem po przeczytaniu tego, dlatego dzielę się z wami swoimi doświadczeniami.
Ten wpis powinien przeczytać Wojtula. Może dałoby coś do myślenia. Może gdzieś, daleko, z tyłu głowy zaswitałaby refleksja że nie jest sam na tym świecie.
-
- SkrzydełkaZhooters
- Posty: 207
- Rejestracja: ndz mar 17, 2024 1:55 pm
Na Twoim miejscu szukalabym porady prawnej, zeby sie zabezpieczyc na przyszlosc. Nie patrz sie na opinie rodziny- oni Ciebie mieli gdzies gdy bylas dzieckiem, tylko zadbaj o swoj interes. Jezeli mama rzeczywiście potrzebuje ubezwlasnowolnienia to do tego daz. Powodzenia
Jeśli szukasz pomocy prawnej, spróbuj sprawdzić na FB grupy typu "leksawka". Niestety pojawia się na nich wiele niemerytorycznych treści, ale udzielają się też prawnicy. Może znalazłbyś tam kogoś, kto pomógłby Ci w Twojej sytuacji. Jesteś dzielna, życzę Ci wszystkiego dobrego.cotuwpisac pisze: ↑ndz wrz 01, 2024 3:26 pm Kurwa mam dosyć. Przepraszam, wkurwiłam się.
To mój pierwszy post tutaj na całym forum. Czytałam ten wątek, tak od rozstania, ale teraz się wkurwiłam na ostro za przeproszeniem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zawłaszczać przestrzeni i gadać o sobie. Ale nie wyrabiam. Mam nadzieje że zrozumicie.
Mam matke schizofreniczke, w papierach jest paranoidalna, uważam że ma prostą przez to że nie widziałam żadnych objawów wytwórczych przez tyle lat. Ale mniejsza o to.
Jak słucham jego pierdolenia to mi się kurwa chce rzygać. Długa historia jest mojego życia, ale skracając jak można - rodzina wywiozła mnie z nią do mieszkania w wieku 1,5 lat do innego województwa żeby odizolować ją od facecika w postaci mojego płodziciela który założył na nią firme i narobił długów. Tylko że znalazł się kolejny facecik, który o mało nie przepierdolił mieszkania który moja rodzina wzięła pod zastaw innego bo dał jej troche atencji. Ja tymczasem w wieku 1,5-2 lat spędzałam sama całe godziny w mieszkaniu, bo przecież moja matka jest tak zmęczona karmieniem mnie słoiczkami z Gerbera, które przywoziła moja rodzina chyba co 2 tygodnie (w wieku 2 lat przez to nie umiałam gryźć i do tej pory jem tylko kilka rzeczy, mam SED, selective eating disorder, a mam 25 lat, jedzenie, głównie jego konsystencja, mnie zwyczajnie brzydzi i fizycznie nie przełknę). Jak cokolwiek robiła w kuchni to zapomniała i olej się zapalił. Mówiłam już że potrafiła mnie wywieźć do gacha kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania do czegoś w stylu przyczepa i jako 2-letnie dziecko byłam sama nad rzeką? Dopiero wtedy wzięto mnie taksówką za miliony monet do Warszawy. To że żyję to jakiś cud. W końcu nastąpiła diagnoza, tzn. jeszcze chyba przed akcją z rzeką.
Czego słucham? Od mojej babci słucham że "nie zrobiłabym tego swojej córce", w sensie że by jej nie ubezwłasnowolniła i "nie zabrała jej dziecka". Jakbym w tym całym spierdoleniu była tylko lalką dla mojej matki, której nie wolno jej zabierać. Tak, przez przepisy bym nie skończyła studiów, bo jakby mnie wzięła prawnie to jej zarobki by się liczyły i bym nie miała stypendium socjalnego. To prawda. Aczkolwiek całe życie musiałam się chować z chorobą swojej matki. Udawać przed wszystkimi że ma latami raka piersi. Bo ona "nie zrobiłaby jej tego".
Co jest teraz? Dostałyśmy spadek. Nasza wersja cioci z Ameryki. Ojciec mojej matki który całe życie miał ją gdzieś nagle zmarł. Kupi się jej mieszkanie. I mi, żeby nie było. Ja tłumaczę - kupić tak, oczywiście, ale ona nie może sama mieszkać, bo przepisze jakiemuś gachowi, jak zawsze to zresztą było. Nie mówiąc o tym że ona jest kurwa wiecznie zmęczona, nie dosyć że nie pracuje to cały dzień kurwa leży jak na zakupy pójdzie, więc równie dobrze może zalać to mieszkanie, zrobić pożar czy po prostu zapuścić. Co usłyszałam od babci? "To najwyżej wróci do mnie jak odda". Nikt, kurwa nikt, w tym całym zjebaniu nie myśli że nie dosyć że jestem sierotą praktycznie, że nie dała mi nic oprócz spierdolonego życia, to ja będę musiała nieść ją na barkach kiedy babcia umrze. I tak wynajem jej mieszkania by nie pokrył całego pobytu w DPS-ie, musiałabym dołożyć, ale chociaż by mi to pomogło. A nawet jakby to mieszkanie do tego czasu się uchowało - niby jak mam nim zarządzać bez ubezwłasnowolnienia matki? Mam ją puścić samopas żeby założyła kolejną firme bo losowy facecik dał jej odrobine atencji?
Jak już mówiłam, jestem wkurwiona. Bo OzN to nie tylko w pełni władz umysłowych osoba sparaliżowana czy na wózku. OzN to też osoby w pełni sprawne fizycznie, które zdążyły zrobić dzieci, zniszczyć im życie, a potem mogą to aktywnie kontynuować. Tylko na moje doświadczenie nie ma miejsca w przestrzeni publicznej, bo po chuj? Jestem ableistką i moje cierpienie się nie liczy, najważniejsza jest moja matka która zniszczyła mi życie. Dzieci takich osób to wręcz temat tabu, ale mam to w piździe za przeproszeniem po przeczytaniu tego, dlatego dzielę się z wami swoimi doświadczeniami.
Zwróć się do Prokuratury Rejonowej w miejscu pobytu Twojej matki - prokurator może sam złożyć wniosek o ubezwłasnowolnienie, nawet wobec sprzeciwu Twojej rodziny. Trzymaj się, ściskam serdecznie.cotuwpisac pisze: ↑ndz wrz 01, 2024 3:26 pm Kurwa mam dosyć. Przepraszam, wkurwiłam się.
To mój pierwszy post tutaj na całym forum. Czytałam ten wątek, tak od rozstania, ale teraz się wkurwiłam na ostro za przeproszeniem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zawłaszczać przestrzeni i gadać o sobie. Ale nie wyrabiam. Mam nadzieje że zrozumicie.
Mam matke schizofreniczke, w papierach jest paranoidalna, uważam że ma prostą przez to że nie widziałam żadnych objawów wytwórczych przez tyle lat. Ale mniejsza o to.
Jak słucham jego pierdolenia to mi się kurwa chce rzygać. Długa historia jest mojego życia, ale skracając jak można - rodzina wywiozła mnie z nią do mieszkania w wieku 1,5 lat do innego województwa żeby odizolować ją od facecika w postaci mojego płodziciela który założył na nią firme i narobił długów. Tylko że znalazł się kolejny facecik, który o mało nie przepierdolił mieszkania który moja rodzina wzięła pod zastaw innego bo dał jej troche atencji. Ja tymczasem w wieku 1,5-2 lat spędzałam sama całe godziny w mieszkaniu, bo przecież moja matka jest tak zmęczona karmieniem mnie słoiczkami z Gerbera, które przywoziła moja rodzina chyba co 2 tygodnie (w wieku 2 lat przez to nie umiałam gryźć i do tej pory jem tylko kilka rzeczy, mam SED, selective eating disorder, a mam 25 lat, jedzenie, głównie jego konsystencja, mnie zwyczajnie brzydzi i fizycznie nie przełknę). Jak cokolwiek robiła w kuchni to zapomniała i olej się zapalił. Mówiłam już że potrafiła mnie wywieźć do gacha kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania do czegoś w stylu przyczepa i jako 2-letnie dziecko byłam sama nad rzeką? Dopiero wtedy wzięto mnie taksówką za miliony monet do Warszawy. To że żyję to jakiś cud. W końcu nastąpiła diagnoza, tzn. jeszcze chyba przed akcją z rzeką.
Czego słucham? Od mojej babci słucham że "nie zrobiłabym tego swojej córce", w sensie że by jej nie ubezwłasnowolniła i "nie zabrała jej dziecka". Jakbym w tym całym spierdoleniu była tylko lalką dla mojej matki, której nie wolno jej zabierać. Tak, przez przepisy bym nie skończyła studiów, bo jakby mnie wzięła prawnie to jej zarobki by się liczyły i bym nie miała stypendium socjalnego. To prawda. Aczkolwiek całe życie musiałam się chować z chorobą swojej matki. Udawać przed wszystkimi że ma latami raka piersi. Bo ona "nie zrobiłaby jej tego".
Co jest teraz? Dostałyśmy spadek. Nasza wersja cioci z Ameryki. Ojciec mojej matki który całe życie miał ją gdzieś nagle zmarł. Kupi się jej mieszkanie. I mi, żeby nie było. Ja tłumaczę - kupić tak, oczywiście, ale ona nie może sama mieszkać, bo przepisze jakiemuś gachowi, jak zawsze to zresztą było. Nie mówiąc o tym że ona jest kurwa wiecznie zmęczona, nie dosyć że nie pracuje to cały dzień kurwa leży jak na zakupy pójdzie, więc równie dobrze może zalać to mieszkanie, zrobić pożar czy po prostu zapuścić. Co usłyszałam od babci? "To najwyżej wróci do mnie jak odda". Nikt, kurwa nikt, w tym całym zjebaniu nie myśli że nie dosyć że jestem sierotą praktycznie, że nie dała mi nic oprócz spierdolonego życia, to ja będę musiała nieść ją na barkach kiedy babcia umrze. I tak wynajem jej mieszkania by nie pokrył całego pobytu w DPS-ie, musiałabym dołożyć, ale chociaż by mi to pomogło. A nawet jakby to mieszkanie do tego czasu się uchowało - niby jak mam nim zarządzać bez ubezwłasnowolnienia matki? Mam ją puścić samopas żeby założyła kolejną firme bo losowy facecik dał jej odrobine atencji?
Jak już mówiłam, jestem wkurwiona. Bo OzN to nie tylko w pełni władz umysłowych osoba sparaliżowana czy na wózku. OzN to też osoby w pełni sprawne fizycznie, które zdążyły zrobić dzieci, zniszczyć im życie, a potem mogą to aktywnie kontynuować. Tylko na moje doświadczenie nie ma miejsca w przestrzeni publicznej, bo po chuj? Jestem ableistką i moje cierpienie się nie liczy, najważniejsza jest moja matka która zniszczyła mi życie. Dzieci takich osób to wręcz temat tabu, ale mam to w piździe za przeproszeniem po przeczytaniu tego, dlatego dzielę się z wami swoimi doświadczeniami.
Prosze zlozyc do sadu papiery o ubezwłasnowolnienie matki. To ze jej matka sie nie zgadza nie ma znaczenia.cotuwpisac pisze: ↑ndz wrz 01, 2024 3:26 pm Kurwa mam dosyć. Przepraszam, wkurwiłam się.
To mój pierwszy post tutaj na całym forum. Czytałam ten wątek, tak od rozstania, ale teraz się wkurwiłam na ostro za przeproszeniem. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę zawłaszczać przestrzeni i gadać o sobie. Ale nie wyrabiam. Mam nadzieje że zrozumicie.
Mam matke schizofreniczke, w papierach jest paranoidalna, uważam że ma prostą przez to że nie widziałam żadnych objawów wytwórczych przez tyle lat. Ale mniejsza o to.
Jak słucham jego pierdolenia to mi się kurwa chce rzygać. Długa historia jest mojego życia, ale skracając jak można - rodzina wywiozła mnie z nią do mieszkania w wieku 1,5 lat do innego województwa żeby odizolować ją od facecika w postaci mojego płodziciela który założył na nią firme i narobił długów. Tylko że znalazł się kolejny facecik, który o mało nie przepierdolił mieszkania który moja rodzina wzięła pod zastaw innego bo dał jej troche atencji. Ja tymczasem w wieku 1,5-2 lat spędzałam sama całe godziny w mieszkaniu, bo przecież moja matka jest tak zmęczona karmieniem mnie słoiczkami z Gerbera, które przywoziła moja rodzina chyba co 2 tygodnie (w wieku 2 lat przez to nie umiałam gryźć i do tej pory jem tylko kilka rzeczy, mam SED, selective eating disorder, a mam 25 lat, jedzenie, głównie jego konsystencja, mnie zwyczajnie brzydzi i fizycznie nie przełknę). Jak cokolwiek robiła w kuchni to zapomniała i olej się zapalił. Mówiłam już że potrafiła mnie wywieźć do gacha kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania do czegoś w stylu przyczepa i jako 2-letnie dziecko byłam sama nad rzeką? Dopiero wtedy wzięto mnie taksówką za miliony monet do Warszawy. To że żyję to jakiś cud. W końcu nastąpiła diagnoza, tzn. jeszcze chyba przed akcją z rzeką.
Czego słucham? Od mojej babci słucham że "nie zrobiłabym tego swojej córce", w sensie że by jej nie ubezwłasnowolniła i "nie zabrała jej dziecka". Jakbym w tym całym spierdoleniu była tylko lalką dla mojej matki, której nie wolno jej zabierać. Tak, przez przepisy bym nie skończyła studiów, bo jakby mnie wzięła prawnie to jej zarobki by się liczyły i bym nie miała stypendium socjalnego. To prawda. Aczkolwiek całe życie musiałam się chować z chorobą swojej matki. Udawać przed wszystkimi że ma latami raka piersi. Bo ona "nie zrobiłaby jej tego".
Co jest teraz? Dostałyśmy spadek. Nasza wersja cioci z Ameryki. Ojciec mojej matki który całe życie miał ją gdzieś nagle zmarł. Kupi się jej mieszkanie. I mi, żeby nie było. Ja tłumaczę - kupić tak, oczywiście, ale ona nie może sama mieszkać, bo przepisze jakiemuś gachowi, jak zawsze to zresztą było. Nie mówiąc o tym że ona jest kurwa wiecznie zmęczona, nie dosyć że nie pracuje to cały dzień kurwa leży jak na zakupy pójdzie, więc równie dobrze może zalać to mieszkanie, zrobić pożar czy po prostu zapuścić. Co usłyszałam od babci? "To najwyżej wróci do mnie jak odda". Nikt, kurwa nikt, w tym całym zjebaniu nie myśli że nie dosyć że jestem sierotą praktycznie, że nie dała mi nic oprócz spierdolonego życia, to ja będę musiała nieść ją na barkach kiedy babcia umrze. I tak wynajem jej mieszkania by nie pokrył całego pobytu w DPS-ie, musiałabym dołożyć, ale chociaż by mi to pomogło. A nawet jakby to mieszkanie do tego czasu się uchowało - niby jak mam nim zarządzać bez ubezwłasnowolnienia matki? Mam ją puścić samopas żeby założyła kolejną firme bo losowy facecik dał jej odrobine atencji?
Jak już mówiłam, jestem wkurwiona. Bo OzN to nie tylko w pełni władz umysłowych osoba sparaliżowana czy na wózku. OzN to też osoby w pełni sprawne fizycznie, które zdążyły zrobić dzieci, zniszczyć im życie, a potem mogą to aktywnie kontynuować. Tylko na moje doświadczenie nie ma miejsca w przestrzeni publicznej, bo po chuj? Jestem ableistką i moje cierpienie się nie liczy, najważniejsza jest moja matka która zniszczyła mi życie. Dzieci takich osób to wręcz temat tabu, ale mam to w piździe za przeproszeniem po przeczytaniu tego, dlatego dzielę się z wami swoimi doświadczeniami.