Od prawie 10 lat przyjaźnię się z pewną dziewczyną. Połączyły nas szczególnie wspólne zainteresowania, spędzałyśmy razem dużo czasu, zwierzałyśmy się sobie, lubiłyśmy chodzić razem do kina, koncerty, rozmawiać o książkach, którymi się wymieniałyśmy etc.
Od jakiegoś roku zauważyłam, że ona zaczyna się zmieniać. Na początku tłumaczyłam to sobie, że obie się zmieniamy, dojrzałyśmy, w końcu jesteśmy już po studiach i nie jesteśmy nastolatkami, którymi byłyśmy gdy się poznałyśmy i że to normalne. Ale jakoś od stycznia coraz bardziej czuję, że ta przyjaźń jest coraz bardziej jednostronna.
Mieszkamy w tym samym mieście, a ona nigdy nie ma czasu, żeby się spotkać. Dosłownie w tym roku widziałyśmy się tylko z okazji urodzin jednej z nas a wcześniej w grudniu z okazji sylwestra. Jest właściwie już lipiec. Czuję się trochę jak jakaś animatorka spotkań, z perspektywy czasu doszłam do wniosku, że ona czasami rzuca, że musimy się spotkać, ale to takie ogóle stwierdzenie. Później ja proponuję jakiś termin, wybieram miejsce, proponuję spotkanie, ale najczęściej okazuje się, że ona nie ma czasu, może za 3 tygodnie uda nam się spotkać... A to spotkanie za 3tyg oczywiście nie nadchodzi.
Ale równocześnie miałam wrażenie, że dużo ze sobą rozmawiamy, pomimo braku spotkań, bo właściwie codziennie wymieniałyśmy kilka wiadomości / głosówek na mesku. Widziałyśmy się niedawno i zorientowałam się, że jeśli nagrywam jej głosówki, to ona ich nie odsłuchuje. Wspomniałam podczas spotkania o paru istotnych sprawach, o których jej mówiłam w ostatnim czasie w tych głupich głosówkach (coś w stylu, że nasza koleżanka z liceum jest w ciąży z sześcioraczkami - no rzecz typu, że raczej nie zapomnisz jak się tego dowiesz, a nie że jakaś bzdura typu, że byłam w nowym miejscu na paznokciach i polecam jej to miejsce) i zorientowałam się, że ona nie ma pojęcia, o czym mówię. Nie były to 30-minutowe elaboraty, których kazałabym jej wysłuchiwać, krótkie wiadomości po 2-5min? Lajkowała je, w odpowiedzi wysyłała jakieś emoji, no ale okazało się, że ich nie odsłuchuje.
Nasze wiadomości na mesku zaczęły przypominać dwa monologi, a nie rozmowę. Ja piszę jej o czymś, a ona najczęściej jedyne co zrobi to polajkuje moją wiadomość (głosówki przestałam nagrywać od jakiegoś czasu, i tak ich nie odsłuchuje) i pisze o czymś zupełnie niezwiązanym z tym, co mówiłam.
Ciągle jest zajęta, bo pracuje. Ciągle nie ma czasu się spotkać, bo jest zajęta, bo robi coś dodatkowego w tej pracy, również w weekendy. Nasze rozmowy ze wspólnych zainteresowań, jakichś dotyczących nas obu spraw stały się właściwie jej monologiem, w którym chwali się, ile dostała podwyżki, albo jakąś premię. Kiedyś rozmawiałyśmy o swoich pensjach i ona stwierdziła, że ja "zarabiam ochłapy". Strasznie mnie to zraniło, bo moja praca daje mi satysfakcję i też zarabianie kilkunastu tysięcy nigdy nie było dla mnie wartością, do której warto dążyć w życiu. Jestem szczęśliwa w miejscu, w którym jestem. Nie zarabiam 10k na rękę, ale mam w miarę spokojne życie, stać mnie na jakieś ewentualne zachcianki, nie żyję od pierwszego do pierwszego. Ja nie potrzebuję wakacji na Zanzibarze trzy razy w roku kosztem zapierdolu w pracy 18/24. Ale zarabiam jakieś 2.5 raza mniej niż ona. Od jakiegoś miesiąca pisze do mnie tylko w zasadzie po to, by pochwalić mi się, że dostała np. premię.
Kiedy się widziałyśmy, co chwilę odpisywała komuś z pracy i mnie zlewała podczas wspólnych drinków, bo przecież jest taka zajęta.
Próbowałam dać jej jakoś do zrozumienia, że widujemy się bardzo rzadko. Żartowałam, że częściej widuję się z koleżanką, która mieszka 300km ode mnie, ale ona uznała to za żarcik a nie jakąś refleksję... Żeby było jasne: ja nie oczekuję, żeby ona rzuciła swoją pracę, żeby codziennie mieć czas na drinki w moim towarzystwie. Ale zawsze uważałam ją za swoją najbliższą przyjaciółkę i jest mi strasznie przykro, kiedy ona mnie tak traktuje. Serio nie masz 3min w ciągu dnia, by odpisać cokolwiek na jakąś moją wiadomość? Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak:
ja: oglądałam taki fajny film, który poleciła mi jakaś osoba, sądzę, że tobie się spodoba (krótko opowiadam jej, o czym był ten film) - nie wiem, czy to dobry przykład, ale no nie wiem, wcześniej odpisałaby na to, że dziękuje za polecenie, a teraz zachowuje się tak, jakby nawet nie przesłuchała tej głosówki
Ona, odpisuje po dwóch dniach: ej, dostałam 500zł premii!
Nie wiem, sama się gaslightuję, że przesadzam. Nie wiem, czy mam prawo czuć się olana, czy po prostu za dużo od niej wymagam, bo tak wyglądają relacje osób koło trzydziestki? Że praca jest najważniejsza, będziemy gadać tylko o hajsie i tyle?
Mam też inne dobre koleżanki i moje relacje z nimi tak nie wyglądają... Wiadomo, zmieniłyśmy się z biegiem lat. Ale porównuję teraz nieustannie te znajomości z tą przyjaźnią i zastanawiam się: czy to po prostu specyfika tej osoby i mojej zmienionej relacji z nią, czy ona serio mnie zlewa i mam zacząć wygaszać tę znajomość? Po prostu przestać się starać, przestać proponować spotkania? Czy może po prostu ona jest osobą, dla której praca jest najważniejsza i mam to zaakceptować?
Koniec przyjaźni?
Laska ma okres takiego typowego zachłyśnięcia się kasą, czuje się ważna w tej pracy mimo młodego wieku itp. Znam wiele takich przypadków, również na własnym przykładzie.
Może to nie koniec przyjaźni, bo pewnie za jakiś czas jej przejdzie jak trochę życie ją przeora i uświadomi sobie co tak naprawdę było ważne, ale dla swojego spokoju odpuść trochę, nic na siłę.
Może to nie koniec przyjaźni, bo pewnie za jakiś czas jej przejdzie jak trochę życie ją przeora i uświadomi sobie co tak naprawdę było ważne, ale dla swojego spokoju odpuść trochę, nic na siłę.
Również polecam olanie przyjaciółki. Przestań do niej pisać, narzucać się. Gdy wyśle kolejną informację o podwyżce zareaguj tak jak ona - wyślij emotkę lub napisz gratulacje i tyle. Może się zreflektuje, a może to naprawdę koniec przyjaźni, w której tak właściwie nikt nie zawinił. Też miałam taką sytuacje, gdzie na magisterce zmieniłam kierunek i poszłam w stronę kariery, a moja ex psiapsia poznała na studiach faceta i skupiła się na nim. Jako tako miałyśmy kontakt jeszcze przez rok, ale później wszystko upadło, bo nie miałyśmy już zbytnio wspólnych wartości i tematów do rozmów. Niestety, takie życie i może to również będzie Twój przypadek.
Dobrze ci tu piszą. Typowy czas zachłyśnięcia się kasą, może nowymi znajomościami. Tez tak miałam i znam ludzi, którzy tak mieli. Ja bym olała i dala jej się samej ogarnąć, jeśli ją lubisz.