autor: Verlinx » wt kwie 02, 2024 6:36 am
Witam, nawet nie wiem od czego zacząć, ale może krótko się opisze. W tym roku kończe 20lat, w sierpniu 2023 wyprowadziłam się z domu na studia do innego miasta. Studia były tylko wymówką od ucieczki z domu, w którym nie czułam się do końca dobrze. To nie tak, że rodzice nigdy nie okazywali mi zainteresowania, jednak wiele sytuacji sprawiło, że wyprwadzka była wtedy dla mnie najlepszym rozwiązaniem. To zdanie podtrzymuje do dzisiaj. Ostatecznie, tak jak się spodziewałam, kierunek do mnie nie pasował, dlatego znalazłam prace i powiadomiłam moich rodziców, że nie zamierzam już studiować, tylko skupić się na sobie i zdecydować na spokojnie co chce robić w życiu. Tak jak się spodziwałam, zostałam zmieszana z błotem. Mimo wszystko czuje, że to dobra decyzja, w domu nigdy nie doświadczyłam takiej ulgi, bycia samodzielną i nie bycia winną utrzymywania przez kogoś innego.
Jednak nie szukam tu pomocy w moim życiu. Sprawa do której się odnosze miała miejsce w ostatnie święta Wielkanocne. A jak się dłużej zastanowić to w sumie ciągnie się od wielu lat. Przyjechałam do domu rodzinnego po namowach bliskich, sama chciałam odwiedzić głównie młodszego brata i ukochanego psa. Przyjechał po mnie tata, wszystko było dobrze, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż w końcu pojawiłam się w domu. Od początku wyczułam, że coś jest nie tak. Moja mama była w dość dobrym humorze, od razu wiedziałam, że wypiła drinka, może dwa. Tutaj zaznacze, że od ostatniego czasu, zauważyłam, że ten drink może dwa stały się codziennością w życiu mojej mamy. Wieczorne zejścia do piwnicy "aby sprawdzic piec", dziwnie zawsze wychodziła w coraz gorszym stanie. Po godzinie rozmawiania w kuchnii z rodzicami, moja mama postanowila wyjsc, rozpoczęła się pierwsza mała awantura. Klótnie w moim domu były od zawsze, dlatego poszłam prosto do pokoju i zajęłam się sobą. Opis całego mojego pobytu nic nie wniesie, dlatego przejde od razu do rzeczy, przez caly moj pobyt nie widziałam mojej mamy w stanie trzezwosci. Ostatniego dnia miarka się przebrała. Zrobiła ogromna awanture, zaczęła krzyczec w niebo głosy, zaczepiała mojego tate, wyzywała swoją mame. Siedziałam i wszystkiego słuchałam, nagle mój tata przyszedł i kazał mi dzwonic do szpitala. Siedziałam i nie czułam dosłownie nic, pustka... Rece mi sie trzesly, w tle słyszałam tylko okropne, przepelnione bólem wrzaski mojej mamy. Nie wiem ile tak siedziałam, tata po mnie przyszedl i powiedzial, że jedziemy do babci. Nie byłam w stanie nic zrobić po prostu z nim poszłam. Płakał, jak jechalismy autem widziałam, że wcześniej płakał, mówił że nie ma już siły na wieczne awantury i przemoc (nie raz pojawila sie ona wczesniej, jak i w tej sytuacji). Powiedział mi, że mama poszła spać, a on chce zabrać niedługo brata oraz psa i wyprowadzić się. Mówił, że kazał mi dzwonic po karetke, bo bał się że cos się stanie, powoli wydaje mu się, że szpital, psychiatra są tu jedynym rozwiązaniem. Dodam, że mój tata też nie jest święty, jest byłym hazardzistą, przegrał wszystkie pieniądze, które miały iść na remont, utrzymanie mnie oraz brata na studiach. Z tego co słyszałam to również zdradził moją mame. Wszystko tylko "słysze" nikt mi nic nie mówi, ciągle w kłótniach dowiaduje się nowych rzeczy, w następnej są one dementowane. Całe dzieciństwo/okres nastoletni, każdy mnie umoralniał, drwił ze mnie gdy mówiłam, że nie potrzebuje ich wsparcia i wyprowadze się po szkole. Gdy do tego doszło, wszyscy są zdziwieni "po co?" "dlaczego?". Boje się, pisze bardzo nielogicznie i chaotycznie, ale nie wiem jak to nawet ułożyć wszystko, nie wiem co robić, nie chce aby moja mama sobie coś zrobiła. Zawsze byliśmy tą "normalną rodziną" dwójka dzieci, najlepsi uczniowie, pracowita, pomocna żona oraz ciężko pracujący mąż, nikt nie wie co się działo za zamkniętymi drzwiami, gdzie alkohol jest jedynym wyjściem, a dziury w ścianach od starego starego budownictwa, tak naprawde spowodowane są przepychankami. Nie wiem co mam robić, chce zająć się własnym życiem, odnalazłam znowu hobby, mam miłą prace i kochającego chłopaka, ale najbardziej szkoda mi w tym mojego młodszego brata, którego tam zostawiłam. Chce jakoś pomóc, ale nie wiem jak, a najgorsze jest to, że moge udawać dalej tą "uśmiechniętą koleżanke, co zawsze pożartuje, doradzi" ale po nocach nie moge spać, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że coraz bardziej mi nie zależy, nie tylko na relacji z rodziną, ale to wysztko wysysa ze mnie życie. Leże nocami i myśle o niczym, zebranie się zajmuje godziny, moje problemy z koncentracją się znowu nasiliły i czasami "wyłączam się", kiedy ktos do mnie mówi.
Strasznie się rozpisałam, ale chyba po prostu potrzebowałam to z siebie wyrzucić.
Witam, nawet nie wiem od czego zacząć, ale może krótko się opisze. W tym roku kończe 20lat, w sierpniu 2023 wyprowadziłam się z domu na studia do innego miasta. Studia były tylko wymówką od ucieczki z domu, w którym nie czułam się do końca dobrze. To nie tak, że rodzice nigdy nie okazywali mi zainteresowania, jednak wiele sytuacji sprawiło, że wyprwadzka była wtedy dla mnie najlepszym rozwiązaniem. To zdanie podtrzymuje do dzisiaj. Ostatecznie, tak jak się spodziewałam, kierunek do mnie nie pasował, dlatego znalazłam prace i powiadomiłam moich rodziców, że nie zamierzam już studiować, tylko skupić się na sobie i zdecydować na spokojnie co chce robić w życiu. Tak jak się spodziwałam, zostałam zmieszana z błotem. Mimo wszystko czuje, że to dobra decyzja, w domu nigdy nie doświadczyłam takiej ulgi, bycia samodzielną i nie bycia winną utrzymywania przez kogoś innego.
Jednak nie szukam tu pomocy w moim życiu. Sprawa do której się odnosze miała miejsce w ostatnie święta Wielkanocne. A jak się dłużej zastanowić to w sumie ciągnie się od wielu lat. Przyjechałam do domu rodzinnego po namowach bliskich, sama chciałam odwiedzić głównie młodszego brata i ukochanego psa. Przyjechał po mnie tata, wszystko było dobrze, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż w końcu pojawiłam się w domu. Od początku wyczułam, że coś jest nie tak. Moja mama była w dość dobrym humorze, od razu wiedziałam, że wypiła drinka, może dwa. Tutaj zaznacze, że od ostatniego czasu, zauważyłam, że ten drink może dwa stały się codziennością w życiu mojej mamy. Wieczorne zejścia do piwnicy "aby sprawdzic piec", dziwnie zawsze wychodziła w coraz gorszym stanie. Po godzinie rozmawiania w kuchnii z rodzicami, moja mama postanowila wyjsc, rozpoczęła się pierwsza mała awantura. Klótnie w moim domu były od zawsze, dlatego poszłam prosto do pokoju i zajęłam się sobą. Opis całego mojego pobytu nic nie wniesie, dlatego przejde od razu do rzeczy, przez caly moj pobyt nie widziałam mojej mamy w stanie trzezwosci. Ostatniego dnia miarka się przebrała. Zrobiła ogromna awanture, zaczęła krzyczec w niebo głosy, zaczepiała mojego tate, wyzywała swoją mame. Siedziałam i wszystkiego słuchałam, nagle mój tata przyszedł i kazał mi dzwonic do szpitala. Siedziałam i nie czułam dosłownie nic, pustka... Rece mi sie trzesly, w tle słyszałam tylko okropne, przepelnione bólem wrzaski mojej mamy. Nie wiem ile tak siedziałam, tata po mnie przyszedl i powiedzial, że jedziemy do babci. Nie byłam w stanie nic zrobić po prostu z nim poszłam. Płakał, jak jechalismy autem widziałam, że wcześniej płakał, mówił że nie ma już siły na wieczne awantury i przemoc (nie raz pojawila sie ona wczesniej, jak i w tej sytuacji). Powiedział mi, że mama poszła spać, a on chce zabrać niedługo brata oraz psa i wyprowadzić się. Mówił, że kazał mi dzwonic po karetke, bo bał się że cos się stanie, powoli wydaje mu się, że szpital, psychiatra są tu jedynym rozwiązaniem. Dodam, że mój tata też nie jest święty, jest byłym hazardzistą, przegrał wszystkie pieniądze, które miały iść na remont, utrzymanie mnie oraz brata na studiach. Z tego co słyszałam to również zdradził moją mame. Wszystko tylko "słysze" nikt mi nic nie mówi, ciągle w kłótniach dowiaduje się nowych rzeczy, w następnej są one dementowane. Całe dzieciństwo/okres nastoletni, każdy mnie umoralniał, drwił ze mnie gdy mówiłam, że nie potrzebuje ich wsparcia i wyprowadze się po szkole. Gdy do tego doszło, wszyscy są zdziwieni "po co?" "dlaczego?". Boje się, pisze bardzo nielogicznie i chaotycznie, ale nie wiem jak to nawet ułożyć wszystko, nie wiem co robić, nie chce aby moja mama sobie coś zrobiła. Zawsze byliśmy tą "normalną rodziną" dwójka dzieci, najlepsi uczniowie, pracowita, pomocna żona oraz ciężko pracujący mąż, nikt nie wie co się działo za zamkniętymi drzwiami, gdzie alkohol jest jedynym wyjściem, a dziury w ścianach od starego starego budownictwa, tak naprawde spowodowane są przepychankami. Nie wiem co mam robić, chce zająć się własnym życiem, odnalazłam znowu hobby, mam miłą prace i kochającego chłopaka, ale najbardziej szkoda mi w tym mojego młodszego brata, którego tam zostawiłam. Chce jakoś pomóc, ale nie wiem jak, a najgorsze jest to, że moge udawać dalej tą "uśmiechniętą koleżanke, co zawsze pożartuje, doradzi" ale po nocach nie moge spać, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że coraz bardziej mi nie zależy, nie tylko na relacji z rodziną, ale to wysztko wysysa ze mnie życie. Leże nocami i myśle o niczym, zebranie się zajmuje godziny, moje problemy z koncentracją się znowu nasiliły i czasami "wyłączam się", kiedy ktos do mnie mówi.
Strasznie się rozpisałam, ale chyba po prostu potrzebowałam to z siebie wyrzucić.